historiasportu.info

Jerzy Kukuczka. Lothse: pierwsza i ostatnia.

Jerzy Kukuczka wspinał się na Lothse. Był to jego pierwszy i ostatni ośmiotysięcznik. fot: Archiwum rodzinne Jerzego Kukuczki
Podziel się:

Jerzy Kukuczka wspinał się na południową ścianę Lothse. Nie pierwszy raz. Zmagania z tą górą były symboliczne. Tak, jakby dała mu himalaistyczne życie, a potem brutalnie zabrała…

Zdobył czternaście ośmiotysięczników. Reinhold Messner też to zrobił, ale Jerzy Kukuczka potrzebował na to mniej czasu. Na lotnisku witały go tłumy i żona, która przyniosła symboliczne czternaście róż. Czekały też pytania. Przede wszystkim: „Panie Jerzy, co dalej? Co więcej może Pan osiągnąć?”.  A on odpowiadał: „Problemów do rozwiązania, tam w Himalajach i Karakorum, starczy jeszcze kilku pokoleniom wspinaczy…”.

Czytaj też: Zbigniew Pietrzykowski, najtrudniejszy przeciwnik Muhammada Alego?

Od niej się wszystko zaczęło

Lhotse ma 8516 m n. p. m., to czwarta góra Ziemi. Dla Jerzego Kukuczki była wyjątkowa. To ona przecież dała początek tym himalajskim sukcesom. Był październik 1979, kiedy razem z Andrzejem Czokiem, Andrzejem Heinrichem i Januszem Skorkiem wspiął się na jej wierzchołek. Szli drogą klasyczną, od strony Przełęczy Południowej. Tam rozpoczął drogę, która na stałe zapisze go w historii himalaizmu. Choćby nie wiem kto i w jaki sposób chciał osiągnięcia te wymazać.

Po wejściu na Sziszapangmę, które jakby spięło klamrą wszystkie ośmiotysięczniki, nie precyzował kolejnego celu. Ale ci, którzy go znali wiedzieli, że południowa ściana Lhotse nie dawała mu spokoju. A że był uparty, to spakował się. Jak wiele było symboli w tej wyprawie…

Cztery lata wcześniej, prawie co do dnia (25 października 1985 roku), zaatakował tę słynną ścianę. Wspinali się razem z Rafałem Chołdą, poręczowali ostatnie fragmenty. Zmęczeni postanowili skończyć i zejść niżej. Pisano, że nie był to jakiś trudny odcinek… W pewnym momencie Kukuczka, który schodził pierwszy, poczuł ruch. Potem zobaczył tylko plecak sunący w dół. Rafała nie było. Członkowie francuskiej ekspedycji zeznali potem, że widzieli spadającego w bezmiar otchłani człowieka. To był partner Jurka. Wtedy się mu nie udało. Im się nie udało…

Do kraju wrócił przybity. Maciej Biega, który relacjonował jego górskie zmagania w „Sportowcu”, pisał tak:

Kiedy rozmawiałem z Jurkiem w Warszawie, mówił o tym wszystkim z trudem. Najtwardsi ludzie są tylko ludźmi. Wyróżnia ich jedynie od innych to, że nie popadają w długotrwałe odrętwienie. Kukuczka jest znów w Himalajach. Jest w ekipie, która chce udowodnić, że człowiek może wyjść zimą na Kanczendżongę”.

To był ten jego upór.

Jerzy Kukuczka, ten ostatni raz

W 1989 roku pojechał kolejny raz. Był już wtedy medalistą olimpijskim z Calgary. Miał swoją wizję wspinaczki. Nie była tak wielka, jak messnerowska filozofia, łechtająca ludzkiego ducha. Bo Jurek traktował góry bardziej sportowo. Kiedy odbierał medal mówił:

W alpinizmie, jak w szachach, jest miejsce na swego rodzaju twórczość i sportową rywalizację. Gdyby jej zabrakło, być może nigdy bym się nie wspinał. Mnie nie wystarczy być tylko w górach – dodał później – nie wystarczy być na wyprawie. Uważam, że jeżeli się podchodzi pod górę, to z jakimś celem, a tym celem jest wejść na tę górę”.

Przed wyjazdem też wszystko było inne. Żona, Cecylia, mówiła mi w wywiadzie:

„– A strach? Góry zabrały przecież wielu. Stawaliście na peronie, nadjeżdżał pociąg lub kołował samolot. Potem pożegnanie i…

– I płacz. Wracałam i wycierałam oczy chusteczką. Strach też był odpowiedzialny za te łzy. Jerzy stracił przecież na górskich ścianach przyjaciół i partnerów. Śmierć była ciągle obok niego. Wiedziałam o tym. A strach przed nią kroczył, był za mną, ale nauczyłam się znosić to towarzystwo. Wypierałam czarne myśli, tłumacząc sobie, że męża to nie spotka. Że jest zbyt silny. Sam też powtarzał: „Nie martw się Celinko, nic mi nie będzie. Wrócę”. Wierzyłam mu i ta wiara dawała mi siły.

– Przed wyjazdem na Lhotse też tak było?

– Pożegnanie przed Lhotse, to z 1989 roku, było jakieś inne. Dzisiaj, gdy wracam myślami do tamtych chwil, a pamiętam je wyjątkowo dobrze, to widzę, że odbiegało od standardów. Na wyprawy Jerzy zawsze zabierał ze sobą spory bagaż. A wówczas, kiedy wsiadał do pociągu na dworcu w Katowicach, miał ze sobą nieduży plecak. Wyglądał, jak turysta jadący na kilkudniową wycieczkę, a nie himalaista, mierzący się z najtrudniejszą ze ścian. Nasz rytuał też był niezwykły. Zawsze jechaliśmy razem na lotnisko i dopiero tam się żegnaliśmy. Tak się złożyło, że przed Lhotse nie miałam z kim zostawić synów. Ustaliliśmy, że odprowadzę męża tylko na dworzec kolejowy w Katowicach i wrócę do domu. A tam, na peronie, nie mieliśmy dla siebie zbyt wiele czasu. Przyszli koledzy z klubu Jurka. Rozmawiali z nim, dopinali do końca sprawy. Prosili, żeby podpisał jakieś dokumenty. Zrobił to. I podjechał pociąg. Wszystko działo się za szybko. Zabrakło nam czasu dla siebie.

– Ostatnie pożegnanie…

– Z megafonu wydobył się głos spikerki. Tabor zaraz miał wyjechać. Zdążyliśmy się tylko mocno przytulić. Pocałować i… (cisza) przepraszam, często płaczę, gdy to wspominam…”.

Potem nadeszły wieści, że mąż nie żyje. 24 października 1989 roku Jerzy Kukuczka odpadł od ściany. Tej południowej ściany, którą tak bardzo chciał ujarzmić. I nie być którymś z kolei, a pierwszym.


Źródła cytatów:

  1. T. Sowa, Cecylia Kukuczka. Moje randki z Jurkiem… w: https://sport.tvp.pl/68705387/cecylia-kukuczka-jerzy-kukuczka-i-randki-na-lhotse-wywiad
  2. M. Biega, Słońce nie wzeszło w: „Sportowiec”, nr 2/1986.
Podziel się:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Informacje zwrotne w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Facebook
Archiwa

Warto zobaczyć

Young Griffo

Young Griffo – uzależniony fenomen

Podziel się:

W ringu był nieuchwytny. Szybki, przewidujący ruchy przeciwnika Young Griffo zyskał miano specjalisty od defensywy. W życiu prywatnym nie potrafił sobie poradzić z najsilniejszym przeciwnikiem. Z alkoholem…

Podziel się:
Czytaj więcej
0
Chciałbym poznać Twoje zdanie, proszę o komentarz.x
Scroll to Top