Luis Ángel Firpo stoczył jedną z najbardziej kontrowersyjnych walk w dziejach boksu. 14 września 1923 r. zmierzył się z Jackiem Dempsey’em. Stawką pojedynku było mistrzostwo świata wagi ciężkiej. Ale w jego trakcie doszło do dużego skandalu…
„Argentyńczyk Firpo, który niedawno nieszczęśliwie walczył z Dempseyem został zaaresztowany w chwili, gdy siadał na statek odjeżdżający do Hawanny, rozgłosiwszy uprzednio, że wyjeżdża do Kanady.Celem tych chytrych manewrów było uniknięcie zapłacenia podatków w wysokości 20.000 dolarów, wymierzonych od dochodu z meczu z Dempseyem. — Zawodowość jest niewątpliwie najcięższą chorobą, zagrażającą wprost dalszemu rozwojowi sportu” – pisano w 42 numerze „Sportowca” w 1923 roku.
Dziesięć czy siedemnaście?
Był to kolejny skandal wokół pojedynku, który do dziś uchodzi za jeden z najbardziej dramatycznych w dziejach boksu. Pojedynku, który miał zakończyć się wygraną „Dzikiego Byka z Pampasów”, ale ringowy rozjemca – Johnn Gallagher – jakby nie widział, że wyrzuconemu poza liny Dempsey’owi w powrocie pomagają dziennikarze. I że cała akcja trwa dłużej, niż odliczane regulaminowo dziesięć sekund.
W tym samym momencie w Bueno Aires 2500 osób, które wcześniej zapłaciło za słuchanie audycji radiowej na stadionie Luna Park miało ryknąć z radości. Biedniejsi czekali przed Palacio Barolo, najwyższym wówczas budynkiem w mieście i z uwagą wypatrywali koloru światła, które miało żarzyć się w jednym z okien. Wpływowy dziennikarz i biznesmen Natalio Botana zainstalował tam dwie lampy. Jeśli Firpo pokonałby Dempsey’a, to zapalić miało się światło zielone. W razie porażki kolor byłby czerwony.
I właśnie wtedy, gdy argentyński idol i pretendent wysyłał mistrza na redaktorski stolik, a ten uderzył głową w maszynę do pisania, lud pod Palacio Barolo dostrzegł zieleń. Zapanował szał radości! Dość powiedzieć, że wcześniej to Firpo siedem razy lądował na deskach… Ale ponosił się, jak na wielkiego zawodnika przystało. Dlatego tłum w Buenos Aires wiwatował, bo doczekał swojego mistrza świata! A wysłannik gazety „Iskra” tak pisał (pisownia oryginalna):
„I w tej chwili następuje rzecz niesłychana w dziejach boksu. Szybki, jak błyskawica 1 potężny, jak piorun, rozmach prawej ręki — i… szampion świata wylatuje, jak z procy przez liny i pada głową na dół, rozkraczony, jak żaba, pomiędzy sprawozdawców prasowych. Moment śmiertelnej ciszy i naraz — wrzask straszliwy. Widownia ryczy, jak stotysiączne stado bawołów. Nikt już nie siedzi. Wszyscy stoją, wspinają się na ramiona sąsiadów. Ktoś wpija mi w ramię pięć palców i ściska je kurczowo. Odwracam się zniecierpliwiony i widzę bladą twarz mego sąsiada, który mi się przed chwilą pochwalił, że postawił 700 dolarów na Dempseya (…)”.
Chwilę później emocjonalna huśtawka przyniosła oburzenie. Sędzia policzył po swojemu. Minęło trochę czasu i czujni analitycy wydali wyrok. Mistrz podnosił się około 17 sekund. W 1932 roku wspominał tamten moment na łamach „Przeglądu Sportowego”, sugerując, że ciosu nie otrzymał:
„W następnym momencie ujrzałem przed sobą nowy „szereg” Firpo, następujący na mnie, jak zwarty szyk żołnierzy. Zadałem temu szeregowi cios i… trafiłem. Lewa ręka Firpo wystrzeliła do mnie — uchyliłem się — przesunęła się po mojemu ramieniu. W w tej chwili pierś jego uderzyła moją i zwaliłem się z ringu. Jakkolwiek nic nie czułem w tym memencie, uszkodziłem sobie krzyż i skutki tego odczuwam do dziś. Przypuszczani, że upadając, uderzyłem się o brzeg ringnu. W każdym razie ten wstrząs ożywił mię i orzeźwił”.
Są głosy, że tylko dzięki pomocy rozjemcy Jack Dempsey dotrwał do końca pierwszej rundy. Albo że brak poważnego menadżera zaszkodził argentyńskiemu pretendentowi. W drugiej odsłonie panujący mistrz pokonał Firpo, posyłając go na deski w niecałą minutę po rozpoczynającym ją gongu. Dempsey został mistrzem. Sędziego zawieszono. A Luisa Ángela Firpo zatrzymano.
Taka to była walka.
Czytaj też: Wielki mistrz był tak brutalny, że czasem wzbudzał niechęć wśród kibiców
Luis Ángel Firpo – urodzony dla boksu
Firpo urodził się 1 października 1894 roku w Junín w prowincji Buenos Aires. W dzieciństwie stracił słuch, co skłoniło jego rodziców do przeprowadzki do stolicy, by być bliżej lepszych lekarzy.
Z jego młodością związane są ciekawe anegdoty. Jedna z nich mówi, że zwolniony ze służby wojskowej, zaczął pracę w cegielni. I to tam miał w pojedynkę rozprawić się z trzema mężczyznami, którzy próbowali okraść jej właściciela. Wdzięczny fabrykant zasugerował mu treningi pięściarskie. Ba, wsparł go w tym nawet materialnie. W wieku 26 lat Firpo miał brać też udział w tajnych walkach, gdyż boks w Buenos Aires był zakazany od 1892 r.
Wcześniej, będąc nastolatkiem – dość wyrośniętym, jak na swój wiek – wziął za łachmany faceta, który obrażał jego ojca. Według relacji świadków, miał nim rzucić, jak workiem ziemniaków, taką posiadał siłę…
Seria wygranych walk w Ameryce Południowej sprawiła, że promotor Tex Rickard zainteresował się nim i zorganizował walki w Stanach Zjednoczonych. W jednym ze starć znokautował nawet Jessa Willarda, co prawda wówczas 42-letniego, ale ciągle wielkiego pięściarza.
Po walce z Dempsey’em rodacy przywitali go jak bohatera narodowego. Boks stał się w Argentynie tak popularny, że w 1925 oficjalnie zniesiono zakaz jego uprawiania, a 14 września, na pamiątkę walki o mistrzostwo, został ustanowiony Dniem Boksera. Firpo jeszcze trochę powalczył. Odwieszał rękawice na kołku, by po kilku latach je odwiesić. Ostatni raz stanął w ringu, mając 41 lat.
Miał smykałkę do interesów. Zarobione pieniądze inwestował, pomnażając swój majątek. A to zajmował się farmą ptaków, a to hodowlą bydła. Dorobił się, tak by można streścić tę działalność.
Zmarł 7 sierpnia 1960 roku na atak serca.
Czytaj też: Lennox Lewis – Oliver McCall. Nadziwniejsza walka w historii boksu?