Ronaldo Luís Nazário de Lima, „Il Fenomeno” kończy dziś 48 lat. Idol wielu dzieciaków z lat 90. w ciągu czterech lat zaliczył niewyobrażalny powrót z piłkarskich i zdrowotnych czeluści na szczyt. Niebywała jest ta jego historia…
W 1994 roku gwiazdą mundialu w Stanach Zjednoczonych był Romario, brazylijski napastnik. Niestety, z powodu kontuzji łydki (lub, jak twierdzili niektórzy, decyzji asystenta trenera, Zico) trzydziestodwuletni wtedy piłkarz nie mógł wziąć udziału na turnieju we Francji. Wielu kibiców zastanawiało się, jak mogłaby wyglądać współpraca w ataku między Romario a młodym Ronaldo. Cóż to mógł być za duet! Choć obaj byli w kadrze na mundial w USA, to nie zagrali razem na boisku.
Trener Brazylijczyków, Carlos Alberto Parreira, podczas World Cup 1994 nie dał Ronaldo szansy na występ. Młody napastnik musiał ustąpić miejsca bardziej doświadczonym kolegom z ataku – Romario, Bebeto i Mullerowi. Ale przed turniejem we Francji to właśnie on był w centrum uwagi kibiców na całym świecie, rok wcześniej zostając okrzykniętym najlepszym piłkarzem świata. Wielu uważało, że Ronaldo, dzięki swojej niebotycznej technice i wszechstronności, mógł zdominować tamten mundial. Że niewielu zawodników zdoła mu dorównać.
Historia jednak pokazała, że nie zawsze piłkarze uznawani za gwiazdy jeszcze przed turniejem błyszczą potem na murawie. W 1982 roku to Paulo Rossi okazał się numerem jeden, mimo że wszyscy spodziewali się wielkich rzeczy po Diego Maradonie. A w 1990 roku najlepszym zawodnikiem wybrano Lothara Matthäusa, a nie argentyńskiego wirtuoza. W 1998 roku objawił się za to geniusz Zinédine Zidane.
Czytaj też: Paolo Rossi i tragedia Sarriá
Panika w hotelowym pokoju
Brazylia z Ronaldo w składzie doszła do finału imprezy, a on sam strzelił cztery gole. Zaliczył też trzy asysty. Tyle że w przed finałem mistrzostw z 1998 roku doszło do jednej z najbardziej tajemniczych i dramatycznych sytuacji w historii futbolu. Brazylijczyk doznał nagłego załamania zdrowotnego. Wszystko zaczęło się na kilka godzin przed najważniejszą grą, gdy Ronaldo, przebywając w pokoju hotelowym z Roberto Carlosem, niespodziewanie dostał ataku padaczki. Roberto, widząc toczącą się z ust kolegi pianę i niekontrolowane ruchy, pobiegł po pomoc. Edmundo mówił, że napastnik „walił całym ciałem o podłogę”. Carlos zaś wspominał:
„Dzieliliśmy pokój. To było zagrożenie życia. Pomyślałem: „coś niedobrego się dzieje, muszę pomóc, wezwać lekarza”. Krzyczałem do naszego doktora i do piłkarzy, którzy byli w pokojach obok. Do Leonardo, Edmundo…”.
Incydent wzbudził natychmiastowe poruszenie w sztabie brazylijskim. Lekarze robili wszystko, aby ustabilizować stan zawodnika, który miał drgawki i stracił przytomność na kilkadziesiąt sekund. Największą poczytalnością umysłu wykazał się jednak obrońca Cesar Sampaio, który kazał Edmundo przytrzymać kolegę z drużyny, aby on mógł sięgnąć do ust Ronaldo i powstrzymać go przed połknięciem języka. Minęło kilka minut, zanim udało się opanować sytuację…
Koledzy, szczególnie Roberto Carlos, byli przerażeni tym, co się wydarzyło. Wydarzenia te pogrążyły drużynę. Zasiały niepewność. I to w takim momencie – chciałby się dodać. Po badaniu specjaliści zalecili wykluczenie piłkarza z finału, obawiając się, że jego stan zdrowia może ulec pogorszeniu.
„Miałem drgawki po obiedzie, po południu. Byłem nieprzytomny przez trzy lub cztery minuty. Nikt nie wie dlaczego. Czy to były nerwy? Kiedy tam jesteś i oddychasz rywalizacją… wszystko kręci się wokół niej. Nie możesz się od niej odciąć, to ogromna presja” – mówił w BBC, kilka lat później.
Czytaj też: Jak pies Pickels uratował angielski mundial w 1966 roku
Co się właściwie stało?
Na przestrzeni lat pojawiły się różne teorie na temat przyczyn tego załamania. Jedne mówiły o alergicznej reakcji na zastrzyk przeciwbólowy, który piłkarz miał dostać, bo skarżył się na dolegliwości w kolanie. Inne o depresji. Były i takie, które noszą znamiona spiskowych – twierdzono na przykład, że Ronaldo celowo został otruty.
Kolejne godziny były emocjonalno-informacyjną sinusoidą. Najpierw ogłoszono, że napastnik nie wystąpi w meczu finałowym. Dla świata piłki był to szok. Zamiast niego miał wystąpić Edmundo. Jednak ku zdziwieniu wszystkich, dosłownie na kilkadziesiąt minut przed pierwszym gwizdkiem, Ronaldo nagle wrócił do notesów sprawozdawców. Mówi się, że zawodnik sam nalegał na występ, twierdząc, że czuje się już dobrze. Nie brakuje jednak głosów o naciskach sponsora technicznego „Canarinhos”, firmie Nike, której ludzie mieli wpłynąć na dobór finalistów. Wycofany z jedenastki Edmundo, mówił później, że chodzili oni za reprezentantami wszędzie. Nie mogli więc odpuścić, by biegający z logiem Adidasa Zidane skradł lwią część klientów. Gwiazda Ronaldo, w kultowych srebrno-niebieskich Nike, miała temu zapobiec…
Tyle że występ Brazylijczyka w meczu finałowym był daleki od oczekiwań. Gwiazdor wyglądał na wyraźnie osłabionego, apatycznego i zagubionego. Był cieniem samego siebie. Na boisku Brazylia przegrała z Francją 0:3. Bruno Caru, prezes Włoskiego Towarzystwa Kardiologii Sportowej miał swój, bardzo mocny pogląd na pogorszenie stanu zdrowia i późniejszą grę Brazylijczyka:
„Ronaldo leżał na łóżku i oglądał telewizję. Następnie pochylił głowę w nienaturalny sposób. Doznał spadku tętna i ciśnienia krwi i stracił przytomność. Roberto Carlos widział, że kolega miał drgawki. Spekulował, że to napad padaczkowy. Ronaldo został zabrany do szpitala i przeszedł szereg badań neurologicznych. Sprawdzając dokładnie kartę, po przybyciu do szpitala odczyty wskazywały 18 uderzeń na minutę. Oznacza to, że w momencie ataku serce przestało bić. Francuscy lekarze byli uparci i polegali na diagnozie napadu padaczkowego postawionej przez Roberto Carlosa, a nie lekarza. Dali mu bardzo silny lek, dobry na epilepsję, ale nie zalecany na problemy z sercem. Jest to bardzo silny lek – Gardenale, którego Marilyn Monroe użyła do popełnienia samobójstwa. Środek uspokajający, który silnie zmniejsza i hamuje aktywność mózgu. To wyjaśnia więcej niż rozczarowujący występ Ronaldo w finale”.
Czytaj też: Francja – Brazylia 1998. Wielki wieczór „Zizou”, tajemnica Ronaldo i wypracowanie wygrzebane po latach
Powrót Ronaldo „Il Fenomeno” w 2002 roku
Minęły cztery lata. Brazylia znów grała w finale mundialu, trzecim z rzędu. Ronaldo znów traktowany był jak zbawca, który przyniesie tytuł. Ale demony powróciły…
Po francuskim World Cup karta się odwróciła. Kontuzje i operacje – najpierw prawego kolana (dwukrotnie), a potem lewego uda – wykluczyły go z gry na trzy i pół roku. Wielu wątpiło już w jego powrót do wielkiego futbolu. Jednak francuski ortopeda, Gerard Saillant, postawił go na nogi. A trener reprezentacji Luiz Felipe Scolari od razu powołał wysłał powołanie na towarzyski mecz z Serbią i Czarnogórą. Był marzec 2002 roku. Dla Ronaldo był to pierwszy występ w spotkaniu międzynarodowym od – bez mała – trzech lat.
Na mundialu w Korei i Japonii prezentował formę kapitalną. Strzelał bramki, a przed meczem o tytuł, z Niemcami na Yokohama International Stadium, zgromadził ich na swoim koncie aż sześć. Pokładano w nim wielkie nadzieje. Sam podchodził do oczekiwań asekuracyjnie. Ba, kilka godzin przed spotkaniem, gdy koledzy z reprezentacji poszli na drzemkę, on postanowił nie zasypiać, jakby bojąc się powtórki z Paryża.
„Moim największym zwycięstwem jest to, że znów mogę grać. Nie grałem z powodu kontuzji lewego uda prawie dwa i pół roku, przeszedłem dwie operacje, a teraz musimy rozegrać tyle spotkań w tak krótkim czasie. Mam powody, aby czuć się bardziej zmęczony niż inni koledzy” – żalił się przed meczem finałowym.
A później trafił dwa razy, dając Brazylii piąty tytuł mistrzowski. Z ośmioma golami sięgnął też po koronę króla strzelców mistrzostw, przy okazji zostając pierwszym graczem od czasów Grzegorza Laty, który na mundialu zdobył więcej niż siedem bramek.
Ronaldo Luís Nazário de Lima, „Il Fenomeno” – cóż to był za piłkarz…