historiasportu.info

Kobiety w sporcie: siedem wyjątkowych przypadków

kobiety w sporcie
Podziel się:

O tym, że są wyjątkowe – wspominać nie trzeba. To przecież wiadome. Matki, żony, siostry, córki, przyjaciółki czy znajome, wszystkie mają wpływ na męski świat. One go wręcz kreują, nawet w sferach, które jeszcze kilkadziesiąt lat temu nie były dlań niedostępne. Ot, choćby w sporcie. Współcześnie trudno wyobrazić sobie stadionową rywalizację bez kobiet. Dostarczają kibicom ogromnych emocji, wzruszeń i zawodów. Biją rekordy, spierają się, a niekiedy demonstrują światu swoje poglądy. Dziś poznacie siedem historii, które nierozerwalnie łączą się z kobietami i sportem. Przeniesiecie się między innymi do Los Angeles, gdzie polska rekordzistka świata tańczyła z „Kusym”. Przeczytacie o Amerykance, która poddała sobie Kanał La Manche, czy też o wrogich sobie łyżwiarkach figurowych.

 

Kobiety w sporcie: Jadzia – dyskobolka

Nieograniczone lekkoatletyczne możliwości. Temperament, którego nie ostudzili nawet meksykańscy caballeros. Talent czystej wody – Jadwiga Wajsówna: czterokrotna rekordzistka świata w rzucie dyskiem, rekordzistka Polski w skoku wzwyż, pchnięciu kulą i skoku w dal. Dwukrotna medalistka olimpijska w rzucie dyskiem: brąz w Los Angeles (1932) i srebro w Berlinie (1936). Aż dziw bierze, że po swój pierwszy krążek wyruszyła raptem cztery lata po rozpoczęciu treningów. Natchniona wielkim, amsterdamskim sukcesem Haliny Konopackiej.

Jadwiga Wajsówna źródło: www.ipsb.nina.gov.pl
Jadwiga Wajsówna źródło: www.ipsb.nina.gov.pl

Na lekkoatletyczny stadion zaprowadził 16-letnią Jadzię brat. Chciał pokazać, że jego siostra rzuca lepiej niż wszystkie dziewczyny w Pabianicach. No i nie mylił się. Szybko pod swoje skrzydła wziął ją pan Władysław Marciniak. Przecież taki diament należało oszlifować! Z dnia na dzień Wajsówna poprawiała swoją technikę. Otwierała się też na inne konkurencje. Miała przy tym jasny cel: wystartować w igrzyskach olimpijskich. Pewności siebie dodał jej trener, który latem 1931 roku, zorganizował dla dyskobolki próbę bicia rekordu świata. Wśród działaczy, fotoreporterów i postronnych obserwatorów zestresowana sportsmenka rzuciła zaledwie 16 centymetrów bliżej niż jej mentorka i wzór – Konopacka.

Od tej pory jeszcze mocniej pracowała. Bez względu na warunki pogodowe rzucała i rzucała. Nawet zimą pędziła na stadion i notowała kolejne próby. Pal licho, że dyski ginęły gdzieś w śniegu! Liczyły się dla niej igrzyska. Na początku 1932 roku została powołana do reprezentacji. Uzyskała też minimum olimpijskie i spełniła pierwsze ze swoich założeń. Drugim był medal. Wajsówna, wszechstronna i uparta kobieta zazwyczaj nie rzucała słów na wiatr. W Los Angeles wywalczyła brąz. Choć po latach twierdziła, że gdyby nie „fińskie dyski” (grubsze i większe) konkurs mógł potoczyć się inaczej. Tak czy inaczej tamte igrzyska były dla niej szczęśliwym czasem. No, może poza jedna małą przygodą, w której Jadzia musiała użyć siły…

Opiekuńcza amerykańska Polonia zabrała biało-czerwonych reprezentantów na wycieczkę do Mexico City. Tam wszyscy udali się do knajpy. Wśród licznie zgromadzonych biesiadników znaleźli się młodzi Meksykanie, którzy dość często skupiali swoje spojrzenia na Polce. W pewnym momencie jeden z nich podszedł i zaprosił ją do tańca. Wajsówna grzecznie odmówiła. Wtedy krewki podrywacz złapał ją za rękę i siłą próbował wciągnąć na parkiet. Wywiązała się szamotanina, w wyniku której „partner” olimpijki zrezygnował ze swoich zamiarów. Kilka minut później Jadwiga zatańczyła z Januszem Kusocińskim. Młodzi Meksykanie odebrali ten fakt jak zniewagę. Według tamtejszych zwyczajów, „Kusy” musiał zapłacić krwią za takie zachowanie! Sportowcy wsiedli do samochodów i odjechali. Lokalni amanci ruszyli w pościg, który zakończył się dopiero na granicy Meksyku z USA. Wielkich biało-czerwonych zawodników uratował szlaban…

Jadwiga Wajsówna i Janusz Kusociński źródło: wykop.pl
Jadwiga Wajsówna i Janusz Kusociński źródło: wykop.pl

Kobiety w sporcie: uparta amatorka

A to ci dopiero była kobieta! Uparta, inteligentna i potrafiła pływać. Nie preferowała jednak basenów. Były zbyt spokojne. Wolała cięższe wyzwania. Ot taki Kanał La Manche – przepłynęła go w rekordowo szybkim czasie. Poznajcie Florence Chadwick.

Florence Chadwick źródło: www.sandiegoreader.com
Florence Chadwick źródło: www.sandiegoreader.com

Dorastała w San Diego. Jej ojciec był policjantem, a matka trudziła się w gastronomii. Państwo Chadwick musieli być bardzo wyrozumiałymi rodzicami. Bo jak wytłumaczyć przyzwolenie, które wdali dziesięcioletniej córce, marzącej o przepłynięciu Zatoki San Diego? Zrobiła to, stając się jednocześnie najmłodszym śmiałkiem w historii, który tego dokonał. Rok później startowała już w profesjonalnych zawodach.

Te były kopalnią sukcesów. Chadwick dziesięciokrotnie zwyciężała w trudnym 2,5-milowym wyścigu rozgrywanym nad Oceanem Spokojnym, nieopodal La Jolla. Ciągle była jednak amatorką. Status ten i brak wystarczającej renomy uniemożliwił jej start w konkursie Channel-Swimming, którego sponsorem była gazeta Daily Mail. Zawody – najkrócej mówiąc – polegały na przepłynięciu Kanału La Manche. Florence nie dała jednak za wygraną. Zebrała wystarczające środki finansowe, przeprowadziła kilka rozmów i… wystartowała. Kto wie, czy organizatorzy, w myśl zasady „a co nam tam, niech płynie”, nie kierowali się tylko chęcią zgarnięcia łatwych pieniędzy od upartej amatorki. Jakiekolwiek były ich motywy – mocno się zdziwili. 12 października 1950 roku Chadwick po 13 godzinach i 20 minutach dopłynęła do Wielkiej Brytanii. To był kobiecy rekord, który odebrała swojej rodaczce Gertrudzie Ederle.

O jej uporze jeszcze dobitniej świadczy wyczyn z 1952 roku. Otoczona niewielkimi łodziami, które oprócz wsparcia miały chronić ją przed rekinami, Florence chciała przepłynąć 26 mil dzielące wyspę Catalina i wybrzeże Kalifornii. Po drodze dopadła ją mgła. Po 16 godzinach walki z naturą i samą sobą – poddała się. Wciągnięta do łodzi dowiedziała się, że do osiągnięcia celu zabrakło jej… jednej mili. Rozjuszona postanowiła spróbować ponownie. Po dwóch miesiącach znów wskoczyła do wody, znów dopadła ją mgła, ale tym razem zakończenie było szczęśliwe. Przez lata pokonywała dzikie wody oceanów i wielkich jezior. Sport dawał jej ogromne szczęście i spełnienie. Dzięki pływaniu zbudowała to, czego brak zarzucono jej w 1950 roku – reputację.
Zmarła 15 marca 1995 roku.

Kobiety w sporcie: stał za nią cały Meksyk

Gdy mówimy o multimedalistach olimpijskich pierwszym nazwiskiem, które kojarzymy jest Phelps. I dobrze, amerykański pływak jest bowiem posiadaczem dwudziestu trzech złotych medali. W tym wąskim i elitarnym gronie znalazło się też miejsce dla kobiety. Niezwykle bitnej i dumnej sportsmenki, która w czasach głębokiej komuny, potrafiła pokazać „wała” czechosłowackim rządzącym. I to nie raz! Věra Čáslavská – babka jakich mało.

Kiedy przychodziła na świat (w 1942 roku), jej rodzinne miasto – Praga – znajdowało się w rękach Niemców. Dzieciństwo spędziła więc w okresie trudnym, ale na jej szczęście – niewiele z niego pamiętała. Lata młodzieńcze poświęciła nauce i aktywności fizycznej. Szczególnie upodobała sobie gimnastykę, w której jako nastolatka odnosiła pierwsze sukcesy. Doświadczeni szkoleniowcy włączyli ją do kadry Czechosłowacji na igrzyska olimpijskie w Rzymie (1960). Osiemnastoletnia Věra wraz z koleżankami wywalczyła srebrny medal w drużynie. Był to pierwszy ogromny sukces Prażanki.

Cztery lata później, w Tokio, Čáslavská zdobyła trzy złote i jeden srebrny krążek, ale prawdziwym apogeum były zmagania w Meksyku. Dla Czechosłowaków rok 1968 jest wyjątkowy. Od stycznia tegoż roku, w kraju trwała Praska Wiosna. Ludzie marzyli o zmianach i coraz częściej się o nie upominali. Věra, wykorzystując swoją popularność, podpisała słynny manifest protestacyjny „Dwa tysiące słów”. Taka postawa zmusiła ją jednak do ucieczki. W obawie przed osadzeniem zamieszkała w niewielkiej miejscowości Sumperk. Do stolicy wróciła dopiero, gdy władze zapewniły ją, że będzie mogła wyjechać na wspomniane igrzyska. Tam jednak nie miała zamiaru milczeć.

Vera Caslavska źródło: https://globalsportmatters.com
Vera Caslavska źródło: https://globalsportmatters.com

Mexico City wywalczyła cztery złote i dwa srebrne medale olimpijskie. Rozkochała też w sobie publiczność. Oprócz osiągnięć sportowych, kibice i rywalki porwała swoją otwartością, uśmiechem i kulturą osobistą. Dwa razy pokazała jednak pazur. Gdy z głośników rozbrzmiewał hymn ZSRR, Čáslavská ostentacyjnie odwracała się tyłem i opuszczała głowę. Robiła to na znak protestu: do Czechosłowacji wkroczyły bowiem wojska Układu Warszawskiego.

Komuniści nie zapomnieli gimnastyczce tamtego zachowania. Gdy tylko wróciła do kraju zakazano jej niemal wszystkiego: występów w kraju, za granicą, trenowania. Jej nieobecność trwała kilka lat. Pewnego dnia nadeszła propozycja z Meksyku, który o niej nie zapomniał. Věra miała szkolić tamtejszą młodzież. Władze państwowe podtrzymały jednak swój zakaz. Jakież musiało być ich zdziwienie, gdy rząd Meksyku zapowiedział, że w zamian za taką decyzję, wstrzyma dostawy ropy naftowej do Czechosłowacji. Ten argument przekonał decydentów.

Kobiety w sporcie: odrodzona potęga

Peggy Fleming – amerykańska łyżwiarka figurowa – w czasie igrzysk olimpijskich w Grenoble, w 1968 roku, zdobyła złoty medal olimpijski. Sukces ten poprzedziły lata posuchy, które zapoczątkowała Katastrofa lotu Sabena 548 w 1961 roku. Zginęła w niej czołówka łyżwiarzy figurowych z USA, na czele z trenerem Peggy – Williamem Kippem.

Nigdy dokładnie nie stwierdzono co lub kto odpowiadał za tamto tragiczne wydarzenie. 15 lutego 1961 roku, w wiosce Berg, w okolicy Brukseli, maszyna z osiemnastoma zawodnikami, sztabem szkoleniowym, a także bliskimi łyżwiarzy runęła na ziemię. Zginęły 73 osoby. Wszyscy podróżowali do Czechosłowacji, gdzie zaplanowano Mistrzostwa Świata w Łyżwiarstwie Figurowym. Imprezę odwołano. Sport, który w 1956 i 1960 roku przyniósł Amerykankom dwa złote medale olimpijskie(odpowiednio: Tenley AlbrightCarol Heiss) nagle stanął nad przepaścią. Nikt nie spodziewał się, że odrodzi się kilka lat później za sprawą dziewczynki z San Jose.

W dniu katastrofy Peggy miała 12 lat. Bardzo mocno przeżyła stratę trenera. Jej nowy szkoleniowiec – Carlo Fassiego – musiał przekonać ją, że dzieło Kippa powinno zostać kontynuowane. Rozmowy, wspólne treningi przekonały Fleming. Siedem lat później dała swoim rodakom powód do dumy. Jej złoty medal był jedynym, jaki sportowcy USA przywieźli z Grenoble.

Peggy Fleming źródło: https://www.biography.com
Peggy Fleming źródło: https://www.biography.com

Kobiety w sporcie: lepiej późno niż wcale

Swojej sportowej drogi szukała kilka lat. Cierpliwie. Irena Szydłowska – sportsmenka doprawdy niezwykła, która udowadnia, że nigdy nie jest za późno na zmiany.

Urodziła się we Lwowie 28 styczna 1928 roku. Od dziecka lgnęła do sportu. Po zakończeniu II wojny światowej, w 1946 roku wzięła udział w swoich pierwszych poważnych zawodach: Akademickich Mistrzostwach Polski w pływaniu. Zajęła trzecie miejsce, tyle że wystartowały… trzy zawodniczki. W 1952 roku poznała smak innej dyscypliny – siatkówki. Grywała nawet w I-ligowych „Budowlanych” Warszawa. Rozsądek podpowiadał jej, że sama aktywność fizyczna chleba nie daje. Równocześnie z przebijaniem piłki przez siatkę rozpoczęła więc naukę. Dzięki zdobytemu wykształceniu zdobyła etat w jednej ze spółdzielni farmaceutycznych. Tam poznała Malinowską, byłą łuczniczkę warszawskiej „Syreny”. Współpracowniczka namówiła ją do spróbowania sił w tej dyscyplinie. 31-letnia (!) wówczas Szydłowska na propozycję przystała. Na pierwszy trening wchodziła w towarzystwie dzieci. Jej początkowe próby były katastrofalne. Ale uparcie i konsekwentnie strzelała do tarczy. Na owoce czekała cztery lata. W 1963 roku została indywidualną Mistrzynią Polski w wieloboju.

Irena Szydłowska źródło: http://5kolek.pl
Irena Szydłowska źródło: http://5kolek.pl

Początek lat 70-tych XX wieku to prawdziwa eksplozja talentu pani Ireny. W 1971 roku zdobyła drużynowe mistrzostwo świata. Rok później, pojechała na igrzyska olimpijskie do Monachium, choć kilka tygodni przed imprezą zakończyła leczenie kontuzjowanej ręki. Zaufanie, które przez lata wypracowała sobie wśród trenerów, okazało się jej sprzymierzeńcem. Tadeusz Purzycki zabrał ją ze sobą. I wiecie co? Był to strzał w dziesiątkę!

10 września 1972 roku, 44-letnia Irena Szydłowska została srebrną medalistką olimpijską. Kobieta, która na poważnie zajęła się łucznictwem w momencie, w którym większość sportowców rozmyśla o emeryturze, zdobyła medal w 4-boju! Jakby tego było mało, cztery lata później znowu postanowiła rywalizować – w Montrealu. Co prawda zajęła 20 lokatę, ale nie wynik był wtedy najważniejszy.

Irena Szydłowska udowodniła, że można wiele. Nie ważne czy masz 20, 40 czy 60 lat.

Kobiety w sporcie: algierska bohaterka

Igrzyska olimpijskie w Barcelonie, w 1992 roku, miały wielu bohaterów. Żaden z nich nie startował jednak pod taką presją jak drobna, ciemnowłosa Algierka – Hassiba Boulmerka. Nie był to jednak nacisk jej wiernych fanów. Muzułmanka, która rok wcześniej, na dystansie 1500 metrów, zdobyła tytuł mistrzyni świata, stała się wrogiem islamskich fundamentalistów, którzy w stolicy Katalonii zaserwowali jej piekło.

Urodzona w 1968 roku Hassiba dość wcześnie rozpoczęła treningi – miała niespełna dziesięć lat. Pomimo sporego sportowego zaangażowania, nie zapominała o swojej wierze. Pielęgnowała ją i szanowała. Talent, którym została obdarzona przerósł jednak jej krajowe rywalki. Chcąc nadal się rozwijać musiała startować zagranicą. Ze światowych eskapad oprócz wyników, przywoziła też masę cennych wskazówek, sprzęt i niespotykane w Algierii rozwiązania treningowe. Jej coraz śmielsze poczynania i rosnąca popularność nie wszystkim przypadły do gustu.

Gdy po wywalczeniu mistrzostwa świata w 1991 roku odbierała z rąk Prezydenta Szadlida Bendżedida odznaczenie państwowe i wartościowe podarunki (m.in. luksusową willę) wśród ortodoksyjnych muzułmanów zrodziła się potworna myśli: Boulmerkę należało zlikwidować. Powodów było kilka. W jej ojczyźnie wybuchł konflikt, a ona sama stała się celem ataków konserwatystów, którzy zarzucali jej łamanie zasad islamu (chociażby zbyt skąpy strój w czasie zawodów). Wielu mężczyzn nie mogło też znieść jej popularności. Napięta atmosfera i listowne groźby, które otrzymywała, zmusiły ją do ucieczki z kraju. Na kilka tygodni przed igrzyskami olimpijskimi osiadła w Berlinie.

Hassiba Boulmerka źródło: https://i.pinimg.com
Hassiba Boulmerka źródło: https://i.pinimg.com

Jej droga do złotego medalu była czasem ciągłego balansowania na krawędzi. Do Barcelony zmuszona była pojechać przez Oslo. Ten ruch miał zmylić pluton egzekucyjny, który na zlecenie fundamentalistów miał wykonać wydany na nią wyrok śmierci. Do zabójstwa miało dojść w trakcie decydującego biegu. To miała być kara i jednocześnie przestroga dla muzułmańskich kobiet. Kto wie jak potoczyłyby się losy Hassiby, gdyby w porę nie zainterweniował algierski wywiad. Jego pracownicy przekazali organizatorom informacje o planowanym ataku. Gdy Boulmerka wychodziła na bieżnię, wszędzie roiło się od policji. Była świadoma, że to jej osoba przyciągnęła służby. W tamtym momencie była jedną z najbardziej strzeżonych osób na świecie. Ale na bieżni musiała poradzić sobie sama…

Gdy ze sporą przewagą, jako pierwsza mijała linię mety, zabójcy wiedzieli już, że wykonanie zadania jest nierealne. Odpuścili. W tym samym momencie Hassiba złapała flagę Algierii i rozpoczęła pełną emocji rundę honorową. To był policzek dla jej wrogów bowiem to ona – kobieta – zdobyła pierwszy w historii tego kraju złoty medal olimpijski.

Kobiety w sporcie: łyżwiarska, krwawa wojna

Rywalizacja podsyca agresję. Nawet w tak urodziwym sporcie jak łyżwiarstwo figurowe. Nawet wśród kobiet. W Lillehammer, w czasie zimowych igrzysk olimpijskich z 1994 roku, walka dwóch – najlepszych wówczas – amerykańskich zawodniczek, Tony Harding i Nancy Kerrigan, toczyła się na niespotykanym wcześniej, pozasportowym wymiarem. Wszystko zaczęło się 6 stycznia 1994 roku, w Detroit.

Przygotowująca się do kolejnych zmagań Nancy schodziła z lodowej tafli. Trening wypadł dobrze. Chcąc dostać się do szatni, łyżwiarka musiała przejść długi korytarz. Tam czekał na nią napastnik, uzbrojony w teleskopową pałkę. Rzucił się na nią i zadał kilka ciosów w nogi. Kobieta upadła. Kilka minut później była już pod opieką lekarzy. Na szczęście nogi były „tylko” potłuczone. Nie zmienia to jednak faktu, że Nancy Kerrigan musiała wycofać się ze startu w mistrzostwach kraju. Te pod jej nieobecność wygrała… Tony Harding. Zbieg okoliczności? Otóż nie do końca.

Tony Harding (z lewej) i Nancy Kerrigan źródło: time.com
Tony Harding (z lewej) i Nancy Kerrigan źródło: time.com

Dość szybko ustalono kto stał za atakiem. Na zlecenie byłego męża Harding, Jeffa Gillooly’a i jej ochroniarza Shawna Eckhardta przygotowującą się do igrzysk Nancy zaatakował niejaki Shane Stant. Tony o wszystkim wiedziała. Początkowo związek postanowił wykluczyć ją z kadry olimpijskiej. Później jednak decyzja została cofnięta i nieuczciwa łyżwiarka wystartowała w Lillehammer. Jej napadnięta rywalka zdążyła się wykurować i również wyjechała na olimpijską taflę. Tam doszło do ostatecznego starcia, z którego Nancy Kerrigan wyszła zwycięsko. Zdobyła srebrny medal olimpijski.

Tony była dopiero ósma. Ale był to tak naprawdę dopiero początek jej końca. Gdy obie zawodniczki wróciły do kraju działacze związkowi dożywotnio ją zdyskwalifikowali, nałożyli karę pieniężną (ponad 100 000 dolarów). Łyżwiarka ze łzami w oczach broniła się, twierdząc, że chciała powiadomić FBI o planach swojego męża i jego kompanów, ale grożono jej śmiercią. Nikt nie dał wiary jej słowom. Tony odeszła więc z łyżwiarstwa figurowego i imała się różnych zajęć: nagrała film dla dorosłych, toczyła bokserskie pojedynki, śpiewała, a nawet biła samochodowe rekordy prędkości. Nieźle, jak na niczego nieświadomą – grzeczną kobietę.

 

Podziel się:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Informacje zwrotne w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Facebook
Archiwa

Warto zobaczyć

Young Griffo

Young Griffo – uzależniony fenomen

Podziel się:

W ringu był nieuchwytny. Szybki, przewidujący ruchy przeciwnika Young Griffo zyskał miano specjalisty od defensywy. W życiu prywatnym nie potrafił sobie poradzić z najsilniejszym przeciwnikiem. Z alkoholem…

Podziel się:
Czytaj więcej

Jan Banaś i Krok, który zmienił karierę

Podziel się:

Idolów miał kilku. Był wśród nich genialny brazylijski drybler Garrincha. Był też Gerard Cieślik. I George Best, do którego często go porównywano. Choć, jak sam przyznawał, że nie pił w przeciwieństwie do Irlandczyka

Podziel się:
Czytaj więcej
0
Chciałbym poznać Twoje zdanie, proszę o komentarz.x
Scroll to Top