historiasportu.info

#TegoDnia: 29 września 2000 roku Kamila Skolimowska i Robert Korzeniowski zostali mistrzami olimpijskimi

Kamila Skolimowska i Robert Korzeniowski
Podziel się:

To był dzień! Jeden z piękniejszych w historii polskiego sportu. 29 września 2000 roku w Sydney chodziarz Robert Korzeniowski zdobył złoty medal olimpijski na dystansie 50 km. W tym samym dniu Kamila Skolimowska, polska lekkoatletka specjalizująca się w rzucie młotem, została mistrzynią olimpijską.

Kamila Skolimowska ze „złotego domku”

W Sydney młodziutka, niespełna osiemnastoletnia Skolimowska, zaszokowała świat. O tym, że młotem potrafi rzucać bardzo daleko nad Wisłą wiedział niemal każdy kibic. W Australii przekonały się o tym rywalki, z Olgą Kuzienkową na czele.

„Mnie i Rosjankę Olgę Kuzienkową przed konkursem dzieliła różnica pięciu metrów i dziesięciu lat w wieku. To przecież w rzutach ogromna przepaść. W konkursie, jak było  widać, każdy się denerwuje i czasami nawet murowani faworyci przegrywają. Przed konkursem miałam przygotowaną taktykę, wszystko poukładałam w myślach, ale nie spodziewałam się, że tak wspaniale się ułoży” – wspominała Polka.

W finałowym konkursie Polka jako jedyna przekroczyła 70 metrów, bijąc rekord kraju oraz rekord świata juniorek. Młot zatrzymał się na 71,16 m. Mimo iż Kamila Skolimowska awansowała do finału z trzecim rezultatem (66,30 m), to jej zwycięstwo było sensacyjne. Kamila w pokonanym polu pozostawiła miedzy innymi wspomnianą Kuzienkową, która biła osiągała wcześniej wyniki ponad 75 m. W trzeciej próbie Skolimowska oddała najlepszy rzut w karierze – 71,16 m. Wyczyn nastolatki wywołał uśmiech na twarzach kibiców. Ale nie tylko. Udzielający wywiadu Robert Korzeniowski mówił, że Kamila wygrać musiała, bo mieszkała w „złotym domku”.

Co ciekawe, w Sydney Skolimowska została pierwszą od 1964 roku lekkoatletką z Polski, która jako juniorka zdobyła złoty medal olimpijski. Przed nią były tylko te wielkie: Irena Szewińska i Ewa Kłobukowska.

18 lutego 2009 roku w portugalskim  Vila Real de Santo António w trakcie treningu Kamila Skolimowska zasłabła. W wiozącej ją do szpitala karetce była reanimowana. Niestety, zmarła. Przyczyną śmierci był zator tętnicy płucnej spowodowany zakrzepicą. Śmierć młodej, zawsze uśmiechniętej, empatycznej i bardzo lubianej lekkoatletki była szokiem dla wszystkich.

Została pochowana na warszawskich Powązkach. Dwa lata po śmierci rodzina i przyjaciele założyli fundację jej imienia, która pomaga młodym sportowcom. Ponadto w maju 2009 roku, na stadionie Skry, odbył się I Memoriał Kamili Skolimowskiej. Rokroczna impreza ma sprawić, by pamięć o pierwszej w historii mistrzyni olimpijskiej w rzucie młotem, nigdy nie umarła.

Kamila Skolimowska ze złotym medalem Letniej Uniwersjady w Izmirze (2005) fot. Zureks/CC BY 3.0
Kamila Skolimowska ze złotym medalem Letniej Uniwersjady w Izmirze (2005) fot. Zureks/CC BY 3.0

Dała polskim fanom wiele.

Jest taka scena, można znaleźć ją na YouTube. W 2010 roku, dwa lata po śmierci Kamili, w  trakcie 75 Plebiscytu „Przeglądu Sportowego” i Telewizji Polskiej na 10 Najlepszych Sportowców Polski jej tata – Robert Skolimowski – wzruszony odbiera nagrodę Superczempiona. Ze łzami w oczach dziękuje za wyróżnienie. Później na ekranie pojawiają się kolejne twarze. Jedna za drugą: znajomi, koleżanki mistrzyni, dziennikarze. Na większości z nich również widoczne są łzy.

Bo Kamila Skolimowska była nie tylko świetną sportsmenką. Była dobrą, wrażliwą kobietą. Zbyt młodą, by umierać.

Czytaj też: Recenzja książki: „Igrzyska lekkoatletów. Tom 5. Sztokholm 1912”

Skrzydła sukcesu

Tego samego dnia po złoto poszedł Robert Korzeniowski. On również dokonał czegoś niebywałego. W ciągu sześciu dni pokonał łącznie 70 kilometrów. Na dystansie 20 kilometrów, 22 września 2000 roku, finiszował drugi. Pierwszy metę minął Bernardo Segura z Meksyku. Owinięty biało-czerwoną flagą polski chodziarz promiennie wypowiadał się przed telewizyjnymi kamerami. Ale w trakcie wywiadu kilku meksykańskich reporterów zaczęło kręcić głowami z niedowarzaniem. Kilka sekund później na tablicach pojawiła się oficjalna klasyfikacja i… na jej czele znajdował się Robert Korzeniowski, bijący wynikiem 1:18:59 rekord olimpijski!

Polak przerywał na moment wypowiedź, ktoś w tłumie krzyczał, że Segura został zdyskwalifikowany. Bo w końcowych fragmentach rywalizacji otrzymał od sędziów trzecie ostrzeżenie, ale w wyniku sporego zamieszania nie został zdjęty z trasy.

Sześć dni później polski lekkoatleta złudzeń już nie pozostawił. Od pierwszych kilometrów parł do przodu, gubiąc kolejnych przeciwników. Mordercze pół setki pokonał najszybciej. Po piętach próbowali deptać mu Meksykanin Joel Sanchez a potem Łotysz Aigars Fadejevs. Nie dali rady. Tuż przed metą, gdy Polak szedł po bieżni stadionu, rozległ się głośny aplauz. Polakowi, przechodzącemu do historii olimpizmu, owację zgotowały tysiące kibiców z trybun. A komentujący w Polskim Radiu mówił z poruszeniem:

„Ale po tym zmęczeniu prawie 50 kilometrów wydaje się, że leci na skrzydłach. Na skrzydłach swojego sukcesu! Ciężko zapracowanego, latami morderczej pracy. 3:34:21! Robert Korzeniowski Mistrzem olimpijskim na 50 kilometrów!”.

Piątek 29 września 2000 roku to jeden z najpiękniejszych dni w historii polskiego sportu!

Czytaj też: Anthony Nesty. Jak pływak z niewielkiego kraju przeszedł do historii

Podziel się:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Informacje zwrotne w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Facebook
Archiwa

Warto zobaczyć

Young Griffo

Young Griffo – uzależniony fenomen

Podziel się:

W ringu był nieuchwytny. Szybki, przewidujący ruchy przeciwnika Young Griffo zyskał miano specjalisty od defensywy. W życiu prywatnym nie potrafił sobie poradzić z najsilniejszym przeciwnikiem. Z alkoholem…

Podziel się:
Czytaj więcej
0
Chciałbym poznać Twoje zdanie, proszę o komentarz.x
Scroll to Top