Jak w dość zaskakujący i zuchwały sposób wykorzystać sportowca do celów politycznych? Uprowadzić i więzić – z pewnością takiej odpowiedzi udzieliłby Fidel Castro i jego uzbrojeni zwolennicy. Sęk w tym, że po ogromnej akcji poszukiwawczej sam Juan Manuel Fangio do porywaczy nie miał pretensji. Ba! Twierdził nawet, że trochę ich rozumie…
Polityka za kierownicą
Hawana to miasto znane na całym świecie. Stolica i jednocześnie największy kubański port. Miasto, którego mury są odzwierciedleniem kubańskiej historii. W 1957 roku pierwszy raz gościło uczestników Grand Prix Kuby. Na ulicach pojawiły się tysiące kibiców. Niepopularny dyktator – Fulgencio Batista – pierwszy raz od dawna mógł tryumfować, a kubańscy obywatele na moment zapomnieli, w jak ciemnej znajdują się grocie. Na Kubie trwała bowiem wojna domowa i od 1956 roku czuł oddech swoich politycznych przeciwników, z Fidelem Castro na czele. Jakąż musiał czuć rozkosz, gdy wręczał trofeum argentyńskiemu zwycięzcy – Juanowi Manuelowi Fangio, a publiczność szczerze się radowała. Zapomniał jednak, że to nie jego osoba wzbudzała taki zachwyt. Pięciokrotny mistrz świata Formuły 1 był postacią znaną na całym świecie i to możliwość oglądania jego poczynań wywołała w Kubańczykach euforię…
Porwany Juan Manuel Fangio
Minęło dwanaście miesięcy i na ulicach Hawany znów pojawili się profesjonalni kierowcy. Wyścig miał być dla rządzących okazją do poprawy wizerunku. 23 lutego 1958 roku, zwycięzca poprzedniej edycji wyszedł z hotelu Lincoln. Być może Juan Manuel Fangio chciał przemyśleć taktykę na zbliżające się wydarzenie. A może chciał zakupić kilka cygar? Do końca nie wiadomo. Jedno jest pewne, po kilku wykonanych krokach podeszło do niego dwóch zamaskowanych mężczyzn. Ich zamiary nie były pokojowe, skierowali bowiem lufy swoich karabinów w jego kierunku. Juan nie miał wyjścia i od tego momentu wykonywał wszystkie polecenia.
Porywacze zabrali sportowca do samochodu i odjechali. Kilkadziesiąt minut później poprawiający krawat Batista dowiedział się, że Fangio zniknął. Zarządził natychmiastową akcję poszukiwawczą. Do uprowadzenia Argentyńczyka szybko przyznał się Fidel Castro. Miał w tym zresztą cel – uwięzienie tak popularnej na całym świecie osoby gwarantowało ogromny rozgłos, a ten dla rewolucjonistów był niezwykle istotny. Sytuacja miała też zmusić dyktatora do odwołania wyścigu, co mogło zostać odebrane jako przejaw słabości i uległości rządu. Uparci i dumni rządzący postanowili, że kierowcy wystartują, a służby znajdą gwiazdę ówczesnych sportów motorowych.
Fidel Castro i jego zwolennicy z Ruchu 26 Lipca, widząc reakcję władz, rozpoczęli realizację alternatywnego planu. Kilkukrotnie zmieniali miejsce pobytu Fangio. Nie zrobili mu jednak krzywdy. Po latach kierowca wspominał, że rewolucjoniści udostępnili mu sypialnię, której strzegła uzbrojona strażniczka, a gdy tylko rozpoczął się wyścig dostarczyli mu radio, dzięki któremu wysłuchał relacji. Porywacze tłumaczyli mu również dlaczego znalazł się w takiej sytuacji, opowiadali o kubańskiej wojnie domowej. Juan starał się ich zrozumieć i współczuł im, ale nie dyskutował, ponieważ polityką kompletnie się nie interesował. A po 24 godzinach został znów wsadzony na tylną kanapę samochodu…
Tym razem rebelianci zabrali go pod argentyńską ambasadę. Minęli kilka policyjnych patroli i po dotarciu do celu wysadzili go pod wspomnianym budynkiem, żegnając się przy tym głośnym: adiós Juan! Działanie to miało pokazać, jak słaby jest rząd Batisty i jak kulawe są państwowe służby porządkowe, które przez dobę – pomimo gigantycznej mobilizacji, zamknięcia dróg, lotnisk czy portu – nie potrafiły wyśledzić i uwolnić więzionego sportowca.
Juan Manuel Fangio tak skomentował całą sytuację:
„Cóż, to jeszcze jedna przygoda. Jeśli to, co buntownicy zrobili, było w dobrej sprawie, to ja jako Argentyńczyk przyjmuję to”. Po tamtych wydarzeniach będę ścigał się nadal”.
Czytaj też: Jak Formuła 1 burzyła mury? Grand Prix Węgier 1986 roku
Siedem ofiar
Oprócz porwania Fangio, Grand Prix Kuby zostało naznaczone tragedią, gdy kubański kierowca Armando Garcia Cifuentes stracił kontrolę nad swoim samochodem i na zalanej olejem części toru ulicznego wjechał w tłum gapiów. Zginęło siedem osób, a kilkadziesiąt zostało rannych. Katastrofa wywołała natychmiastowe spekulacje i teorie spisowe. Mówiono, że to zwolennicy Castro polali tor, pokrywając go olejem. Jednak później uznano, że przyczyną śliskiej plamy była uszkodzony przewód olejowy w samochodzie prowadzonym przez Argentyńczyka Roberto Mieresa.
A co z Castro i Batistą? Ten drugi uciekł z kraju 1 stycznia 1959 roku, a pierwszy rządził nim następne dziesięciolecia. I nie były to czasy kolorowe…