historiasportu.info

Dan Jansen: braterska obietnica

Dan Jansen fot. https://www.facebook.com/danjansenfoundation
Podziel się:

Rok 1994. Lillehammer. Dan Jansen, amerykański panczenista, staje na najwyższym stopniu olimpijskiego podium. Ze wzruszeniem słucha kolejnych nut hymnu. A potem spogląda w niebo i oddaje salut. Gest ten jest puentą dziesięcioletniej pogoni za sportowym spełnieniem. I hołdem dla tej, której obiecał medal. Dla jego siostry, Jane.

Żeby w pełni zrozumieć niezwykłość jego historii musimy cofnąć się o dziesięć lat…

W 1984 Dan wyjeżdżał do Sarajewa z łatką wielkiego talentu, ale czy oczekiwano od niego tytułów? Raczej nie, choć bił już wtedy juniorskie rekordy. Pierwsze olimpijskie szlify dziewiętnastolatka były przyzwoite. Zajął 16. miejsce na 500 metrów i ledwie o ułamek sekundy przegrał brąz na 1000 metrów. Zyskał też nieocenione doświadczenie. I czekał. Bo jego czas miał dopiero nadejść.

14 lutego 1988 – dzień, w którym Dan Jansen miał wejść na szczyt

Tydzień przed startem w Calgary Amerykanin zostaje mistrzem świata. Z miejsca staje się murowanym kandydatem do olimpijskiego złota. 14 lutego 1988 ma wspiąć się na szczyt.

***

Dzień rozpoczyna od rozmowy telefonicznej ze starszą siostrą, Jane. By zrozumieć, co łączy rodzeństwo trzeba wrócić do lat 60. Daniel urodził się w wielodzietnej rodzinie. Był najmłodszym dzieckiem Geraldine i Harr’ego. Szczególna więź łączyła go właśnie z Jane, która otaczała go opieką. To ona zabierała malca na pierwsze łyżwiarskie eskapady. Ona kibicowała w trakcie zawodów. I ona cieszyła się z sukcesów. Pewnie marzyła, by brat wrócił z Kanady w chwale.

Rano Dan otrzymał wiadomość, że siostra, która od miesięcy walczyła z białaczką, jest w bardzo ciężkim stanie. Złapał za telefon, aby z nią porozmawiać. Być może przypuszczał, że to ten ostatni raz… O 9:55 lokalnego czasu powiadomiono go, że Jane zmarła. Miała 27 lat i była matką trójki małych dzieci.

Jansen schował się w pokoju. Rozmawiał tylko z członkami swojej rodziny. Sporo myślał. Był rozbity fizycznie i psychicznie. Pewnie każdy zrozumiałby, gdyby odmówił startu. Ale nie zrobił tego.

Jane by tego chciała” – miał rzucić w stronę trenerów.

Dan Jansen w 1985 roku fot. Rob Croes/CC0
Dan Jansen w 1985 roku fot. Rob Croes/CC0

Na tor wychodził blady. Pod czerwono-błękitnym kombinezonem chciał ukryć wszystkie troski i bóle. Podszedł do linii startu. Obok niego ustawił się Japończyk Yasushi Kuroiwa. Ruszyli. I już na pierwszym zakręcie Dan upadł.

„Kiedy pojawił się w telewizji, widziałam go… wyglądał tak blado i był roztrzęsiony” – powiedziała matka Dana, Gerry Jansen, wiele lat później.

Kobieta, mimo gigantycznej tragedii, zachęcała go do pozostania na tamtych igrzyskach.

„Nie widziałam w nim tej pewności siebie. I przez głowę przeszła mi myśl: och, mój synu, dlaczego ja ci pozwoliłam?”.

Daniel decyduje się jeszcze na start na dystansie 1000 metrów. Cztery dni później pędzi z rekordową prędkością i… znów ląduje na lodzie. Siedząc spogląda na dach hali, a potem położy twarz w dłoniach. A sprawozdawcy informują o jego dramacie. Jego historia łapie ludzi za serce.

Po powrocie do domu przyszedł czas na pogrzeb Jane. W trakcie ceremonii olimpijczyk usłyszał, że pokazał ludziom, jak podnieść się po upadku. Ale nie były to jedyne słowa wsparcia. Bo Jansen otrzymał blisko dziesięć tysięcy listów ze słowami otuchy. Jeden z nich był wyjątkowy.

„Drogi Dan! Mój ojciec zmarł tuż przed moimi startami w Olimpiadach Specjalnych w 1981 roku. Chcę podzielić się z Tobą jednym z moich złotych medali” – napisał Mark Arrowood z Doylestown, paraolimpijczyk z Pensylwanii.

Panczenista umieścił krążek Marka w szklanej gablocie na trofea w jadalni swoich rodziców w West Allis. W 1988 roku rozpoczął bój o spełnienie obietnicy. Bój równie niezwykły.

Najgorsze miejsce dla sportowca

Cztery lata później podbudowany seryjnymi zwycięstwami w Pucharze Świata na dystansie 500 metrów, ruszył do Albertville „po swoje”. Znów pisano, że jest faworytem do tytułu.

***

We Francji głównym rywalem Jansena jest Niemiec Uwe-Jensen Mey. Bilans pomiędzy nimi jest remisowy. Razem dzierżą rekord świata. Mijają dokładnie cztery lata i jeden dzień, gdy Daniel staje przed kolejną szansą. I wielu mu kibicuje. A jego mama mówi przed startem:

„Podobnie jak wszyscy, chcę poznać resztę tej historii, niezależnie od tego, czy jest dobra, czy zła. Ona musi mieć zakończenie”.

 Dan Jansen wystartował na czterech igrzyskach olimpijskich fot. Ineke Vogel/CC BY 3.0
Dan Jansen wystartował na czterech igrzyskach olimpijskich fot. Ineke Vogel/CC BY 3.0

Ma. I brak w niej happy endu. W Albertville Dan jest czwarty. A potem, w wyścigu na kilometr, zajmuje 26. lokatę. I znów staje przed dylematem: kończyć, czy spróbować raz jeszcze. Decyduje się na drugą opcję, tym bardziej, że MKOl przyśpiesza kolejne igrzyska o dwa lata. W Lillehammer Jansen będzie miał 29 lat. Wszystko wskazuje na to, że będzie to nie tyle ostatnia szansa na medal, co ostatni w ogóle olimpijski start.

Salut

W latach 1992–1994 Daniel był jedynym łyżwiarzem, który na 500 metrów złamał barierę 36 sekund. I to czterokrotnie. W 1994 roku zdobył swój drugi tytuł mistrza świata w sprincie.

***

„Dana Jansena zaczęto przedstawiać jako dzieciaka, któremu złamano serce, ponieważ może to być największy panczenista, jaki kiedykolwiek założył łyżwy, a który nigdy nie zdobył medalu olimpijskiego. A to oznaczałoby, że był jednym z największych pechowców w historii” – mówił psycholog sportu dr Jim Loehr dla ESPN Classic.

Ten sam mężczyzna przekonywał panczenistę, by w Norwegii skupił się nie na swoim koronnym, 500-metrowym dystansie, ale na 1000 metrach.

Bieg olimpijski na pół kilometra w Lillehammer odbył się dokładnie sześć lat po śmierci Jane. Jakże to wymowne. Dan jechał dobrze, ale na ostatnim zakręcie jego lewa łyżwa „uciekła”, a on dotknął dłonią toru. Ten niewielki błąd zepchnął go na ósme miejsce. I nadszedł ostatni akord tej historii. Bo jak mówiła matka Dana, ona musiała jakoś się zakończyć…

18 lutego 1994 roku Jansen znów ustawił się na starcie. Za głównego rywala wskazywano Ihara Żalazouskiego z Białorusi, o dwa lata starszego od Amerykanina. Też startującego ostatni raz. I Żalazouski wystartował już w pierwszej parze. Pojechał rewelacyjnie.

Przed wyjściem na tor Dan miał powtarzać sobie, by „tylko jechał na łyżwach”. Kiedy ustawił panczeny na linii, norweska publika zgotowała mu owację. Nie był wtedy sam.

Potem sygnał. Rusza.

Kolejne metry pokonuje dość pewnie. Po 600 metrach kibice widzą, że jedzie na rekord świata! Doping jest jeszcze głośniejszy. Wychodzi na przedostatni wiraż i… delikatnie traci równowagę. Ręką zaś dotyka lodu. Ale nie upada. Linię mety mija z czasem 1:12,42. Z nowym rekordem świata! Tamtego dnia nikt nie był szybszy…

Chwilę po finiszu spogląda na zegar. Potem zdejmuje okulary i szeroko się uśmiecha. Łapie się za głowę. Bierze też na ręce swoją córeczkę. Nazwał ją Jane, na cześć jej cioci.

***

Sport często kreuje bohaterów. Albo historie tak osobliwe, że nawet najlepszym filmowym scenarzystom ciężko byłoby je wymyślić. I ta opowieść o pogoni Daniela Jansena za złotem i za spełnieniem obietnicy danej siostrze takową jest. Karierę kończy już w sierpniu 1994. Potem działa w fundacji na rzecz osób chorych na białaczkę. Komentuje igrzyska. I pewnie jest inspiracją dla rzesz następców.

Bo ludzie kochają takie historie. A ta kończy się happy endem.

Podziel się:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najczęściej oceniane
Informacje zwrotne w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Facebook
Archiwa

Warto zobaczyć

0
Chciałbym poznać Twoje zdanie, proszę o komentarz.x
Scroll to Top