Połowa lat 70. Kibice wbiegają na murawę, by zdobyć koszulkę idola. Pele gra wówczas w New York Cosmos. Popularyzuje futbol w Stanach Zjednoczonych, przynajmniej tak mówi. Krytycy twierdzą, że rozmienia swój talent na centy. Pochlebcy instruują, żeby robił swoje. Bo przecież może i jeszcze nie stracił nic ze swej wyjątkowości. Bo ludzie chcą oglądać jego grę…
Na świat przychodzi 23 października 1940 r. jako Edson Arantes do Nascimento. Dorasta w Três Corações, miasteczku w południowo-wschodniej Brazylii. Dorasta w skromnych warunkach. Jak wielu chłopców z Kraju Kawy, pierwsze kroki na piłkarskiej ścieżce stawia na podwórkach, często kopiąc w „piłkopodobne” przedmioty.
„Bawiliśmy się, ale największym powodzeniem cieszyła się piłka. Co prawda trudno było nazwać tę kulę, którą kopaliśmy, piłką futbolową, gdyż była wypchana papierem i szmatami, słomą czy czymś w tym rodzaju. Czasami za piłkę służyła zwykła mandarynka…” – powie wiele lat później.
Miss Procop
Rodzina nie jest zamożna. By podreperować domowy budżet, młody Edson Arantes do Nascimento pracuje jako pucybut. Bywa też widziany w herbaciarniach, w których otrzymuje posadę służącego. Edukacja w ówczesnej Brazylii kuleje. Rząd próbuje walczyć z powszechnym analfabetyzmem. Przyszły mistrz świata jest jednym z chłopców, który trafia do szkoły. Nie należy do prymusów. O jego obeznaniu może świadczyć anegdota, którą powtarzano. Otóż pewnego dnia słyszy rozmowę na temat mikroskopu. Zaintrygowany pyta:
„Kto to jest, ta miss Procop?”.
Za to wiele lat później stanie się wielkim propagatorem nauki.
W wolnych chwilach gra z kolegami. Piłka nożna jest mu pisana. Ojciec, Dondinho, był zawodnikiem Atlético Mineiro czy Fluminense FC, ale karierę przerywa mu kontuzja. Mimo to syn idzie w jego ślady. Zostaje graczem młodzieżowej drużyny Bauru Atlético Clube. Staje na czele grupy, która zdobędzie dwa tytuły stanowego mistrza São Paulo.
W klubie spotyka Waldemara de Brito, byłego reprezentanta kraju, uczestnika mundialu z 1934 roku. Trener de Brito zagrał we Włoszech z Hiszpanami. Był to jego reprezentacyjny debiut — strzelał nawet z jedenastu metrów, ale jego strzał obronił słynny Ricardo Zamora. Po zakończeniu kariery zajął się szkoleniem młodzieży. Ma nosa do młodych talentów.
Czytaj też: George Best. Piąty Beatles z własnym lotniskiem
Futsalowa szkoła
Szkoleniowiec uczy swoich podopiecznych techniki. Dba o motorykę. W ciągu całej kariery Pelé wielokrotnie popisze się zagraniami, których uczył się w Bauru Atlético Clube. Brito zwraca uwagę chłopców na ustawienie względem piłki. Pokazuje, jak skutecznie i popisowo minąć rywala. Uczy przyjęć niemal każdą częścią ciała – stąd doskonała umiejętność gry „Króla futbolu” głową albo fenomenalne „gaszenie” futbolówki na klatce piersiowej.
Pelé ma czternaście lat, kiedy trafia do Radium, zespołu futsalowego. Odmiana halowa nauczy go fenomenalnej kontroli piłki. Przyzwyczai do szybkości gry. Da umiejętność mądrego poruszania się po placu gry. Młodzian zdobywa gole seriami. Imponuje starszym zawodnikom. To futsal buduje w nim pewność siebie, tak potrzebną w późniejszej, profesjonalnej karierze. Halowe nawyki przenosi potem na trawiaste boiska. Po jednym z meczów, w którym zdobędzie jedną ze swoich piękniejszych bramek, gazety napiszą:
„18 kwietnia 1959 roku Santos grał z Fluminense. Pelé otrzymał piłkę bezpośrednio od swojego bramkarza Gilmara jeszcze na własnym polu karnym. Przebiegł z nią przez całe boisko, mijając po drodze praktycznie wszystkich zawodników przeciwnika, łącznie z bramkarzem i wjechał z piłką do pustej bramki”.
Czytaj też: Dzień, w którym Boski Diego okazał się człowiekiem
Skąd pseudonim „Pele”?
Brito zabiera Pelé do miasta Santos, gdzie ma spróbował zagrać w profesjonalnej drużynie Santos Futebol Clube. Bez kompleksów mówi kierownictwu Santosu, że piętnastolatek będzie „najlepszym piłkarzem świata”. Na zajęciach nastolatek imponuje trenerowi Luísowi Alonso Pérezowi. Otrzymuje profesjonalny kontrakt. Jest czerwiec 1956 r. Tak do świata piłki wchodzi książę, który niedługo zostaje jej królem…
Pisząc o początkach jednego z najlepszych piłkarzy w dziejach — dla wielu wręcz najlepszego — warto jeszcze pochylić się nad jego pseudonimem. Tak naprawdę nikt nie wie, gdzie i dlaczego powstał. Wiele jest wersji tej historii. „Pelé”, z portugalskiego, to „skóra”. Dlaczego nazwano tak piłkarza? Nie wiadomo. Inna mówi o Turkach, którzy oglądając kiedyś mecz z jego udziałem, mieli zobaczyć, jak odbija piłkę ręką. Jeden z nich miał krzyknąć „pelé”, czyli „dureń”. Są jeszcze opowieści z czasów szkolnych. Ponoć będąc młodym, w specyficzny sposób wymawiał imię swojego ulubionego zawodnika, bramkarza Bilé z Vasco da Gama de São Lourenço. Koledzy to podłapali… i tak zostało. Pseudonimu wtedy nie znosił. Miał bić się z kolegą, który go wymyślił.
„Naprawdę nazywam się Edson. Nie wymyśliłem Pelé. Nie chciałem tego imienia. Pelé po portugalsku brzmi dziecinnie. Edson bardziej przypomina Thomasa Edisona, człowieka, który wynalazł żarówkę” – napisze w autobiografii.