Zwano go „Le Blaireau”, czyli „Borsuk”, bo tak jak to zwierzę, gdy czuł realne zagrożenie – walczył. Potrafił też być okrutny; ciągle warczał; jechał z zaciśniętą szczęką, tak, jakby ściskał coś zębami. Za tym nieustępliwym charakterem szły w parze kolarskie umiejętności. Pewnie dlatego Bernard Hinault do dzisiaj wymieniany jest jako jeden z najlepszych…
Pięścią w strajk
12 marca 1984 roku. Trwał piąty etap wyścigu Paryż-Nica. Bernard Hinault, legendarny francuski kolarz i pięciokrotny zwycięzca Tour de France, jechał w grupie zawodników, którzy przewodzili stawce. Nic nie zapowiadało komplikacji.
W pewnym momencie jadący przed kolarzami motocykl zwolnił, a na jezdni pojawiła się masa ludzi, którzy gwizdali, krzyczeli i machali jakimiś flagami. Okazało się, że są to robotnicy pobliskiej stoczni La Ciotat, którzy zorganizowali strajk. To, że protestowali na trasie wyścigu nie było przypadkowe. Związki zawodowe działające przy zakładzie doskonale zdawały sobie sprawę, że zatrzymanie popularnego i transmitowanego w ogólnokrajowej telewizji wyścigu, może przynieść im rozgłos i podnieść rangę kampanii. Rzeczywiście, relacje ze strajku pojawiła się w głównych serwisach informacyjnych, tyle że dziennikarze skupiali się w nich nie na protestujących… a na Hinaultcie.
Popularny „Borsuk”, widząc krzyczącą grupę zwolnił, ale nie miał zamiaru całkowicie się zatrzymać. Być może przypuszczał, że wjazd jednośladem pomiędzy protestujących i magia jego nazwiska sprawią, że przejazd będzie możliwy. Nic z tego. Strajkujący nie mieli zamiaru zejść z drogi kolarzom. Więcej, zatrzymali ich.
Dla charakternego Hinaulta sprawy poszły za daleko. Strącony ze swojego roweru niemal natychmiast doskoczył do jednego z protestujących i huknął mu pięścią w twarz. Pozostali kolarze chcieli mu pomóc. Całą sytuację załagodziła postawa części strajkujących i przybycie policji.
Po tym incydencie Bernard chciał wycofać się z wyścigu. Paradoksalnie, na znak protestu. Organizatorzy przekonali go jednak, by jechał dalej. Przecież nic wielkiego się mu nie stało.
Co ciekawe, kilka lat wcześniej, „Borsuk” sam zorganizował strajk. I to w trakcie Tour de France 1978! Stanął na czele zawodników, którzy protestowali przeciwko przeprowadzaniu dwóch etapów jednego dnia.
Sytuacja ta idealnie pasuje do wyznawanej przez Bernarda zasady:
„Dopóki oddycham – atakuję”.
Czytaj też: Jan Veselý. Od rozwożenia bułek do kolarskich tryumfów
Bernard Hinault: Legenda Tour de France
Hinault urodził się 14 listopada 1954 roku w Bretanii, ziemi znanej z surowości klimatu i nieokiełznanej natury. Może właśnie miejsce urodzenia wpłynęło na charakter kolarza. Na tę niezłomność i bezkompromisowe podejście do wyścigów.
Kariera zawodowa „Borsuka” rozpoczęła się w roku 1974. Szybko zyskał szacunek w peletonie. Bo jak tu nie patrzeć z uznaniem na faceta, który podczas wyścigu Dauphiné Libéré w 1977 r., w czasie zjazdu, przy dużej prędkości wypadł z zakrętu i klapnął ze stromego wzniesienia, by potem wspiąć się, otrząsnąć żółtą koszulkę z kurzu i… ruszyć dalej – po wygraną nad Bernardem Thevenetem. W 1980 w Sallanches został też mistrzem świata ze startu wspólnego. A to był dopiero początek legendy.
Najmocniej zapadł w pamięci fanom Tour de France, najbardziej prestiżowego wyścigu kolarskiego świata. Bernard Hinault zdominował tour w imponującym stylu, sięgając po żółtą koszulkę triumfatora aż pięć razy. Pierwszy raz wygrywał w 1978 roku, kiedy pokonał rywali, wykazując nie tylko fizyczną siłę, ale także taktyczny geniusz i niepochamowaną wolę zwycięstwa. Hinault kontynuował swoją panowanie nad Wielką Pętlą, zwyciężając w 1979, 1981, 1982 i 1985 roku.
Ostatni triumf był szczególny, bo „Borsuk” uległ strasznemu wypadkowi na ostatnim kilometrze 14. etapu, w wyniku czego złamał nos. Ostatecznie przekroczył linię mety o własnych siłach, ale twarz miał całą we krwi. Generalkę wygrał, choć prawdopodobnie nie dokonałby tego bez poświęcenia swojego kolegi z drużyny, Grega LeMonda.
Czytaj też: To nie tylko parada oszustów. Rocznica wymyślenia Tour de France
Złamana obietnica?
Giro d’Italia, kolejny z wielkich kolarskich wyścigów, również padł łupem Hinaulta. W 1980 roku zdołał zwyciężyć we włoskim tourze, demonstrując swoją wszechstronność i umiejętność radzenia sobie z różnorodnymi warunkami terenowymi i atmosferycznymi. W tym samym czasie był bohaterem epickiego zwycięstwa w Liège-Bastogne-Liège, gdzie wygrywał w zimną, kwietniową niedzielę, której towarzyszyła potworna śnieżyca. Wówczas metę minął jako pierwszy, o prawie dziewięć i pół minuty szybciej niż Holender Hennie Kuiper.
W hiszpańskiej Vuelta a España Hinault również triumfował. Jego zwycięstwo z 1978 udowodniło, że jest kolarzem, który przez kilka lat będzie faworytem każdego wyścigu w jakim weźmie udział.
Ale kto wie, czy najbardziej znanym startem „Borsuka” nie był ten z 1986 roku, kiedy ponoć zapowiedział, że w Tour de France odwdzięczy się koledze z drużyny, Gregowi LeMond’owi. Zgodnie z obietnicą, którą dał rok wcześniej, w tej edycji miał pomagać młodemu Amerykanowi, gdyż ten mocno przyczynił się do jego wygranej w 1985. Jednak po rozpoczęciu wyścigu Francuz nie do końca wywiązał się z porozumienia… O tej rywalizacji ESPN stworzył nawet film dokumentalny, „Pokonać Borsuka”.
W ekranizacji da się wyczuć narrację, że Hinault zdradził LeMonda. Wywiady z LeMondem pokazują, że mimo upływu lat, on nadal tak postrzega tamte chwile. Hinault bronił się. Mówił, że faktycznie jechał mocno, ale tylko po to, by osłabić innych i tym samym wyeliminować Amerykaninowi konkurencję. I że nie miał zamiaru pozbawiać LeMonda końcowego zwycięstwa. Jak było naprawdę? Trudno ocenić, niemniej tamta edycja zapisała się w historii, jako jedna z najbardziej emocjonujących. I ostania dla wielkiego „Borsuka”. Kilka tygodni później powiedział dość. Odchodził w chwale. Zasłużonej.
Bernard Hinault był kolarzem wybitnym. Spośród wszystkich najważniejszych tourów czy klasyków nie zwyciężył tylko w dwóch: w Tour of Flanders i Mediolan-San Remo. To też dowód na jego wyjątkowość.