historiasportu.info

#TegoDnia: Władysław Komar, wrażliwy olbrzym. 11 kwietnia 1940 roku.

Władysław Komar w czasie mistrzostw Europy
Podziel się:

Niewielu mamy takich sportowców: wszechstronnych, upartych i konsekwentnych. 11 kwietnia 1940 roku urodził się Władysław Komar, zdobywca złotego medalu olimpijskiego w Monachium, w pchnięciu kulą.

Pierwsze sportowe szlify Komara nierozerwalnie wiążą się z bokserskim ringiem. Karierę pięściarza dość szybko wybito mu jednak z głowy. Skory do rywalizacji, dobrze zbudowany mężczyzna postawił więc na lekkoatletykę. Miał ku temu naturalne predyspozycje. No bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że stu kilogramowy facet biega 100 metrów w 11 sekund, albo skacze w dal prawie 7 metrów? Ba! W czasie zmagań dziesięcioboistów, w których notabene poprawił rekord Polski, skoczył wzwyż 180 centymetrów, a o tyczce 3,35 m! Ponadto w wolnym czasie grał też w rugby w pierwszoligowej Lechii Gdańsk.

Ludzie go uwielbiali, a on najzwyczajniej dawał im ku temu powody. Pewnego razu postanowił kupić granatowego Fiata 500 – najmniejszy dostępny na rynku model włoskiego producenta – i śmigał nim po stolicy. Widok olbrzyma w takim samochodzie wywoływał salwy śmiechu. Potrafił wyjść na deski teatru i bez najmniejszych kompleksów, odegrać powierzoną mu rolę. Zresztą, aktorstwo stało się jego drugą miłością. Grywał w filmach, kabaretach. Po tym jak odbył kurs gastronomiczny założył też niewielki barek. Innym razem postanowił zostać hodowcą koni. Czego nie dotknął – zamieniał w złoto.
Miał też swoje zasady, czy powiedzonka. W prosty sposób potrafił zdefiniować męskość:

Litr to nie jest jeszcze ilość dla prawdziwego mężczyzny !

Wizerunek wesołego, utalentowanego twardziela prysnął jak bańka mydlana w Monachium, gdy stanął na najwyższym stopniu podium w czasie igrzysk olimpijskich…

Czytaj też: Stanisław Zbyszko Cygankiewicz. mocarz z Polski

Zamach i znaki zapytania

W 1972 roku igrzyska olimpijskie pierwszy raz po II wojnie światowej zorganizowali Niemcy, w stolicy Bawarii, Monachium. I robili wszystko, co w ich mocy, aby wydarzenie zyskało status wielkiego święto i pozwoliło nieco zrehabilitować kraj po politycznych ekscesach i propagandowej machinie, w którą wrzucono olimpijczyków w Berlinie, w 1936 roku. Niestety, 5 września miał miejsce głośny zamach terrorystyczny. Grupa arabskich bojowników z organizacji Czarny Wrzesień wzięła za zakładników członków izraelskiej drużyny olimpijskiej. Pomimo wysiłków sił bezpieczeństwa jedenastu izraelskich sportowców zginęło w wiosce olimpijskiej oraz w strzelaninie w drodze na lotnisko. To wszystko sprawiło, że dalsza rywalizacja o medale stanęła pod znakiem zapytania.

Stadion Olimpijski w Monachium w 1972 roku w trakcie ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich
Stadion Olimpijski w Monachium w 1972 roku w trakcie ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich
fot. Romák Éva/CC BY-SA 3.0

MKOl nie zakończył przedwcześnie imprezy. Avery Brundage, szef komitetu, ogłaszając światu decyzję mówił o potrzebie kontynuacji czystego wysiłku i upowszechniania sportowego braterstwa. Czy była to decyzja słuszna? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Trudno oceniać. Niemniej Władysław Komar na niej skorzystał.

Władysław Komar. Płacz wielkoluda

Kulomioci stanęli do boju 8 września. W eliminacjach polski wielkolud pchnął pewnie, 20,60 m, i bez najmniejszych kłopotów zameldował się w olimpijskim finale. A tam, dzień później, przynajmniej zdaniem znawców lekkoatletyki, Komar miał mierzyć się nie tylko z dobrze dysponowanymi przeciwnikami, ale przede wszystkim sam ze sobą. Bo o ile w treningach regularnie posyłał kulę za 21 metr, (ponoć celowo rzucał lżejszą, by wzbudzić strach wśród rywali) o tyle w chwili najwyższej próby obawiano się o jego odporność psychiczną. Władek błyskawicznie rozwiał wątpliwości.

W pierwszych finałowych próbach świetnie spisał się reprezentant NRD, Hans-Peter Gies, ustanawiając rekord olimpijski (21,14 m). Niewiele gorszy wynik uzyskał jego kolega z kadry, Hartmut Briesenick (20.97 m). Do tego bardzo przyzwoicie prezentowali się Amerykanie. Kiedy więc w kole stanął Komar, nikt nie przypuszczał, że już premierowe pchnięcie będzie tym rozstrzygającym.

Komar rzucał jako osiemnasty. Był bardzo skupiony. Zaciskał mocno wargi. Zastygł jak gdyby na moment w bezruchu, po czym zrobił energiczny krok, idealnie stawiając lewą nogę w środku koła. Błyskawicznie prawą przystawił do progu, pociągnął mocno barkiem i kula poszybowała ostrym torem za chorągiewkę oznaczającą rekord olimpijski — 21,18 m! Szok! Na czarnej tablicy zapaliły się żaróweczki, oznaczające rezultat Polaka. Trybuny klaskały z uznaniem.

Stając na olimpijskim podium Władysław Komar był wyraźnie wzruszony fot. domena publiczna
Stając na olimpijskim podium Władysław Komar był wyraźnie wzruszony
fot. domena publiczna

Rozpoczęło się długie oczekiwanie. Amerykanin George Woods uzyskał wynik 21,17 m. Tylko centymetr gorszy od Polaka. Ten zaś rzucał regularnie powyżej 20 m. Wydawało się, że jest opanowany i spokojny. Pewny swego sukcesu. Później jednak okazało się, że była to jedynie maska, za którą ukrył niepokój i zdenerwowanie. Koniec końców, po ostatnim pchnięciu, wyrzucił biało-czerwony dres ku górze, ciesząc się ze złotego medalu olimpijskiego.

Tuż po zawodach nastąpiła dekoracja. Władysław Komar wszedł na najwyższy stopień podium i… rozpłakał się. Blisko dwumetrowy, ponad stukilogramowy facet chował mokre oczy w potężnych dłoniach. Wzruszył tym całą Polskę. Zjednał sobie kolejne hordy kibiców, by po dekoracji… dać prawdziwe show na konferencji prasowej. Dziennikarzom mówił:

Cieszę się ogromnie ze swego sukcesu. Spełniło się jedno z największych marzeń mojego życia. Nie żałuję wysiłków, treningów, nieprzespanych nocy, denerwujących startów i porażek. Mój upór przyniósł złoto nie tylko dla mnie, ale i dla całej polskiej drużyny.

Nazajutrz śpiącego Komara zbudził Włodzimierz Reczek, przewodniczący PKOl-u. Przyniósł on mistrzowi olimpijskiemu śniadanie.

Przyrzekłem, że jeśli wywalczy pan złoty medal, to zaniosę pana na śniadanie. Niestety nie dałbym rady pana udźwignąć, więc chociaż w ten sposób chciałem się zrehabilitować. Muszę przyznać, że zupełnie nie wierzyłem w ten medal – powiedział, wręczając Komarowi jedzenie.

Po zakończeniu kariery sportowej Władysław Komar został aktorem. Tak jak na olimpijskiej arenie, tak i na scenie, walczył do końca. Zapytany przez Zbigniewa Krzysztaniaka z „Przekroju”, o co walczy jako aktor, odpowiedział:

Może o swoistego rodzaju nobilitację. Może o przekonanie ludzi, że u sportowców występuje korelacja pomiędzy zwojami mięśni i zwojami mózgowymi.

Taki był Władysław Komar. Wzór sportowej i życiowej uniwersalności. Zmarł tragicznie, wskutek wypadku samochodowego w 1998 roku.

Podziel się:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najczęściej oceniane
Informacje zwrotne w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Facebook
Archiwa

Warto zobaczyć

0
Chciałbym poznać Twoje zdanie, proszę o komentarz.x
Scroll to Top