historiasportu.info

Z nieba do piekła i z powrotem. Alberto Braglia

Alberto Braglia - Wiki Images / Domena publiczna
Podziel się:

Sinusoida. Tym jednym słowem można opisać życie i sportową karierę włoskiego gimnastyka. Kiedy wydawało się, że Alberto Braglia właśnie wstępuje na szczyt, przychodził podmuch i sprawiał, że upadał. I tak w kółko.


W 1906 r. włoska Modena witała swojego bohatera. Alberto – samouk, który pierwsze gimnastyczne kroki stawiał w stodole – na olimpiadzie letniej w Atenach zdobył dwa srebrne medale. Kiedy pierwszy raz spotkał się z trenerem znającym się na gimnastyce, a ten zaszokowany jego umiejętnościami zapytał, gdzie u licha nauczył się tego wszystkiego, młodzian miał odpowiedzieć:

— Mistrzu, nauczyłem się tego w stodole. Wiesz, tam mój koń z rączkami, w zasadzie nie ma rączek, ale zamiast nich ułożone są, jeden na drugim, worki ze zbożem, po których się poruszam.

Modeńczycy byli zachwyceni krajanem. Angelo Fortunato Formiggini, włoski literat i wydawca, napisał dla niego wiersz. Później został jeszcze przyjęty przez Vittorio Emanuele III i otrzymał od niego pracę jako robotnik w miejskim Manifattura Tabacchi. Alberto Braglia miał wtenczas 23 lata i świat u stóp.

Czytaj też: Arie Selinger: z obozu koncentracyjnego do panteonu siatkarskich legend


Ludzka Torpeda

W 1908 r. na igrzyskach olimpijskich w Londynie było jeszcze lepiej, a tytuł mistrzowski i stałe miejsce w historii dla włoskiego gimnastyka stały się faktem. Dziś, po takich sukcesach, z pewnością Alberto byłyby zapraszany mediów. Być może sponsorzy ustawiliby się w kolejce, by zaoferować mu sowite wynagrodzenie za współpracę. Ponad sto lat temu świat sportu skonstruowany był jednak inaczej. Hołdowano zasadom amatorstwa, a każdy „profesjonalny” atleta niemal z miejsca był dyskwalifikowany. Gimnastyk wpadł w te sidła.

Po igrzyskach mistrz nie miał pieniędzy, by się utrzymać. Ponoć potrzeba jest matką wynalazków, toteż przystał na propozycję cyrkowców z rodziny Panciroli. Ci, w zamian za sztuczki cieszące oczy publiki, zgodzili się płacić. Występując jako Ludzka Torpeda, swoimi akrobacjami Braglia zachwycił widownie w całej Europie. W trakcie tych działań złamał bark i kilka żeber.

Alberto Braglia w 1912 r. - Wiki Images / Domena publiczna
Alberto Braglia w 1912 r. – Wiki Images / Domena publiczna

Włoska federacja gimnastyczna miała swój pogląd na pracę Alberto. Część działaczy stwierdziła, że tak pracujący sportowiec nie jest amatorem. Wyrok? Dyskwalifikacja. Tak po prostu, olimpijskie dni mistrza skończyły się. Do tego wszystkiego dopadła go rodzinna tragedia, śmierć jedynego, czteroletniego syna, która spowodowała, że ​​przeszedł głębokie załamanie nerwowe. Upadł.

Na szczęście, w strukturach federacji znalazły się „chłodniejsze głowy”, które zdały sobie sprawę, że bycie cyrkowcem to nie to samo, co bycie profesjonalnym gimnastykiem i Braglia odzyskał status amatora. I to na krótko przed igrzyskami w Sztokholmie w 1912 r. Do Szwecji dotarł pociągiem. Po trzydniowej podróży nie miał wiele czasu na zwiedzanie, tym bardziej że przypadła mu rola chorążego olimpijskiej reprezentacji. W Sztokholmie włoskie cudo zgarnęło kolejne dwa złote medale i znów wspięło się na szczyt.
Czytaj też: Bronek Czech. Chluba Zakopanego


Krach, który zabrał wszystko

Po sztokholmskim sukcesie nadeszły ciężkie czasy. Nie tylko dla Alberto, ale dla całej Europy, bo przecież jak inaczej określić wybuch I wojny światowej? Gimnastyk drążki zamienił na karabin, a strój sportowy na mundur. Służył w piechocie. Przeżył.

W latach 20. Alberto wrócił do cyrku. Ludzie uwielbiali jego popisy. Przyciągał tłumy, a co się z tym wiąże – pieniądze. Generalnie w tym czasie sprawy Braglii to istny boom: dobrze zarabia, podróżuje po świecie, a także zostaje gwiazdą estrady, grając rolę Fortunello. Ponoć filmowcy z Hollywood to jemu najpierw zaproponowali rolę w filmie „Tarzan”. Odmówił, a potem na ekranie kin oglądał innego olimpijczyka Johnny’ego Weismullera. W ciągu kilku lat zgromadził nawet małą fortunę i… w 1929 r., po krachu na giełdzie, stracił wszystko. Wrócił do punktu wyjścia.

Alberto Braglia
Alberto Braglia odzyskał status amatora. I to na krótko przed igrzyskami w Sztokholmie w 1912 r., na które pojechał – Getty Images

Ocalenie przyniósł mu sport. Bragila rozpoczął pracę szkoleniowca młodych gimnastyków. Był tak dobry, że szybko awansował na głównego trenera włoskiej kadry. W 1932 r. jego drużyna niespodziewanie zdobyła złoto na igrzyskach olimpijskich w Los Angeles, a uradowany mężczyzna znów mógł otwierać butelkę dobrego wina.

Lata 30. były czasem materialnej odbudowy i pracy. Alberto imać się różnych zajęć, przykładowo był woźnym w szkole czy kierownikiem w karczmie. Nie zapominał też o ulubionej gimnastyce. Wiódł spokojne życie. Ale los znów postanowił go dotknąć – w trakcie II wojny światowej na jego dom spadły bomby. Z budynku została kupa gruzu.


Alberto Braglia, bohater Modeny

W 1948 r. Alberto Braglia podejmuje ostatnią próbę powrotu na szczyt. Wyjeżdża do Londynu na pierwsze powojenne igrzyska olimpijskie. Towarzyszy (a jak!) włoskim gimnastykom. Ci nie spisują się jednak dobrze, co dla gimnastyka oznacza ostateczny rozbrat ze sportem.

Niedługo potem trzykrotny mistrz olimpijski dowiaduje się, że ma miażdżycę. Trafia do prowincjalnego, biednego szpitala. Kto wie, czy już wtedy nie odszedłby z tego świata, gdyby nie pewien dziennikarz, który rozpoznał go, a potem poprosił władze Modeny, by nie zostawiały idola sprzed lat ot tak sobie. Idola, który wówczas błąkał się wśród żebraków pod arkadami Collegio, w pobliżu stadionu miejskiego. Lokalni politycy okazali się być przyzwoitymi ludźmi i pomogli.

Stadion w Modenie, który nosi imię Alberto Bragli - Wiki Images / Domena publiczna
Stadion w Modenie, który nosi imię Alberto Bragli – Wiki Images / Domena publiczna

Alberto Bragila zmarł w 1954 r. Jego ciało spoczęło w rodzinnym mieście, na cmentarzu San Cataldo. Ale Modena nie zapomniała o swoim bohaterze. Niecałe pół wieku po tym, jak nikomu nieznany gimnastyczny samouk tryumfalnie powrócił do siebie po udanych ateńskich wojażach, w mieście otwarto stadion piłkarski. Odbudowany po wojennych zniszczeniach. W 1957 r. obiekt otrzymał jego imię. W hołdzie za trzy olimpijskie złota.

Podziel się:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Informacje zwrotne w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Facebook
Archiwa

Warto zobaczyć

Young Griffo

Young Griffo – uzależniony fenomen

Podziel się:

W ringu był nieuchwytny. Szybki, przewidujący ruchy przeciwnika Young Griffo zyskał miano specjalisty od defensywy. W życiu prywatnym nie potrafił sobie poradzić z najsilniejszym przeciwnikiem. Z alkoholem…

Podziel się:
Czytaj więcej

Jan Banaś i Krok, który zmienił karierę

Podziel się:

Idolów miał kilku. Był wśród nich genialny brazylijski drybler Garrincha. Był też Gerard Cieślik. I George Best, do którego często go porównywano. Choć, jak sam przyznawał, że nie pił w przeciwieństwie do Irlandczyka

Podziel się:
Czytaj więcej
0
Chciałbym poznać Twoje zdanie, proszę o komentarz.x
Scroll to Top