historiasportu.info

Legendy boksu: Lucjan Trela – „ciężki maluch”

Lucjan Trela
Podziel się:

W latach 60. w Polsce było wielu znakomitych pięściarzy, jednak uwielbiany był głównie on. Choć nie zdobył żadnego medalu, ludzie chodzili na boks często po to, żeby zobaczyć właśnie jego. Nazywał się Lucjan Trela i był biało-czerwonym, „ciężkim maluchem”.

– Ten mały? Tak pamiętam go, czasem budzę się w nocy zlany potem, mam koszmary, że ten mały mnie pokonał. Jego ciosy wciąż mnie bolą…

Te słowa o pewnym polskim bokserze powiedział sam „Duży Jerzy” – czyli George Foreman. Tego boksera nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, dla formalności jedynak przypomnę. Pierwszy raz tytuł mistrza świata zdobył w 1973 r., pokonując samego Joe’a Fraziera. Jego pojedynek w Kinszasie „The Rumble in the Jungle”Muhammadem Ali przeszedł do legendy. Tak samo jak powrót George’a na tron mistrza świata wszechwag – odzyskał go po 20 latach, mając prawie 46 lat, wywołując tym samym sporo zamieszania, nie tylko sportowego, ale i społecznego. Tysiące łysiejących mężczyzn po czterdziestce przestało nagle, jak nakazywał zwyczaj, spokojnie czołgać się w kierunku cmentarza. Stanęli na nogi i krzyknęli: „skoro on może to mogę i ja”. Zaczęli nagle biegać, skakać, tańczyć itp. Dość już jednak o George’u, nie jest to jego historia. Tylko historia dość niezwykłego polskiego mistrza wagi ciężkiej.

Nim George Foreman został mistrzem olimpijskim musiał pokonać Lucjana Trelę. Łatwo nie było. źródło zdjęcia: pinterest.com
Nim George Foreman został mistrzem olimpijskim musiał pokonać Lucjana Trelę. Łatwo nie było. źródło zdjęcia: pinterest.com

Feliks Stamm był najlepszym trenerem bokserskim w całej historii Polski. Od II RP poprzez PRL, do czasów dzisiejszych. Takiego trenera nie mieliśmy i pewnie jeszcze bardzo długo mieć nie będziemy. Jego podopieczni wzbudzali powszechny podziw w kraju i nienawiść za granicą. Szczególną niechęć czuli do nich pięściarze z ZSRR. Było to trochę dziwne jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że kończąc walkę zazwyczaj ich twarze były zabarwione ulubionym kolorem radzieckich towarzyszy. Pod jego skrzydłami wyrastali mistrzowie wszystkich kategorii wagowych: w muszej – Olech, piórkowej – Niedźwicki, lekkiej – Grudzień, lekkopółśredniej – Kulej, lekkośredniej – Grzesiak, półśredniej – Chychła, średniej – Walasek, półciężkiej – Pietrzykowski. No, ale czegoś brakuje. Tak wagi ciężkiej.

Za czasów Stamma nigdy żadnemu z naszych ciężkich nie udało się zdobyć żadnego olimpijskiego krążka. Na mistrzostwach Europy coś się tam udało zdobyć, ale złota nigdy… Najbliżej był Bogdan Węgrzyniak – w 1953 r. był drugi. Stał się pewniakiem na olimpiadę w 1956 r., jednak miał swoje plany. Pragnął pływać po morzach i oceanach. Tak oto najzdolniejszy Polski ciężki zakończył karierę, mając 23 lata. 20 lat później jego życie miał zakończyć tragiczny wypadek.

Wróćmy więc do igrzysk i wagi ciężkiej pod wodzą Stamma. Jako pierwszy w tej wadze za jego „panowania” wystąpił w 1936 r. Stanisław Piłat. Bokser wielce zdolny i utytułowany. Niestety już w pierwszej, ćwierćfinałowej walce (w pierwszej rudzie Piłat wyciągnął wolny los) przegrał na punkty – po wyrównanym pojedynku – z Urugwajczykiem Feansem. Był to najlepszy przez lata występ naszego boksera w najwyższej wadze. Reszta naszych ciężkich kończyła bowiem jeszcze szybciej i w gorszym stylu.

Antoni Gościański w 1952 r. został znokautowany w 2 rundzie przez Algirdasa Šocikasa, Władysław Jędrzejewski w 1960 r. padł już w pierwszej rundzie, rażony przez Daniela Bekkera. Cztery lata później dostaje znów KO w pierwszej rundzie od Rosjanina Wadima Jemielianowa. W roku 1968 Stamm miał po raz ostatni być w narożniku reprezentacji na igrzyskach olimpijskich. Po cichu wielu miało nadzieję, że na pożegnanie uda się zdobyć w królewskiej wadze jakiś medal. W kim pokładali te nadzieje?

— A Ty co tu robisz pączuszku?

— Chce zostać bokserem .

— Naprawdę? Nie zgubiłeś się? No cóż, zobaczmy co potrafisz.

Tak mniej więcej miał wyglądać początek jego kariery.

Czytaj też: Wielki mistrz był tak brutalny, że czasem wzbudzał niechęć wśród kibiców

Lucjan Trela – kieszonkowy pancernik

Lucjan Trela urodził się 25 czerwca 1942 r. Grał w piłkę jako obrońca. Zimą była przerwa w rozgrywkach, z nudów poszedł na halę sportową. Podobno nawet nie wiedział kogo tam spotka. Ale skoro już spotkał, to głupio było się wycofać. Bardzo szybko odkrył w sobie miłość do boksu, a boks pokochał i jego. Tacy zawodnicy jak on trafiają się zazwyczaj raz na pokolenie i zawsze są uwielbiani przez kibiców.

Lucjan jak na boksera wagi ciężkiej miał wyjątkowo słabe warunki fizyczne. Mierzył zaledwie 172 cm wzrostu i ważył 86 kg. Kibice śmiali się, że sięgał swoim rywalom do pępka. Swoje braki nadrabiał świetnym wyszkoleniem technicznym, szybkością, dobrym ciosem, ale przede wszystkim niebywałą odwagą. Wchodził w przeciwników niczym pancernik kieszonkowy Graf Spee w konwój. Często musiał podskakiwać podczas oddawania ciosu. Nim się zorientowano dokonywał olbrzymich zniszczeń i wycofywał się na bezpieczną odległość. Większość, z którymi przyszło mu się mierzyć była o 20 cm wyższa od niego. Niektórzy patrzyli na niego z minami pełnymi politowania. Naśmiewali się z niego, nazywali dzieckiem, krasnalem itp. A potem płakali ze wstydu gdy leżeli na deskach.

W latach 60. było wielu świetnych bokserów w Polsce, jednak uwielbiany był głównie on. Choć nie zdobył żadnego medalu ludzie chodzili na boks często po to, żeby zobaczyć właśnie jego. Walki Treli porywały nawet osoby, które na co dzień w ogóle nie interesowały się żadnym sportem. Wielokrotnie pytany czy nie chciałby być te 15-20 cm wyższy odpowiadał z dumą i uśmiechem – „wówczas nie byłbym Trelą”. Kiedy, na igrzyskach dowiedział, się, że w pierwszej walce trafił na Amerykanina, nie wiedział co o tym myśleć. George Foreman był praktycznie nieznany, mało doświadczony, co faworyzowało Polaka. Z drugiej strony Amerykanie w tamtych czasach mieli w wadze ciężkiej mnóstwo talentów. Fakt, że z nich wszystkich wybrali właśnie George’a, jasno mówił, że ten gość jest niezły.

Pierwszy gong – Lucjan Trela skacze do przodu bez żadnego respektu wobec znacznie przewyższającego go warunkami Amerykanina. Trochę wygląda to tak, jakby ojciec lał przerośniętego syna. Foreman był wyraźnie zaskoczony, a może dodatkowo stremowany. Pierwsza runda zdecydowanie dla Lucka. Druga runda. Amerykanin już trochę opanował nerwy, początek jednak dalej dla Lucka. Jednak w pewnym momencie Lucek trochę się zapomina i poszedł na wyminę ciosów. Tu siła fizyczna Foremana bierze górę, dodatkowo przypadkowo dostaje w nerki. Wyraźnie przygasa, runda remisowa. W trzeciej rundzie było sporo klinczów, wyraźnie jednak dominował już George.

Po walce publiczność, która początkowo była rozbawiona samą obecnością naszego „malucha” w ringu, urzeczona odwagą, domagała się jego zwycięstwa. Komisja sędziowska nie była jednomyślna: dwóch wskazało na Amerykanina, jeden na Polaka. Pozostali dwaj wskazali remis ze wskazaniem na Foremana. Ostatecznie stosunkiem 4:1 wygrywa Foreman. Jeśli wierzyć niektórym relacjom, po walce leżał półgodziny w szatni i dochodził do siebie. Kolejnych rywali bez problemu zdemolował, wygrywając wszystkie walki przez KO. Na ringu zarobił ponad 300 milionów dolarów. Został jedną z ikon boksu. Jego powrót na tron mistrza wszechwag, był jednym z najbardziej wyjątkowych wydarzeń w sporcie.

No a Lucek? Niestety choć był nazywany polskim Tysonem, nie miał jednak tej siły w pięści. Choć w kraju pięciokrotnie zdobywał złoto, poza granicami kraju, nigdy nie zdobył, żadnego medalu. Zawsze znalazł się ktoś ciut lepszy. Miał jechać na olimpiadę w 1972 r. niestety z niewyjaśnionych powodów został skreślony z kadry na cztery dni przed wyjazdem. Walka z Foremanem była najlepszą w jego karierze, Była to również, przynajmniej do roku 1980 lub nawet do 1988, najlepszą walka w historii polskich pojedynków olimpijskich wagi ciężkiej. Jeśli chodzi o karierę zawodową, to Lucjan Trela też ją robił w USA… jako ślusarz i bramkarz w klubach nocnych. Dorobił się utraty zdrowia…. Ostatnią walkę przegrał dnia 12 lutego 2019 roku. Jak powiedział Andrzej Kostyra – „te serce, które go niosło do boju nie wytrzymało”.


Autor prowadzi facebookową stronę, na której znajdziesz więcej, podobnych wpisów:

Historie Sportowe - kliknij
https://www.facebook.com/HistorieSportowe/?ref=page_internal

Podziel się:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Informacje zwrotne w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Facebook
Archiwa

Warto zobaczyć

Young Griffo

Young Griffo – uzależniony fenomen

Podziel się:

W ringu był nieuchwytny. Szybki, przewidujący ruchy przeciwnika Young Griffo zyskał miano specjalisty od defensywy. W życiu prywatnym nie potrafił sobie poradzić z najsilniejszym przeciwnikiem. Z alkoholem…

Podziel się:
Czytaj więcej
0
Chciałbym poznać Twoje zdanie, proszę o komentarz.x
Scroll to Top