Stefan Effenberg był genialnym pomocnikiem. Z Bayernem Monachium wygrywał Ligę Mistrzów. Był też człowiekiem, który głośno manifestował swoje racje, często w sposób, który sprawiał, że jedni go uwielbiali, a inni nienawidzili…
„Grasz przy temperaturze 50 stopni Celsjusza. Awansujesz do 1/8 finału mistrzostw i przytrafia ci się coś takiego. Tysiąc naszych kibiców niesprawiedliwie cię ocenia. Teraz żałuję swojego gestu, ale wtedy – gdy schodziłem z boiska – nie kontrolowałem tego, co odruchowo zrobiłem” – tłumaczył po meczu.
Był 27 czerwca 1994 roku. Na Cotton Bowl w Dallas Niemcy grali z Koreą Południową w ostatnim grupowym spotkaniu piłkarskich mistrzostw świata. Wygraną 3:2 skwapliwie zrelacjonowały gazety za Odrą. Niemcy, obrońcy tytułu, awansowali do kolejnego etapu z pierwszego miejsca. Ale kto wie, czy więcej uwagi nie przykuwały akapity poświęcone Stefanowi Effenbergowi, który schodząc z placu gry, wygwizdywany przez kibiców, pokazał im środkowy palec…
Niemiecka Federacja Piłkarska uznała działania piłkarza za niedopuszczalne. Podjęto decyzję o odesłaniu piłkarza do domu. A trener Niemców, Berti Vogts, poszedł o krok dalej:
„Nie pozwolę, żeby piłkarz wykonywał tak obsceniczny gest wobec tłumu. Jeśli chodzi o mnie, dla Effenberga, to koniec kariery reprezentacyjnej. W ostatnich latach zrobił za dużo. Już podczas Mistrzostw Europy, w 1992 w Szwecji, były z nim problemy.”
Tym samym Stefan Effenberg został drugim niemieckim piłkarzem, którego wyrzucono z reprezentacji w trakcie mundialu. Wcześniej, w 1986, bramkarz Uli Stein został odesłany do po tym, jak ośmielił się skrytykować Franza Beckenbauera. Swoją drogą „Keizer” był jednym z wielu ludzi, którzy decyzję z 1994 krytykowali:
„Ja na miejscu Vogtsa nie zgodziłbym się na wyrzucenie Effenberga z kadry zespołu walczącego o mistrzostwo świata. Musiały być jeszcze jakieś inne powody…”.
Czytaj więcej: Tommy Ball – piłkarz, który nie musiał zginąć
Stefan Effenberg – Skąd te gwizdy?
Część kibiców zwyczajnie Stefana nie lubiła. W połowie października roku 1991, kiedy wchodził na murawę w reprezentacyjnym trykocie, usłyszał buczenie trybun.
„To wyjątkowe, że zawodnik reprezentacji Niemiec został przyjęty z taką wrogością podczas meczu u siebie. Ale Effenberg, mieszkaniec Monachium, który nie jest lubiany we Frankonii, nigdy nie był celowo prowokowany. Najwyraźniej jego zuchwała postawa ukształtowała wizerunek aroganckiego profesjonalisty. Pewność siebie, bezkompromisowe wypowiedzi skierowane do kolegów z drużyny i widzów, tylko ugruntowały jego zły wizerunek” – pisał redaktor „Hamburger Abendblatt”.
Faktycznie, Stefan nie był grzecznym chłopcem. Albo go kochałeś, albo nienawidziłeś. Mówił, co myślał. Robił, co chciał. Nierzadko impulsywnie, pod wpływem nagłego przypływu emocji. I ten środkowy palec wycelowany w kibiców, być może, był formą odreagowania. Złą, niewłaściwą, ale jedyną na jaką było go stać w tamtej chwili. Kto wie, czy nie był głosem większości drużyny, którą mocno krytykowano za postawę w pierwszej fazie mistrzostw. Reprezentacja, która po połączeniu RFN i NRD miała – przynajmniej według przewidywań Beckenbauera – na lata zdominować mistrzostwa, najpierw skromnie (1:0) pokonała Boliwię, a potem zremisowała z Hiszpanią (1:1). Dość powiedzieć, że bramki w tych spotkaniach strzelał tylko Jürgen Klinsmann. Nie tak wyobrażano sobie zjednoczony „Die Mannschaft”.
Za głupi na tytuł
W meczu z Koreańczykami, przy blisko 64-tysięcznej widowni, chłopcy Vogtsa prowadzili już 3:0 i… w ciągu 11 minut pozwoli ambitnemu rywalowi strzelić dwa gole, niejako „podłączając” go pod kroplówkę. Azjaci unaocznili niemieckie problemy w defensywie, bez której ciężko wygrać wielki turniej. A gra ofensywna nie zachwycała rodaków w Berlinie, Monachium i innych miejscowościach. Celem była przecież obrona tytułu, a Niemcy swój udział w World Cup 1994 zakończyli w ćwierćfinale, przegrywając z fantastyczną Bułgarią, prowadzoną przez Stoiczkowa.
„Byliśmy po prostu za głupi, żeby obronić tytuł w 1994 roku. Nigdy nie było o to łatwiej. Przecież mieliśmy wyjątkowych zawodników, ale nie tworzyliśmy dobrego zespołu” – wspominał Lothar Matthäus.
Słowa legendy stoją w opozycji do postawy zespołu po wyrzuceniu Stefana. Bo koledzy z kadry krytykowali ją. Mówili, że i owszem, zrobił źle, ale kara jest zbyt surowa. „Tygrys” próbował jeszcze wrócić do reprezentacji w 1998 roku. Zagrał nawet w spotkaniu z Rumunią, a potem już nie dał się namówić na powrót.
Czytaj też: Nie salutował w Berlinie. Piłkarzy prowadził twardą ręką
Bezrobotni? Do pracy!
Sprawa środkowego palca powróciła w 2002 roku. W trakcie kampanii wyborczej do Bundestagu, Effenberg udzielił wywiadu dla magazynu „Playboy”, w którym skrytykował postawę osób bezrobotnych.
„Zredukowałbym zasiłki dla bezrobotnych do minimum, tak, żeby wszyscy musieli iść do pracy. Wielu osobom bezrobotnym żyje się za dobrze z pobieranego zasiłku, przez co nie mają ochoty wstawać wcześnie rano, by iść do pracy” – mówił bez skrupułów. I wywołał niemałą lawinę.
Po tych słowach uderzyli w niego politycy. Edmund Stoiber, konserwatywny kontrkandydat kanclerza Gerharda Schroedera, grzmiał, by piłkarz zajął się futbolem, a nie sprawami, o których nie ma pojęcia. Tabloid „Bild” sugerował, by Niemcy pokazali środkowy palec ex-reprezentantowi, odwołując się do jego zachowania z czerwca 1994. A Stefan odpowiedział. Bez zbędnych PR-owych sztuczek, szczerze:
„Nie chciałem obrazić tych, którzy naprawdę szukają pracy. Myślę jednak, że masa bezrobotnych jest taka, jak ją opisałem. Ludzie mnie teraz za to atakują. Co z tego? Mam prawo do takiej, a nie innej opinii”.
Nie zmienił zdania. Zawsze twardo stał przy swoim. Dawał wiele powodów, by go nienawidzić – bił, ubliżał, jeździł po pijaku, podrywał dziewczyny kolegów. Na boisko przenosił te swoje cechy.
Nigdy nie był nijaki. I za to część fanów go uwielbiała…
fot główne: https://x.com/enunabaldosa