Ben Johnson sam przyznał, że jego życie po dyskwalifikacji z 1988 roku było „drogą do piekła”. Wiele osób traktowało go jak nieproszonego gościa. Po aferze dopingowej w Seulu nie tylko zabrano mu złoto, ale i wyrzucono z wioski olimpijskiej. Cztery lata później, w nieco innych okolicznościach, sytuacja się powtórzyła…
Amerykański lekarz sportowy John Ziegler opracował Dianabol, pierwszy sztuczny steryd anaboliczny w 1958 roku. W latach 60. jego zastosowanie rozprzestrzeniło się na cały świat sportu. Sterydy anaboliczne stały się rakiem sportu. W 1975 roku trafiły nawet na pierwsze miejsce listy dopingowej, ale mimo to problem nie zniknął. Doping, który pomagał zwyciężać, stał się wręcz narzędziem politycznym. Bo przecież trwała zimna wojna. Każdy pstryczek we wrogi nos dawał satysfakcję. I tym ze wschodu, i tym z zachodu.
Igrzyska Olimpijskie w Seulu w 1988 roku były punktem zwrotnym. Kanadyjski sprinter Ben Johnson uzyskał pozytywny wynik testu na obecność sterydów anabolicznych po wygraniu finału sprintu na 100 m. Skandal był ogromny, a skala oszustwa niemierzalna. Mimo to, w całej sytuacji można było znaleźć pozytywy. Po wydarzeniach w Seulu świadomość problemu dopingu wśród osób związanych ze sportem wzrosła…
Czytaj też: Boks, oszustwo i zdrada: Jack Johnson – Jess Willard
Powrót syna marnotrawnego?
Do rywalizacji Ben Johnson wrócił w styczniu 1991 roku. Na trybuny przyciągnął rekordowe tłumy. Każdy chciał zobaczyć, jak biega antybohater seulskich igrzysk. A biegał nieźle. Na tyle dobrze, że zakwalifikował się do kanadyjskiej drużyny olimpijskiej, która miała wystartować Barcelonie w 1992 roku. Przepustką było drugie miejsce w kanadyjskich eliminacjach, tuż za Bruny Surinem.
Z moralnego i wizerunkowego punktu widzenia jego start w Barcelonie mógł być strzałem w kolano. Kanadyjscy działacze wiedzieli o tym i poddali go dokładnym badaniom. Pewnie musieli i chcieli mieć pewność, że Ben jest w stu procentach czysty. Ale on widział to inaczej. Po latach wspominał:
„Doktor Andrew Pipe (przewodniczący Kanadyjskiego Centrum Etyki w Sporcie) trzymał mnie na nogach do 2:30 na kilka godzin przed biegiem. Musiałem oddać sześciu próbek moczu. Wszyscy inni sportowcy, tacy jak (kanadyjski sprinter) Bruny Surin, mogli wyjść około 4 lub 5 po południu, a ja zostałem zatrzymany. Temperatura była wysoka. Byłem kompletnie odwodniony. Obawiałem się, że doktor Pipe zdyskwalifikuje mnie przed startem. Miał przecież władzę i kontrolę. Dwa lata trenowałem do tych zawodów, a Pipe mi je odebrał.”.
Do finału biegu na 100 metrów nie zdołał się zakwalifikować, ponieważ w półfinale potknął się na starcie. Zajął ostatnie miejsce. Później oświadczył, że „wszyscy finaliści są naszprycowani”. Frustracja Bena sięgnęła wówczas zenitu. Udało mu się ją rozładować, choć sposób w jaki to zrobił nie był ani przemyślany, ani wzorcowy.
Czytaj też: Carola Nitschke, dopingowiczka, która zachowała resztki honoru
Ben Johnson i barceloński wybuch
W Barcelonie Ben wdał się w awanturę z jednym z woluntariuszy. Johnson mieszkał w jednym tamtejszych hoteli. W ostatnim dniu igrzysk umówił się ze znajomymi na lunch w wiosce olimpijskiej. Gdy podszedł pod bramę, stojący w niej wolontariusz poprosił o kartę identyfikacyjną. Nie wiadomo dokładnie, co działo się później, ale szef punktu kontroli bezpieczeństwa, Manuel Gomez, powiedział, że incydent nie do drobnych nie należał.
„Ben Johnson kopnął wolontariusza i popchnął go. Nie wiem dlaczego” – opowiadał dziennikarzom, opierając się przy tym na relacji świadków zdarzenia.
Po całym incydencie członkowie barcelońskiego komitetu organizacyjnego COOB wydali oświadczenie, w którym pisali:
„Zarząd wioski olimpijskiej z przykrością musi ogłosić, że w ostatnim dniu Igrzysk Olimpijskich został zmuszony do wydalenia i cofnięcia akredytacji kanadyjskiemu sportowcowi, Benowi Johnsonowi, z powodu jego napaści na wolontariusza, który kontrolował dostęp do restauracji w wiosce.”.
Dwa starty w igrzyskach, dwa wydalenia z wioski. Ben Johnson olimpijczykiem był marnym… Po latach w różnych wywiadach nadal wydawał się rozżalony. Uważał, że go skrzywdzono. Że i owszem, złoto z Seulu powinno zostać mu odebrane. Ale pozostałe medale i rekordy? W 1999 roku mówił o podwójnych standardach i powoływał się na przykłady niezwykle skrajne:
„Spójrzmy na wschodnioniemiecką drużynę pływacką. Przyznali się do zażywania środków zakazanych podczas bicia wszelkiego rodzaju rekordów. Lekarze i trenerzy również przyznali, że wstrzykiwali pływakom takie substancje – dlaczego więc pozwolono im zachować rekordy i medale? Jeśli pan Samaranch pozwala zachować im te rekordy, dlaczego nie oddadzą mi mojego 9,83? Mój rekord 9,83 w Rzymie w 1987 roku był czysty, a oni mi go odebrali. Dlaczego mi to robią? Dlaczego jest jedno prawo dla Bena Johnsona, a drugie dla wszystkich innych?”.
Ben szedł w zaparte. Ale nie musiałby tego robić. Wystarczyło, żeby w 1988 roku grał uczciwie.