historiasportu.info

Marek Petrusewicz. Rekord, kariera i… choroby

Podziel się:

Marek Petrusewicz był idolem Wrocławia i całej Polski. Zdolny pływak bił rekord świata, został wicemistrzem Europy, a potem przyszły kłopoty…

Była godzina 18:00, 18 października 1953 roku. Marek Petrusewicz ustawił się na słupku, na trzecim torze wrocławskiego basenu.

Nie denerwujcie się – uspokajał zgromadzonych trener, Józef Makowski. Jakby przeczuwał, że jego chłopak może dokonać czegoś wyjątkowego.

Sędziowie ustawili stopery. Padła komenda. Marek odbił się i przeciął lustro wody. Płynął zgrabnie, równo i szybko. Po pierwszych 50 metrach na czasomierzach widoczny był dobry wynik – 32 sekundy. Szanse na pobicie rekordu świata na dystansie 100 m stylem klasycznym, który wynosił wówczas 1:11,2, były wielkie. Petrusewicz musiał „tylko” płynąć tak, jak dotychczas.

Publiczność zerwała się z miejsc. Rytmicznym „Ma-rek, Ma-rek, Ma-rek!” dopingowała pływaka. Gdy bohater dnia zrobił ostatni nawrót, a do finiszu pozostało 25 m, trybuny już nie krzyczały. To był wrzask. Podniecenie. Apogeum emocji. I ten czas: 53 sekundy. Wynik, który kazał wierzyć.

I meta. Potem grobowa cisza. Oczekiwanie.

Spiker zabrał mikrofon i odczytał:

Marek Petrusewicz przepłynął 100 m żabką w czasie lepszym od rekordu Minaszktyna, osiągając 1:10,9.

Euforia.

Nowy rekordzista świata, pierwszy w historii pływania Polak z najlepszym czasem globu, podbiegł do swojego trenera i wyściskał go. Przez kilka minut przyjmował gratulacje. Cieszył się, a w maju 1954 roku jeszcze poprawił swój rezultat.

Król „żabki”

Marek Petrusewicz urodził się 22 stycznia 1934 roku w Wilnie. Był wszechstronnym sportowcem. Swoich sił próbował w boksie, lekkoatletyce czy narciarstwie. O ile uniwersalność w sporcie jest przydatna, to w przypadku Petrusewicza mogła zakończyć się źle. Jeszcze pół roku przed atakiem na rekord świata pływak leżał w szpitalu. Na początku 1953 roku poszedł na trening narciarski w Karpaczu i… doznał ciężkiej kontuzji kolana.

W czasie długotrwałej hospitalizacji myślał nawet o zakończeniu kariery sportowej. Ale wtedy świetnie ze swojej trenerskiej roli wywiązał się Józef Makowski. To on pocieszał, rozmawiał i przekonywał, a kiedy oficjalnie oddzielono styl klasyczny od stylu motylkowego, przygotował plan treningowy. Przecież jego wychowanek uchodził za jednego z najlepszych specjalistów od żabki. Nie tyko w Polsce, ale i na świecie.

Marek Petrusewicz fot. olimpijski.pl
Marek Petrusewicz fot. olimpijski.pl

Marek dał się przekonać szkoleniowcowi. Pewnie dlatego chwilę po historycznym wyczynie podbiegł właśnie do niego. Wokół krzyk radości ludzi. Wrocław pokochał go w ciągu minuty.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Nie inaczej było z Petrusewiczem. W grudniu 1953 wyjeżdżał do Budapesztu. Zapowiadał, że spróbuje poprawić kolejny rekord świata. Tym razem na 200 m klasykiem. Kulminacyjnym punktem pierwszego dnia tamtych zawodów był pojedynek Polaka z Węgrem Utassym właśnie na tym dystansie. Dramatyczny przebieg tej konkurencji porwał do tego stopnia węgierską widownię, że jeszcze długo po zakończeniu rywalizacji i ogłoszeniu wyników, oklaskiwała ona obydwu pływaków. Węgier wygrał „rzutem na ścianę”…

Próba powrotu

W 1954 Marek wyjechał do Turynu na mistrzostwa Europy. Czempionat był udany, bo do kraju wracał ze srebrnym medalem na 200 m „żabką”. Ale poza basenem sprawy nie układały się tak, jak powinny. Rekordzista świata prowadził towarzyski tryb życia. Stwierdzono, że zbyt towarzyski. Zdyskwalifikowano go. Rok później chciał wrócić. Zasuwał na treningach. Wziął nawet udział w mistrzostwach kraju. Jeszcze bez błysku.

„Po roku zawieszenia wrócił do aktywnego życia sportowego Marek Petrusewicz były rekordzista świata w stylu klasycznym. Przerwa zrobiła swoje. Petrusewicz pływa teraz mniej dynamicznie, daleko mu jeszcze do rekordowej formy. Jest on jednak najlepszej myśli i twierdzi, że szybko powróci do dawnej formy. Podczas mistrzowskiej batalii Petrusewicz doznał porażki w wyścigu na 100 m mot. Jest to pierwsza porażka jakiej doznał były rekordzista świata na przestrzeni ostatnich czterech lat. Marek jest jeszcze młodym człowiekiem (niebawem rozpocznie służbę wojskową) więc śmiało można zaryzykować twierdzenie, że przyszłość należy do niego” – pisał sprawozdawca „Trybuny Robotniczej”.

Trafił do stołecznej Legii, tam wezwała go armia. Mówił o złotym medalu olimpijskim w Melbourne. Byłyby to jego drugie igrzyska. Byłyby…

Choroby i „Solidarność”

Do Australii nie pojechał. Wpadł w złe towarzystwo. Treningi zastępowały imprezy. Pozbierał się po ślubie. Marzył o starcie w Rzymie. Ale nadal kontrowersji wokół niego nie brakowało. Po zawodach w NRD oskarżono go o gwałt na córce burmistrza. Procesu nie było. Koledzy, uczestnicy tamtych wydarzeń, mówili o jawnej prowokacji. Ale prasa wydała wyrok, ku uciesze działaczy, którym prosto z mostu mówił czego brakuje, co należy naprawić. To przeszkadzało. Został zdyskwalifikowany.

Zaczął pracować jako robotnik. Alkohol stał się nieodłącznym elementem jego codzienności, doprowadzając do rozpadu małżeństwa. Wrócił do Wrocławia. I wtedy pojawiły się komplikacje zdrowotne. Zaczął cierpieć na chorobę zwaną chorobą Bürgera (zakrzepowo-zarostowe zapalenie naczyń), która prowadziła do poważnych problemów z krążeniem i w końcu wymagała amputacji jednej nogi.

Po amputacji Petrusewicz nie zrezygnował z aktywności sportowej. Pozbierał się. Był trenerem i propagatorem sportu osób niepełnosprawnych. Sam pływał. Ożenił się i znów rozwiódł. Ukończył studia. A w 1980 roku aktywnie działał w „Solidarności”. Był z tych, którzy nie chcieli prowadzić żadnych rozmów z komunistami. Nienawiść jeszcze wzrosła po 13 grudnia 1981, kiedy został pobity przez ZOMO. Trafił do więzienia. Tam znów odezwała się choroba. W 1983 roku amputowano mu drugą nogę. Trzy lata później doznał wylewu.

Zmarł w 1992 roku. Jego życie stało się inspiracją dla twórców filmowych. Poświęcano mu radiowe audycje. Organizowano zawody dla młodzieży jego imienia.

Niezwykłe miał życie Marek Petrusewicz, pierwszy polski rekordzista świata w pływaniu…

Postaw mi kawę na buycoffee.to
0 0 Głosy
Article Rating
Podziel się:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najczęściej oceniane
Informacje zwrotne w linii
Zobacz wszystkie komentarze

Facebook:

Ostatnie wpisy:

Jak Janusz Kusociński bił rekord świata?

Podziel się:

Lauri Lehtinen stwierdził po tym biegu, że Janusz Kusociński jest największym i najgroźniejszym rywalem Finów. Nazajutrz w Helsinkach rozprowadzano gazety, w których pisano o wyczynie Polaka. Był

Podziel się:
Czytaj więcej »

Starsze teksty:

Archiwa

Warto zobaczyć

Jak Janusz Kusociński bił rekord świata?

Podziel się:

Lauri Lehtinen stwierdził po tym biegu, że Janusz Kusociński jest największym i najgroźniejszym rywalem Finów. Nazajutrz w Helsinkach rozprowadzano gazety, w których pisano o wyczynie Polaka. Był 19 czerwca 1932 roku. Do igrzysk

Podziel się:
Czytaj więcej
0
Chciałbym poznać Twoje zdanie, proszę o komentarz.x
Scroll to Top