Steve Garnett, Mark Fogg i Rick Parkin przeszli do historii futbolu. Dlaczego? Zagrali w zespole Northwich Victoria, mimo że jeszcze godzinę przed pierwszym gwizdkiem nie byli w nim zarejestrowani i biesiadowali w lokalnym barze. Przy piwie i stekach.
Wyobraź sobie taką sytuację: siedzisz z kumplami w pubie. Jest wesoło. Jecie, pijecie i gawędzicie – o futbolu, który jest waszą największą pasją. Nagle między stolikami pojawia się zadyszany, całkiem nieźle ubrany i lekko poddenerwowany dżentelmen. Pyta, czy któryś z biesiadujących nie chce zagrać w piłkę. I to w lokalnym, profesjonalnym klubie, którego przecież jesteś fanem. Masz szansę zagrać przed setkami osób. Wystarczy, że odłożysz piwo, steka czy co tam jeszcze wcześniej zamówiłeś. Brzmi jak science fiction? Być może, ale podobna sytuacja faktycznie miała miejsce!
Mecz „Pie and Pints” – jak do niego doszło?
Był chłodny listopadowy dzień. Rok 1986. Northwich Victoria miała zmierzyć się z liderami ligi, Maidstone United. Menedżer Northwich, Stuart Pearson, który miał na swoim koncie 15 występów w reprezentacji Anglii, próbował odwołać mecz tydzień wcześniej. Powód? Plaga kontuzji i chorób w zespole. Pearson zdawał sobie sprawę, że skompletowanie składu zakrawać będzie o cud. Mimo to, władze ligi, którym przewodniczył Jim Thompson (będący jednocześnie szefem Maidstone United), nie zgodziły się na takie rozwiązanie. Northwich miało grać. I kropka.
O godzinie 14.00, godzinę przed pierwszym gwizdkiem, Derek Nuttall – prezes Northwich Victoria – dowiedział się, że jego drużyna wystawi tylko ośmiu graczy, co może być postrzegane tylko jako forma protestu. Nie chcąc dopuścić to takiej sytuacji, zdenerwowany mężczyzna „ruszył w miasto”. Już po wyjściu z biura skierował się do lokalnej knajpy, gdzie – jak słusznie zakładał – na pewno znajdzie jakiś futbolowych zapaleńców.
Drzwi do pubu otworzyły się z impetem. Wszyscy zgromadzeni na moment zamilkli. Nuttall stanął na środku sali i zapytał głośno:
– Czy ktoś chciałby zagrać w piłkę nożną?
Potem szybko wyjaśnił całą sytuację, a trzy krzesła odsunęły się od stolików. Przed prezesem stanęli Steve Garnett, Mark Fogg i Rick Parkin. Jeden z nich wypił już dwa piwa i zjadł wieprzowego kotleta, co miało niewiele wspólnego z profesjonalnym przygotowaniem do spotkania, ale skoro chciał pomóc…
Derek Nuttal wspominał już po latach:
– Jeden z nich musiał wrócić do domu po buty. Drugi miał je w bagażniku swojego samochodu. Trzeci gdzieś tam grał amatorsko. Uważał się za środkowego napastnika, więc miał zagrać z przodu.
Angielskie prawo zezwalało na rejestrację nowych graczy na pół godziny przed rozpoczęciem meczu. Formalności udało się więc załatwić. Następnym krokiem było umiejętne wkomponowanie nowych zawodników w rozbity zespół. Trener Pearson miał pewien plan. Nie był on skomplikowany: kiedy któryś z trójki wyrwanej z pubu otrzyma piłkę natychmiast miał poddać ją do Gordona Hilla, byłego asa Manchesteru United. Ten wiedział, co robić dalej.
Moralni zwycięzcy
Spotkanie znane jako „Pie and Pints” zakończyło się remisem 1-1. Steve Garnett, Mark Fogg i Rick Parkin wyśmienicie odnaleźli się w zaistniałej sytuacji. Przecież kochali piłkę, grali w nią z kumplami, jak to kibice.
Zespół Northwich Victoria został moralnym zwycięzcą tego meczu. Rywale, nie mogąc uwierzyć w taki obrót spraw, opisali całą sytuację władzom ligi i… nic nie wskórali. Zespołem Dereka Nuttala, trenerem i trójką „barowych” graczy przez jakiś czas interesowały się media na całym świecie. Mecz „Pie and Pints” opisywały gazety w krajach, w których piłka nożna nie cieszyła się dużą popularnością.
Ta historia uczy kilku rzeczy. Po pierwsze: z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Po drugie: kiedy idziesz z kumplami do pubu, nie zapomnij zabrać ze sobą piłkarskich butów, przecież nigdy nie wiesz, czy akurat ktoś nie będzie potrzebował gracza do swojej drużyny.
Źródła:
https://www.northwichguardian.co.uk/
wikpedia.org