historiasportu.info

Muhammad Ali – Trevor Berbick. „Last Dance” legendy

Muhammad Ali
Podziel się:

11 grudnia 1981 roku Muhammad Ali ostatni raz wyszedł do ringu. Okoliczności pojedynku to jedno. Drugie to nieumiejętność Alego do pogodzenia się z końcem kariery i chorobą…

Próba?

Rok 1984. Muhammad Ali wsiada do swojego porozbijanego Rolls-Roysa Corniche. Odpala. Na fotelu pasażera siada reporter niemieckiego tygodnika „Stern”. To on opisze tamten dzień.

Ali jedzie na salę treningową „Joe Louis Boxing Meemorial Gym”. Otwiera drzwi. Chwyt ma niepewny. Dłoń szybko ląduje w kieszeni.

Znów tańczysz, czemp?” – pyta jeden z trenujących.

Milczy. Idzie do szatni, ubiera dres i podchodzi do worka treningowego. Twarz, która wcześniej była jakby maską, zaczyna się rozjaśniać. Najpierw worek treningowy. Potem staje w ringu. Mówi, że przeboksuje pełen dystans. Piętnaście rund. Po kilku minutach traci równowagę. Widzą to gapie, których przyklejone do szyby nosy są jednymi z ostatnich dowodów zainteresowania karierą Muhammada Alego.

Zabiera skakankę. Kolejne powtórzenia. Chce zrzucić trochę kilogramów, by w trakcie powrotu na ring wyglądać tak, jak dawniej. Ale nie wygląda. Choroba Parkinsona zaczyna zbierać żniwa. Pierwszym cięciem, kradnąc koordynację.

Osiemdziesiąt pięć, czemp” – mówi ktoś z sali. Tyle skoków, w ciągu trzech minut, zalicza były mistrz świata. Towarzysze wierzą, że legenda jeszcze wróci. Że czwarty tytuł mistrzowski to kwestia czasu.

Czas nie leczy ran. Tych ukrytych, zadanych po ciosach. Tych, których początkowo nie widać.

Muhammad Ali vs Trevor Berbick plakat fot. domena publiczna

Mój trener i ja wyliczyliśmy kiedyś, że bokser inkasuje w każdej rundzie przeciętnie dwa uderzenia w głowę. Boksowałem 30 lat, łącznie 1500 rund, daje to 3 tysiące uderzeń na głowę, zgadza się? Jak myślicie, jak wy byście się czuli, gdybyście tyle razy dostali po łbie” – pyta retorycznie Ali.

On, podobnie jak wielu innych mistrzów, nie wiedział kiedy zejść ze sceny. Niepokonanym.

Czytaj też: Cassius Marcellus Clay Junior droga do mistrzostwa i Muhammada

Muhammad Ali. Ostatni taniec

11 grudnia 1981 roku. Nassau na Bahamach. Miejsce nieprzypadkowe. Wybrane, ponieważ żaden amerykański stan nie przyznał Alemu licencji bokserskiej. To efekt nie tyko poprzedniego, przegranego starcia z Larrym Holmesem. Lekarze dbają o jego zdrowie. Przecież już wtedy ma problemy, by trafić palcem wskazującym we własny nos…

Ale on nie chcie, ot tak, odejść. Zresztą nie tylko on. Wokół są ludzie, dla których stał się maszynką do zarabiania pieniędzy. Promotorem walki z Jamajczykiem Trevorem Berbickiem jest James Cornelius, przestępca powiązany z Narodem Islamu. I pojawia się problem. Don King podpisał z Berbickiem umowę na trzy walki. Przyjeżdża do Nassau i żąda części zysków z tej walki. Na powitanie dostaje solidne lanie od kumpli Corneliusa. Nie brakuje jednak relacji, że to Don King prowokuje zajście.

Ali ma wtedy 39 lat. Berbick – 27. Walczą w pełnym, dziesięciorundowym dystansie. Berbick wygrywa jednogłośną decyzją sędziów. Już po walce Hugh McIlvanney, który widział pojedynek, napisze:

Widzieć, jak (Ali) przegrywa z tak umiarkowanym wojownikiem w tak brudnym kontekście, było oglądaniem króla jadącego na trwałe wygnanie na dachu śmieciarki„.

A król był pewny swego. Przed pierwszą wymianą ciosów Muhammad, prorokujący kolejną bitwę o powrót na szczyt, mówi:

Scena jest ustawiona dla mnie. Uwielbiam takie sytuacje„.

Nie wie, że na tej scenie tańczy ostatni raz. „Czemp „nie powinien odchodzić w takich okolicznościach. Cóż z tego, że zarobi ponad milion dolarów, skoro rozmienia na drobne swoją legendę. I gra zdrowiem.

Waży 107 kilogramów. Niegdyś mocno wyeksponowane mięśnie nie są już tak widoczne. Pewien dziennikarz określa go nawet mianem „Ludzika Michelin”. Bilety sprzedają się jak bułki, ale wczorajsze. Powoli. Promotorzy decydują, żeby obniżyć ich ceny. Ostatecznie walkę ogląda około 7500 osób. Telewizja nie jest chętna na międzynarodowe transmisje.

Do tego hala, niedokończone Queen Elizabeth Sports Centre. I problemy z jej otwarciem, bo ktoś gubi klucz od głównej bramy. Ci, którzy chcieli zobaczyć ostatni taniec Alego, musieli uzbroić się w cierpliwość. Rękawic też brakuje. I dzwonka, tego który obwieszcza koniec i początek rund. Ponoć zdobyto taki, który przyczepia się krowom na szyjach. Walka rozpoczęła się z ponad dwugodzinnym opóźnieniem. Tak nie powinien odchodzić wielki mistrz.

Ale nie każdy wielki mistrz wie, kiedy zejść. A i pieniądz robi swoje. Dobrze, że „przygoda” na Bahamach była faktycznie ostatnią. Później – przez jakiś czas – Ali nie wierzył, że choruje przez sport który ukochał, który dał mu wszystko. I dlatego jeszcze w 1984, wchodząc na salę treningową, gdzieś z tyłu głowy snuł plany o powrocie.

Nic z nich nie wyszło…

Potem przyszła świadomość. Przed śmiercią mówił:

„Jestem błogosławiony i wdzięczny Bogu za to, że rozumiem, że mnie wypróbowuje. To jest próba od Boga. Dał mi tę chorobę, aby przypomnieć mi, że nie jestem numerem jeden; On nim jest”.

Czytaj też: Barney Ross. Niezniszczalny

Podziel się:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Informacje zwrotne w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Facebook
Archiwa

Warto zobaczyć

Young Griffo

Young Griffo – uzależniony fenomen

Podziel się:

W ringu był nieuchwytny. Szybki, przewidujący ruchy przeciwnika Young Griffo zyskał miano specjalisty od defensywy. W życiu prywatnym nie potrafił sobie poradzić z najsilniejszym przeciwnikiem. Z alkoholem…

Podziel się:
Czytaj więcej
0
Chciałbym poznać Twoje zdanie, proszę o komentarz.x
Scroll to Top