historiasportu.info

Marek Piotrowski. Pierwszy tytuł wojownika

Podziel się:

59 lat temu urodził się Marek Piotrowski, Polak, który podbił kibicowskie serca nie tylko nad Wisłą, ale i za Atlantykiem.


Zaczynał od kolarstwa. Potem zakosztował sportów walki. Zasmakowało. Tak bardzo, że związał się z nimi na następne lata. Jednym z pierwszych, wielkich sukcesów Marka Piotrowskiego było amatorskie mistrzostwo świata…

Dobrze, że ring otaczają liny. Inaczej rywale mogliby Markowi Piotrowskiemu zwyczajnie uciec. Był 11 października 1987 r., gdy walczak z Polski zdobył amatorskie mistrzostwo świata w kick-boxingu, w formule full contact. Formule nad Wisłą zakazaną.

Wcześniej trenował ju-jitsu, a z czasem zainteresował się karate kyokushin. Decyzję o tym, że postawi tylko na kick-boxing Piotrowski podjął w styczniu 1987 r. Zainspirowali go inni – Bogdan Sawicki i Waldemar Hyrlik, którzy zdążyli już wystartować w mistrzostwach Europy. O tym, że Marek może zostać mistrzem świata mówił każdy, kto obserwował jego zaangażowanie na treningach, pojedynki i smykałkę, którą do sportu miał niebywałą.

Czytaj też: Barney Ross. Niezniszczalny

Marek Piotrowski? Poza zasięgiem

W monachijskiej Olympiahalle Piotrowski pojawił się wcześnie rano. Na pierwszą walkę musiał czekać wiele godzin. Organizacja imprezy stała wtedy przeciętnym poziomie. Takie czasy. Taki sport. Kiedy w późnych godzinach wieczornych wchodził do ringu, czuł lekkie zdenerwowanie. Bo Austriak Singer wyglądał groźnie.

Gong…

Marek ruszył. Zadawał kolejne ciosy. Gonił rywala. Był wyraźnie lepszy, ale w sportach walki jedno uderzenie mogło zamknąć drzwi do sukcesu. Singer mógł przecież przyjąć taką taktykę – uśpić czujność Piotrowskiego, a w drugiej rundzie zmienić styl by ostatecznie triumfować… Nie zrobił tego. Na drugą odsłonę nie wyszedł, poddany przez własny narożnik.

W kolejnej rundzie czekał Rudy Smedley, amerykański mistrz świata, wspierany przez liczną grupę kibiców-rodaków. Jeszcze przed walką Piotrowski zapowiedział, że będzie nieustannie atakował. I słowa dotrzymał. Amerykanin skupił się tylko na obronie, a jego głośni dotąd kibice, zamilkli. Nie spodziewali się, że jakiś gość z Polski tak bardzo przyłoży ich mistrzowi.

Półfinałowe starcie było kolejnym popisem Marka. Grek Karaites, uznany technik, wytrwał co prawda do końca pojedynku, ale był potwornie rozbity. Choć po ostatnim gongu twierdził, że następnym razem pokona Piotrowskiego, to nikt o zdrowych zmysłach nie dawał temu wiary. Polski zawodnik był poza zasięgiem rywali. A finał tylko potwierdzał tę tezę…

Marek Piotrowski w 1987 r. został mistrzem świata amatorów
Marek Piotrowski w 1987 r. został mistrzem świata amatorów

Węgier Karoly Halosz w boju o tytuł, podobnie jak poprzednicy, musiał przetrwać biało-czerwony napór. Swoich szans na wygraną upatrywał – a jakże – w jakiejś pojedynczej, cudownej akcji. Ale w Monachium cudów nie było. Piotrowski robił swoje. Haloszowi nie pomogła nawet podwójna garda, bo Polak znalazł w niej dziury. Był systematycznie rozbijany. Tak bardzo, że pojedynek o tytuł mistrza globu w kategorii 81 kg zakończyli lekarze.

Polak fizycznie tłamsił rywali. Był silny, wytrzymały i szybki. W filmie dokumentalnym „Wojownik”, zapytano go, o tę nieprzeciętną szybkość. Mówił tak:

„Kiedyś mówiono do mnie: Marek czemu tak jest, że na ringu czy w walce jesteś taki szybki, dynamiczny, a ubierasz się powoli. Ja mówię tak: widziałeś kiedyś kota? Widziałeś jak kot szanuje energie? Leży, śpi, przeciąga się, ale jak trzeba to działa. To jest umiejętność szanowania.”.

Czytaj też: Gdy sport staje się politycznym narzędziem. Wojna futbolowa

Krzyż

Marek Piotrowski został najlepszym amatorem wśród kick-bokserów. Być może czuł sportowe spełnienie. O tym finansowym nie mógł wówczas myśleć. Nie pozwalały na to polskie warunki. I reguły. Ale czas pokazał, że profesjonalna kariera otwarła przed Polakiem drzwi. I to na oścież. W latach 80. i 90. ciężko było znaleźć kibica sportu, który o nim nie słyszał. Przyszedł moment, w którym nad Wisłą ciężko było znaleźć dla niego przeciwnika. W 1988 r. wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Został „Punisherem”. Sportowym ambasadorem Polaków. Przetarł szlaki następnym sportowcom, choćby Andrzejowi Gołocie.

Zrobił to tak, jak potrafił najlepiej. Pokonując nawet tych, którzy uchodzili za niepokonanych. Przykłady ? Rick „The Jet” Roufus, Don „The Dragon” Wilson i kilku innych. A potem przyszły kłopoty zdrowotne…

Piotrowski mówił:

„Przychodzi w życiu człowieka czas, kiedy dźwiga krzyż naciągnięty bólem, cierpieniem, niespełnionymi marzeniami, brakiem radosnych perspektyw. Często ten krzyż go przygniata, ciężko jest wtedy wstać, znaleźć sens dalszej egzystencji. Ale ja ci mówię, wstań i walcz. To twoje życie, twój największy skarb.”.

Sportowiec zachorował. W zasadzie to dopadła go choroba zagadka. Walczy z nią do dziś. Ludzie, którzy pamiętają jego walki, cenią osiągnięcia chcą i pomagają mu. Nie brakuje wśród nich osób znanych. Takich, dla których Marek Piotrowski nadal jest idolem.

W sieci można znaleźć zbiórkę, na którą ochotnicy wpłacają pieniądze. Te mają pokryć koszty leczenia Polaka, który przetarł naszym amerykańskie ringi…

Zostawiam link:

https://siepomaga.pl/marek-piotrowski

Podziel się:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Informacje zwrotne w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Facebook
Archiwa

Warto zobaczyć

Young Griffo

Young Griffo – uzależniony fenomen

Podziel się:

W ringu był nieuchwytny. Szybki, przewidujący ruchy przeciwnika Young Griffo zyskał miano specjalisty od defensywy. W życiu prywatnym nie potrafił sobie poradzić z najsilniejszym przeciwnikiem. Z alkoholem…

Podziel się:
Czytaj więcej
0
Chciałbym poznać Twoje zdanie, proszę o komentarz.x
Scroll to Top