Jerzy Rybicki – ostatni polski złoty medalista olimpijski w boksie – nie był typem ulicznego zabijaki, ale miał instynkt, refleks i odwagę. W 1976 roku w Montrealu wspiął się na szczyt, pokonując zawodników z USA, Portoryko, ZSRR i Jugosławii.
Warszawa, 6 czerwca 1953. W robotniczej rodzinie Ryszarda i Krystyny Przeklasa rodzi się chłopiec. Miną dwadzieścia trzy lata, gdy na stałe zapisze się w historii boksu, jako ostatni polski złoty medalista olimpijski. Nazywa się Jerzy Rybicki.
– Miałem bokserskie oczko i wrodzony refleks – tłumaczył wiele lat później.
Przygodę z bokserskim rzemiosłem rozpoczął w Gwardii Warszawa. Namówiony przez kolegę przyszedł na salę. Jego pierwszym trenerem został Antoni Komuda, specjalista od „trudnej młodzieży”. Jurek rzezimieszkiem nie był. Raczej grzeczny, ułożony. Ale w ringu potrafił uderzyć. Ten rezerwuar talentu natychmiast dostrzegł szkoleniowiec. Tak zaczynała się pięściarska droga, której szczytowym momentem były igrzyska olimpijskie w 1976 roku.
|Czytaj też: Spowiedź mistrza: Marian Kasprzyk. Część 1: początek, Kulej i rzymska śliwka
Czekał, czekał i…
W Montrealu Rybicki miał 23 lata. Startował w wadze lekkośredniej. Decyzję podjął wspólnie z trenerem Michałem Szczepanem, gdy po nawracających problemach z dłonią. W pierwszej rundzie trafił wolny los, dający automatyczną kwalifikację do 1/8. A tam czekał Chuck Walker. Amerykanin był znany z brutalnych incydentów. Wzbudzał strach, dlatego Rybicki podszedł do pojedynku ostrożnie. Skoncentrowany, zdyscyplinowany taktycznie. Wygrał 3:2.
W ćwierćfinale czekał Wilfredo Guzman z Portoryko. Starcie było o tyle istotne, że jego zwycięzca miał zagwarantowany przynajmniej brązowy medal (za awans do półfinału). Polak dominował od początku do końca, czego odzwierciedleniem był wynik 5:0.

Największe napięcie towarzyszyło pojedynkowi półfinałowemu. Wiktor Sawczenko (ZSRR) słynął z potężnego ciosu. Podczas walki obaj zawodnicy byli liczeni – Rybicki w drugiej rundzie, Sawczenko w trzeciej. Po ostatnim gongu sekundy dłużyły się niemiłosiernie. Nie wiadomo było, kto powalczy o tytuł. Koniec końców sędziowie wskazali zwycięstwo Polaka: 3–2. Dla Rybickiego triumf był przepustką do historii.
– Długo czekałem na pierwszą walkę. Koledzy już występowali, a ja czekałem. Czułem się w formie, trenerzy aż musieli ją „wyciszać”, żebym nie „wypalił się” na sparingach. Która z czterech walk była najtrudniejsza? Oczywiście z Sawczenką, miał mnie na deskach. W boksie tak jest, że chwila nieuwagi może drogo kosztować – mówił już po finale.
Bój o złoto miał bowiem Jurek nieco spokojniejszy. Tadić Kačar z Jugosławii był pięściarzem solidnym. Był wyższy od Rybickiego, miał dłuższy zasięg ramion, a fakt, że wyeliminował w półfinale faworyta Kubańczyka Rolando Garbey’a sprawiał, że przed finałem nieco się go obawiano. Trzeba było wyprzedzać jego uderzenia. Bazować na szybkości. I Jurek od pierwszej rundy konsekwentnie realizował te założenia. Gdy gong zabrzmiał ostatni raz uniósł ręce ku górze, ciesząc się ze złota.
|Czytaj też: Mistrz w pięciu kategoriach i pierwszy, który zarobił 100 mln
Czy Jerzy Rybicki był zawodowcem?
– Jestem niezmiernie szczęśliwy ze złotego medalu olimpijskiego. Było ciężko, ale w sumie według mojej oceny stoczyłem niezłe walki (…). Mój przeciwnik jugosłowiański pięściarz miał nieco lepsze losowanie. Ja natomiast po drodze do finału walczyłem z groźnym Amerykaninem, Portorykańczykiem i wicemistrzem Europy pięściarzem ZSRR. Wiele zawdzięczam mojemu trenerowi Michałowi Szczepanowi. To on właśnie, mozolnie od pięciu lat przygotowywał mnie do tego turnieju. Przed każdą walką w tym turnieju omawialiśmy szczegółowo z trenerem taktykę walki. Jego rady były niezmiernie udane. Dużo też zawdzięczam naszemu masażyście Stanisławowi Zalewskiemu. Oprócz odnowy fizycznej stosuje on doskonały system przygotowania psychicznego zawodnika do walki. Te wszystkie czynniki złożyły się na mój końcowy sukces – mówił wysłannikom gazet nowy mistrz olimpijski. Czas pokazał, że do dziś ostatni z Polski…
Jerzy Rybicki wygrał turniej, który na tych samych igrzyskach padał łupem przyszłych zawodowych mistrzów świata. Legend pięściarstwa. W Montrealu kibice mogli przecież oglądać Raya Leonarda czy braci Spinksów. Amerykanie otwierali sobie drogę do profesjonalizmu. Polak, żyjący i trenujący za żelazną kurtyną, takiej możliwości nie miał.
Mimo to Rybicki kontynuował pięściarską karierę, sięgając po brąz w mistrzostwach Europy Halle. Stał też na najniższym stopniu mistrzostw globu w 1978 roku. Dwa lata później w Moskwie zdobył olimpijski brąz.
Ringową podróż zakończył po 296 walkach, z których 269 wygrał, 25 przegrał i dwie zremisował. Sześciokrotny mistrz Polski w różnych kategoriach – półśredniej (1974–75), lekkośredniej (1977–79) i średniej (1981). Po zakończeniu kariery był trenerem Gwardii Warszawa, potem kadry narodowej (która wróciła z Barcelony 1992 z brązem Wojciecha Bartnika), a następnie prezesem Polskiego Związku Bokserskiego.