Maria Kwaśniewska była nie tylko wszechstronną lekkoatletką, ale przede wszystkim odważną i bezkompromisową kobietą. Realistką, jakich mało.
W 1936 r., tuż przed wyjazdem na igrzyska olimpijskie do Berlina, zapytano ją o oczekiwania. O faktyczne możliwości. Oszczepniczka odparła krótko:
– Moim marzeniem jest zajęcie w olimpijskim finale rzutu oszczepem czwartego miejsca.
I tyle. Bez nadmiernych analiz, filozofii czy prognoz.
Czytaj też: Janusz Kusociński – człowiek i sportowiec niezłomny
Brązowy rzut Marysi
Był 2 sierpnia 1936 r.. Chłodna i wietrzna niedziela w Berlinie. Na stadionie rozpoczął się olimpijski konkurs rzutu oszczepem kobiet. Marysia prezentowała się bardzo dobrze. „Przegląd Sportowy” relacjonował (pisownia oryginalna):
„Rzut oszczepem pań odbył się w niesprzyjających warunkach atmosferycznych. Dotkliwy chłód bardzo dokuczał zawodniczkom, a przeciwny wiatr skracał odległości rzutów. Wyniki uzyskane w tych warunkach uwżać należy za doskonale, a z brązowego medalu, zdobytego już w pierwszej konkurencji pierwszego dnia dla Polski przez Kwaśniewską trzeba być bardzo zadowolonym.
Kwaśniewska rzucała wprawdzie poniżej uzyskiwanych ostatnio w kraju odległości, ale to można położyć z czystem sumieniem na karb wiatru. Z drugiej strony, gdyby pogoda była bardziej sprzyjająca, nie tylko Kwaśniewska, ale i jej rywalki rzucałyby znacznie lepiej”.
W tym samym momencie na tarasie stadionu ŁKS-u w Łodzi jej koledzy w skupieniu słuchali transmisji radiowej.
Ludwik Szumlewski tak opisywał konkurs, w którym Maria Kwaśniewska zdobyła medal:
„Walka toczy się o I miejsce, o medal brązowy. Jeszcze raz wbijają się palce w sznurowadło oszczepu. Już biegnie. Ach, żeby przebić grotem niebo, żeby oszczep rzucić daleko, choćby w otchłań przepaści.
Pręży się, płynie, faluje i ostatecznie wpija się grotem w murawę jej rekord życiowy i rekord Polski tkwi jak zwycięska flaga. Marysia nerwowo oddycha, patrząc na swój nowy wyczyn i nowy rekord – 41, 80 m. Któż jej nie składał gratulacji. (…) ŁKS-ianka Marycha Kwaśniewska zdobyła w Berlinie brązowy medal olimpijski”.
Grupa przyjaciół, ta z tarasu łódzkiego stadionu, wzniosła okrzyk radości. Ponoć trzykrotnie. W Berlinie Maria szeroko się uśmiechała. Była bezgranicznie zachwycona swym wynikiem, Berlinem i całym światem. Przynajmniej na taką wyglądała.
— Więcej zrobiłam, niż przypuszczałam, cieszę się strasznie z tego brązowego medalu. Przed zawodami bałam się tak strasznie, że nie mogłam utrzymać oszczepu w ręku. Żeby nie silny wiatr przeciwny, wyniki byłyby lepsze co najmniej o 3 metry – mówiła wysłannikowi „Przeglądu Sportowego”.
Czytaj też: To był dzień! Halina Konopacka i jej złoto
Maria Kwaśniewska: nie czuję się mniejsza
Parę minut później Tilly Fleischer i Luise Krüger, reprezentantki gospodarzy, oraz Kwaśniewska zostały poproszone o podejście do podium. Rozpoczęła się oficjalna ceremonia dekoracji. Po otrzymaniu medali Niemki podniosły wyprostowane prawe ręce do góry. Tym gestem pozdrowiły obecnego na w loży honorowej Führera. To samo zrobiły kobiety wręczające kwiaty, a także jeden z działaczy. Tylko Polka nie zareagowała. Stała na baczność i przyglądała się całej sytuacji. Ta wymowna scena wiele o niej mówiła, nie była jednak ostatnim aktem odwagi, jaki zaprezentowała tamtego dnia.
Po części oficjalnej uradowany sukcesem Hitler zaprosił oszczepniczki do siebie. W loży towarzyszyli mu m.in. Göring i Goebbels. Wódz wyściskał dłonie swoich rodaczek, a w końcu podszedł do Marysi. Po wielu latach w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” brązowa medalistka olimpijska tak wspominała tamtą scenę: „Kiedy Hitler powiedział: «Gratuluję małej Polce», ja mu na to: «Wcale nie czuję się mniejsza od pana». Bo on miał 1,60 w czapce, a ja 1,66 wzrostu. Więc był ogólny śmiech”.
Wysłannicy „Ilustrowanego Kuryera Codziennego” opisali całą sytuację. Hitler miał być zauroczony ładną i charakterną Polką, swoją drogą miss igrzysk. Poklepał ją po ramieniu, a nawet zezwolił na wspólne zdjęcie. To dzięki tej fotografii, już w czasie II wojny światowej, Kwaśniewska uratuje wiele ludzkich istnień.
Po ceremonii i spotkaniu w loży honorowej lekkoatletka znalazła w końcu chwilę, by podzielić się swoimi wrażeniami. Znów zrobiła to bardzo racjonalnie:
– Byłam bardzo zdenerwowana, dlatego nie stać mnie było na powtórzenie rezultatu, jaki miała w kraju przed tygodniem na zawodach w Czeladzi (44,19). W każdym razie nie zawiodłam i to mnie cieszy. Niemki są ode mnie w tej chwili lepsze, mają większą rutynę, bo częściej startują. Niemniej jednak medal olimpijski, choć brązowy przecież sprawia mi wielką satysfakcję. Mam dziś naprawdę piękny dzień, którego nigdy nie zapomnę.
Ten dzień ukształtował jej życie, był puntem zwrotnym, chociaż wówczas nie mogła sobie z tego zdawać sprawy.
Minęło osiem lat…
Zdjęcie, które ratowało ludzi
Na barykadach stolicy toczyły się krwawe walki. Kule świszczały w powietrzu. Ginęli niewinni ludzie. Marysia zabrała zdjęcie z Adolfem Hitlerem i ruszyła w kierunku Pruszkowa, gdzie Niemcy założyli obóz dla wysiedlonych Warszawiaków, tak zwany Dulag 121. Najpierw weszła do środka i zabrała pierwszą osobę. Podeszła do strażnika. Wręczyła mu fotografię, a ten – gdy tylko zobaczył, kogo prezentuje – wyprostował się i zezwolił na wyjście. I tak za każdym razem. To zdjęcie skruszyło sporo przeszkód.
Według samej Marii Kwaśniewskiej z obozu udało się jej wyprowadzić blisko 150 ludzi, w tym poetkę Ewę Szelburg-Zarembinę i pisarza Stanisława Dygata. Była silną kobietą, która determinacją i konsekwencją mogłaby obdarzyć tuziny mężczyzn, dlatego została bohaterką.
Źródła:
- Przegląd Sportowy. R. 16, 1936, nr 65
- Ilustrowany Kuryer Codzienny nr 215/1936.
- T. Sowa, Lekko o atletyce, Warszawa 2021