historiasportu.info

Andrzej Marusarz, narciarz, ratownik, marynarz

Andrzej Marusarz w trakcie biegu fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
Podziel się:

Andrzej Marusarz w historii polskiego sportu zapisał się jako czołowy narciarz okresu międzywojennego. Może i znalazł się w cieniu sławniejszego kuzyna, Stanisława, ale nikt i nic nie odbierze mu talentu i wygranych, choćby tej z 1938 roku, kiedy zostawał mistrzem polski w skokach narciarskich. I dzielnej postawy w czasie II wojny światowej.

Był pierwszy tydzień lutego 1938 roku. W Zakopanem, na Wielkiej Krokwi, trwały krajowe mistrzostwa w skokach narciarskich. Zakładano, że wygra Stanisław Marusarz. Bo był zawodnikiem, który od lat znajdował się w rodzimej czołówce. A on po pierwszej serii wycofał się z dalszej rywalizacji. Bał się kontuzji. Za to zwyciężył inny Marusarz, Andrzej – stryjeczny brat Staszka. „Przegląd Sportowy” pisał, że obiekt był źle przygotowany, przez co startujący zaliczali upadki. Ale „Andre” skakał tego dnia pewnie. Aura, jak innych, tak i jego nie oszczędzała. Tamtego dnia był po prostu najlepszy.

W tych warunkach Andrzej Marusarz miał stosunkowo łatwe zadanie. Gdy udał się mu pierwszy skok nie potrzebował już ryzykować wiele w drugim. Skoczył na pewniaka 65 m. i został mistrzem Polski. Granicą ekstra klasy w niedzielę było 60 m.” – relacjonował wysłannik „Przeglądu Sportowego.

Mówił, co myślał…

Tytuł najlepszego skoczka Polski przyszedł w trudnym dla Andrzeja czasie. Bo pomiędzy 1937 a 1938 rokiem był skłócony z Polskim Związkiem Narciarskim. Poszło o wyrzucenie z reprezentacji. Marusarz poza narciarstwem, które wówczas z zasady uprawiano amatorsko, musiał pracować. W związku z tym opuszczał treningi, brał urlop, kiedy zbliżały się święta bo oprowadzał gości po swoich rodzinnych stronach.

Dbał o swój interes, tak jak wtedy, kiedy przyszedł po nowe buty narciarskie. Stare miał za małe, gniotły go. Nowe dali mu za duże. Po jednym ze skoków zaliczył też upadek i nie przystąpił do drugiej serii. Ból kolana nie pozwalał. I wtedy został usunięty z kadry, tyle że nikt oficjalnie mu tego nie powiedział. Dowiedział się nazajutrz, kiedy na stołówce nie wydano mu przysługującego kadrowiczom posiłku…

Andrzej Marusarz fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe/domena publiczna
Andrzej Marusarz fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe/domena publiczna

Prasa nazwała tamten ciąg wydarzeń „sprawą Andrzeja Marusarza”. „Kurier Wieczorny” poświęcił jej nawet spory tekst. Szukano winnych:

Stosunki wśród polskiego narciarstwa zawodniczego nie są zdrowe, a że nie są zdrowe świadczy o tym najlepiej sprawa Andrzeja Marusarza. Wina jest obustronna, tzn. winnym jest i Polski Związek Narciarski, winnymi są i zawodnicy. W większym jednak stopniu trzeba obciążyć PZN, jest on przecież wychowawcą tych zawodników i to wychowawcą nie od wczoraj”.

I właśnie w tym czasie ćwiczący poza strukturami narciarz pokonał krajową czołówkę…

Ale Andrzej Marusarz taki już był. Nie gryzł się w język. Mówił to, co myślał, nie bacząc na okoliczności i osoby. Wojciech Bajak, autor książki „Opowieści z dwóch desek”:

Andrzej Marusarz? Moja pierwsza myśl o nim to „enfant terrible”, na miarę schyłku lat 30. XX wieku. O ile jego brat stryjeczny, Stanisław, lubił stawiać na swoim, to „Andre” po prostu był naturalnym przeciwnikiem wszelkiej maści działaczy. Mówił bez ogródek swoje zdanie, co wielokrotnie skutkowało wyłączaniem z kadry narodowej. Po jednej z kłótni zabrakło go choćby w Lahti, na mistrzostwach 1938, a był wtedy w znakomitej formie! Przez to nie widział wicemistrzostwa Stanisława”.

Był znany nie tylko z nart. W latach 30. zdobywał tatrzańskie szczyty. Od 1934 roku był ratownikiem TOPR-u, ale na akcje chodził już wcześniej. Brał udział w wyprawie po ciało Wincentego Birkenmajera, świetnego wspinacza, który zmarł w czasie próby pierwszego zimowego przejścia wschodniego filaru Ganku. Wojciech Bajak:

Podobnie jak Stanisław Marusarz był wszechstronny, bo z powodzeniem łączył konkurencje klasyczne (skoki, kombinacja norweska, biegi narciarskie) z narciarstwem alpejskim, a do tego dochodziło też taternictwo. I to w dużo większym zakresie niż u brata stryjecznego. Był jednym z czołowych wspinaczy w latach 1936-1939. Pod tym względem przypominał Bronisława Czecha i swego wieloletniego partnera z wypraw w Tatry – Stanisława Motykę”.

"Opowieści z dwóch desek" to zbiór dwudziestu reportaży opowiadających o latach 1914-1939 w narciarstwie.
„Opowieści z dwóch desek” to zbiór dwudziestu reportaży opowiadających o latach 1914-1939 w narciarstwie.

Miał też wady, jak każdy. Zarzucano mu, że na zawodach potrafi się poddać z błahego powodu. Tak jak wtedy, gdy na mistrzostwach świata w 1933 roku zszedł z trasy, bo stwierdził, że ma źle wysmarowane narty. Za karę od razu wysłano go do domu…

Trudny charakter w kontaktach z działaczami i trenerami, nie współgrał z innymi dziedzinami życia. Na co dzień uważano go bowiem za osobę sympatyczną, życzliwą i taką, na której można pracować” – mówi Wojciech Bajak.

Czytaj też: Stanisław Marusarz – najważniejsze skoki w karierze „Dziadka”

Andrzej Marusarz – narciarz, ratownik

Urodził się w sierpniu 1913 roku w domu Jędrzeja Marusarza, tatrzańskiego przewodnika, jednego ze współzałożycieli TOPR-u. Jak większość zakopiańskich chłopców zimą nie rozstawał się z nartami. Razem z kuzynem Staszkiem i bratem Józefem ćwiczyli pod Krokwią. Tam, ledwie trzynastolatków, wypatrzyli działacze SN PTT Zakopane. I tak zaczęła się sportowa kariera obu.

Mówili, że Andrzej był w cieniu Staszka. Ale starty na igrzyskach olimpijskich w Lake Placid (1932) i Garmisch-Partenkirchen (1936) świadczą o jego dużych umiejętnościach. Oklaskiwano go także na mistrzostwach świata. Na tych ostatnich przed wojną, zorganizowanych przez FIS w Zakopanem, zajął czwarte miejsce w kombinacji. Do brązu zabrakło niewiele. Swoją drogą z podróżą olimpijską do USA w 1932 roku wiąże się dość zabawna anegdota, która uwypukla jedną z jego głównych cech charakteru. Wojciech Bajak:

On miał taką wielką łatwość do nawiązywania kontaktów z innymi ludźmi. Józef Kapeniak opowiadał kiedyś, jak to w trakcie pobytu na Igrzyskach Olimpijskich w Lake Placid w 1932 roku zaprzyjaźnił się z czarnoskórym Amerykaninem, oczywiście samemu nie znając języka angielskiego”.

Kilka miesięcy później wybuchła wojna i Marusarz znów pokazał charakter i patriotyzm. W stolicy polskich Tatr Niemcy rozpoczęli cykl aresztowań sportowców. Bo byli widywani na szlakach jako kurierzy. Andrzej nie wybrał tej drogi, ale i tak w 1940 roku uciekł z Zakopanego i przez Węgry, Jugosławię dotarł do Grecji, gdzie zatrudnił się na polskim statku SS Warszawa, jako palacz. On, który w 1932 roku, w trakcie morskiej podróży do USA, na igrzyska olimpijskie w Lake Placid, ciężko zachorował i zarzekał się, że nigdy nie wejdzie na statek. Ale wojna łamała niejedno przyrzeczenie…

Andrzej Marusarz w trakcie skoku fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe/domena publiczna
Andrzej Marusarz w trakcie skoku fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe/domena publiczna

Na morzu przeżył torpedowanie SS Warszawa, po którym przez kilka godzin dryfował na wodzie. Odnaleziony przez aliantów nie zrezygnował. Więcej, na statkach pływał jeszcze przez dziewięć lat. Ostatni raz na pokładzie stanął w 1954 roku.

Od 1941 roku, mimo wcześniejszej niechęci do wód, służył w marynarce wojennej. Jeszcze długie lata po wojnie minęły, nim zdecydował się opuścić morze. Za swoją służbę otrzymał dziewięć odznaczeń państwowych” – opowiada autor „Opowieści z dwóch desek”.

Potem widywano go z młodzieżą, którą uczył narciarstwa. Był dobrym trenerem. Takim, co to opiekuje się dzieckiem niczym ojciec. Sam wychowywał swoje pociechy, bo żona zmarła przedwcześnie. I miał też problemy zdrowotne. Z sercem. Medycy sugerowali, by poddał się operacji, a on zwlekał.

Zmarł 3 października 1968 roku. Młodo jeszcze, bo w wieku 55 lat. Został pochowany na Pęksowym Brzyzku.

Dziękuję Wojciechowi Bajakowi za pomoc przy artykule, a także za książkę „Opowieści z dwóch desek”.

Podziel się:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Informacje zwrotne w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Facebook
Archiwa

Warto zobaczyć

Young Griffo

Young Griffo – uzależniony fenomen

Podziel się:

W ringu był nieuchwytny. Szybki, przewidujący ruchy przeciwnika Young Griffo zyskał miano specjalisty od defensywy. W życiu prywatnym nie potrafił sobie poradzić z najsilniejszym przeciwnikiem. Z alkoholem…

Podziel się:
Czytaj więcej
0
Chciałbym poznać Twoje zdanie, proszę o komentarz.x
Scroll to Top