Sytuacja, którą przedstawiam do dziś budzi wątpliwości. Miała miejsce w trakcie zimowych igrzysk olimpijskich w Grenoble, w lutym 1968 roku. Na torze w Villard de Lans zdyskwalifikowano saneczkarki z NRD: Ortrunę Enderlein, Annę-Marię Müller i Angelë Knösel, które po pierwszym ślizgu zajmowały czołowe miejsca. Tym samym odebrano im możliwość wywalczenia medali. Jeśli dodamy do tego „polski wątek” i treść odtajnionych – po blisko czterdziestu latach -dokumentów, to rysuje się całkiem pokaźny skandal. Taki, w którym ciężko opowiedzieć się po którejkolwiek ze stron.
Zawody, werdykt i kontrowersje
Sportowcy z NRD. Już to zdanie może zabić, jakże potrzebny w tej sytuacji, obiektywizm. Wiadomo przecież, jak niekorzystnie kojarzeni są reprezentanci tego państwa. Jeszcze dziś oskarża się ich o doping i oszustwa, które miały dać im dziesiątki olimpijskich (i nie tylko) laurów. Ale co, jeśli dzisiejsza historia jest wyjątkiem w powszechnie przyjętej regule? Co, jeśli w 1968 roku, w Grenoble to saneczkarki z NRD padły ofiarą „ustawienia” zawodów lub niekonsekwencji sędziów? Uwierzcie mi, że po przeczytaniu ich historii, mam wrażenie, że faktycznie mogło tak być. Choć same też nie były bez winy.
Rywalizacja NRD i RFN odbywała się na wielu płaszczyznach. Sport był jedną z nich. Wschodnioniemieckie saneczkarki bardzo często pokonywały rywalki z zachodu. Sukcesy te wykorzystywano propagandowo, a w ich osiągnięciu, w różnorodny sposób sobie pomagano. I robiły to obie strony.
Tuż przed olimpijskim startem Ortrun Enderlein, Anna-Maria Müller i Angela Knösel podgrzały płozy swoich sanek. Zabieg ten był nielegalny i miał pomóc w osiągnięciu lepszych prędkości. Faktycznie, wszystkie zawodniczki po pierwszej próbie znalazły się w pierwszej czwórce zawodów. Przed trzecim, decydującym biegiem, polski działacz FIL – Lucjan Świderski – stwierdził, że płozy w sankach liderującej Ortrud Enderlein były cieplejsze niż innych uczestniczek. Jak doszedł do takich wniosków? Subiektywnie, na oko. Wykonał też tzw. „test śniegu”: wrzucił sanki do śniegu, a ten się stopił. Tyle wystarczyło, by wspomniane reprezentantki Niemieckiej Republiki Demokratycznej zostały zdyskwalifikowane. Ich miejsce na podium zajęły kolejno: Włoszka Erika Lechner i dwie reprezentantki RFN: Christina Schmuck i Angelika Dünhaupt.
Działacze z NRD składali protesty. Oszustami nazywali swoich odpowiedników zza zachodniej granicy. Mówili, że cały incydent został zainscenizowany, że zawodnicy z innych państw również „podgrzewają płozy”, a mimo to nikt ich nie dyskwalifikuje. W tej chwili mógłbyś pomyśleć, że była to próba przerzucenia odpowiedzialności i wyjścia z całej sytuacji z twarzą. Oszustki dostały za swoje.
Nowe fakty
W 2006 roku odtajniono dokumenty Stasi. Kilkanaście stron poświęcono w nich wspomnianemu Świderskiemu. Okazuje się, że przed igrzyskami olimpijskimi w 1968 roku został zaproszony na kongres w Austrii. Tyle, że ten kongres w ogóle się nie odbył! Zamiast tego działacz udał się na dobrze płatny urlop, który finansować mieli jego koledzy po fachu z RFN. W tym samym roku „Frankfurter Allgemeine Zeitung” doniósł, że znalazł się żyjący świadek, który obserwował Świderskiego na początku olimpijskich zawodów saneczkarskich mężczyzn. Tam też wykonał „test na śniegu”, który również wypadł pozytywnie. Ale Świderski nie zaprotestował. Testem objęto sprzęt reprezentanta Austrii.
Po skandalu w Grenoble, na żądanie NRD, wprowadzono urządzenie do pomiaru temperatury sanek. Po latach, gdy dokumenty dotarły do mediów, ocena tamtej sytuacji nieco się skomplikowała, a Ortrun Enderlein, Anna-Maria Müller i Angela Knösel – mimo faktycznego stosowania niedozwolonych metod – przez wielu kibiców zostały uznane, za „trochę” pokrzywdzone.
Przecież innych też na tym „palącym procederze” przyłapano, ale nie karano…