28 października 1974 roku polscy siatkarze, pierwszy raz w historii, zostali mistrzami świata. Meksykański turniej został przez Biało-Czerwonych wręcz zdominowany. Podopieczni Huberta Wagnera nie zaznali smaku porażki.
Ten rok 1974 był dla polskiego sportu naprawdę dobry. Najpierw piłkarze zostali trzecią drużyną świata. A potem, w październiku, siatkarze wyjechali do Meksyku. I zrobili tam furorę. W Meksyku grały 24 reprezentacje. System przewidywał, że do drugiego etapu przechodziło 12 zespołów (po dwa najlepsze z każdej grupy), z których tworzyły się trzy czterozespołowe grupy. Po dwie najlepsze drużyny z tych grup awansowały dalej, do etapu finałowego, gdzie w systemie każdy z każdym walczyły o miejsca od 1 do 6. Grano też o dalsze miejsca.
Meksyk 1974. Siatkarze Od wygranej do wygranej
Biało-Czerwoni toczyli bój w grupie F, w której byli jeszcze Amerykanie, Egipcjanie i Sowieci. Wygraliśmy wszystko, tracąc tylko dwa sety. W następnej rundzie było jeszcze lepiej, bo przy trzech zwycięstwach – z NRD, Belgią i Meksykiem – chłopcy Wagnera dali sobie urwać ledwie seta!
W finałowym rozdaniu Polacy zaczęli z wysokiego „C”, wygrywając z wielkim faworytem z ZSRR (3:2). Potem obie drużyny kroczyły od wygranej do wygranej i przed ostatnim meczem Biało-Czerwonych, z Japończykami, wiadomym było, że porażka, nieważne w jakim stosunku setów, będzie wiązała się z ze stratą złota… A i Japonia miała o co grać! Bo wysoka wygrana z Polską dawała im medal srebrny. Zawiłe to było. Mecz ten mógł wstrząsnąć mistrzostwami. Tyle że Polacy na to nie pozwolili. Choć zaczęło się źle…
28 października 1974 roku to Japończycy wyszli na prowadzenie. Siatkarze z Azji, którzy niegdyś jako pierwsi wprowadzili szybką grę i ataki z niskich wystaw, do Meksyku przywieźli graczy wysokich. Może tym zaskoczyli Polaków? Pierwszą partię rozstrzygnęli w końcówce (15-13). Osiemnaście tysięcy widzów podziwiało więc siatkówkę na najwyższym poziomie.
Kolejne odsłony tego spektaklu Biało-Czerwoni zagrali wybornie i wygrali mecz 3:1. Radość w polskim obozie była nieopisana. Skończyło się tak, jak życzyli sobie tego kibice. I politycy, bo mistrzostwo świata od razu „podpięto” pod XXX-lecie istnienia Polski Ludowej. I jeszcze jedna kwestia, jakże obrazowa. Sześć z siedmiu pierwszych drużyn w Meksyku 1974 to reprezentacje krajów z Bloku Wschodniego…
Czytaj też: Złoto z dwóch stron: od siatkarza do selekcjonera
Dlaczego mielibyśmy przegrać?
Tadeusz Siwek, brązowy medalista mistrzostw Europy z 1967 roku i olimpijczyk z Meksyku, mimo wagi starcia z Japonią, był spokojny. Mówił:
„Drużyna została cudownie przygotowana, zawodnicy idealnie dobrani. Wachlarz zawodników szeroki: byli w zespole rutyniarze, byli zawodnicy młodzi, ale już ograni, byli wreszcie przedstawiciele młodzieży. Trafili w dziesiątkę! Dowiedziałem się wyniku o 7 rano, lecz byłem spokojny o mecz z Japonią. Jeżeli przez 2 lata wygrywaliśmy z Japończykami 3 mecze na 4, to dlaczego mielibyśmy przegrać akurat ten najważniejszy?! Godzi się podkreślić, że nigdy jeszcze w tego typu turniejach nie trzeba było grać aż 11 meczów; 7-8 to było maksimum. Tym większy sukces moich kolegów i następców…”.
Sam trener Hubert Wagner, tak podsumował meksykańskie dni:
„Wierzyłem w zwycięstwo moich chłopców. Miałem obawy czy wytrzymają oni trudy turnieju kondycyjnie. Graliśmy w turnieju całą dwunastką i to zdecydowało o końcowym sukcesie. Taktyka jaką przyjęliśmy okazała się w pełni słuszna. Decydujące znaczenie miało dla nas spotkanie z NRD. Po wygraniu tego spotkania byłem pewien, że z Rumunią uporamy się bez większego kłopotu. Nasz zespół potrafił połączyć technikę z taktyką oraz dobrym przygotowaniem kondycyjnym. Jestem wdzięczy wszystkim chłopcom za ambitną i ofiarną grę”.
Meksyk 1974. Reprezentacja Polski na Mistrzostwach Świata:
Ryszard Bosek, Wiesław Czaja, Wiesław Gawłowski, Stanisław Gościniak, Marek Karbarz, Mirosław Rybaczewski, Włodzimierz Sadalski, Aleksander Skiba, Edward Skorek, Włodzimierz Stefański, Tomasz Wójtowicz, Zbigniew Zarzycki. Trener: Hubert Jerzy Wagner.
Czytaj też: Arie Selinger: z obozu koncentracyjnego do panteonu siatkarskich legend