Manchester United – Bayern Monachium 1999. Finał Ligi Mistrzów, który przeszedł do historii futbolu jako jedno z najbardziej dramatycznych spotkań w dziejach. Gdy niemiecka delegacja wsiadała do windy, by wręczyć puchar Bayernowi, Manchester United potrzebował cudu. I dokonał niemożliwego – w dwie minuty zmienił bieg wydarzeń i zdobył trofeum, które jeszcze chwilę wcześniej wymykało się z rąk…
26 maja 1999 rok. Stadion Camp Nou w Barcelonie. Drzwi windy otwierają się. Wsiada do niej Lennart Johansson, prezydent UEFA. Zaraz za nim kroczą szczęśliwi i uśmiechnięci: Franz Beckenbauer – legenda niemieckiego futbolu – oraz Boris Becker, jego tenisowy odpowiednik, a prywatnie wielki fan Bayernu Monachium. Wszyscy chcą dostać się na murawę, by uhonorować zwycięzców piłkarskiej Ligi Mistrzów. Wspomniany Bayern gra z Manchesterem United i kilka minut przed zakończeniem prowadzi 1:0.
Drzwi zamykają się. Winda rusza. Nagle do trzech rozpromienionych mężczyzn dociera gigantyczny okrzyk radości. „Pewnie to końcowy gwizdek” – tak całą sytuację kwituje Becker. Wysiadają. Po chwili wszyscy są już blisko tunelu prowadzącego na płytę boiska. Jeden krok. Drugi… i znów to samo: eksplozja radości. Boris był pewien, że Czerwone Diabły wyrównały. Kilka sekund później staje przy linii bocznej spogląda na zegar i tablicę wyników: United prowadzą 2:1. Pupile legendarnego tenisisty leżą na murawie. Niektórzy z nich płaczą.
W futbolu dwie minuty to cała wieczność. W dwie minuty można wsiąść na rollercoaster emocji i odbyć podróż ze skrajności (szczęścia) w skrajność (rozpacz).
|Czytaj też: Recenzja książki: Anatomia Liverpoolu
manchester united – bayern monachium 1999: Zmiany, które decydowały
Na stadionie Camp Nou w Barcelonie wszystko było dopięte na ostatni guzik. Finał Ligi Mistrzów sezonu 1998/1999 rozpoczął gwizdek Pierluigi Colliny. I to Bayern zaczął znakomicie. Już w 6. minucie tuż przed polem karnym padł Jancker. Napastnik z Monachium był faulowany, a do rzutu wolnego podszedł Basler. Odległość od bramki Manchesteru wynosiła około 17 metrów. Niemiecki pomocniki uderzył futbolówkę, ta po drodze odbiła się od muru i całkowicie zmyliła Petera Schmeichela. Zespół z Bawarii wyszedł na prowadzenie.
Po golu Bayern cofnął się do defensywy, czyhając na kontry. To „Czerwone Diabły” musiały gonić wynik. W pewnym momencie chłopcy Fergusona postawili wszystko na jedną kartę. Ruszyli na połowę przeciwnika niemal całym zespołem, ale Bayern bronił skutecznie. Więcej, w 78. minucie Scholl trafił w słupek. Dwie minuty później doszło splotu sytuacji, które – jak pokazał czas – odmieniły ten mecz.
Lothar Matthäus opuścił plac gry. W jego miejsce pojawił się Thorsten Fink. Według wielu obserwatorów i, co ważne, kolegów z boiska Niemca, była to kluczowa sytuacja tego spotkania. Paul Breitner tak mówił później o zmianie Lothara Matthäusa:
„Schodzącc, Lothar wyświadczył Manchesterowi United największą przysługę”.
„Gdy robi się ciężko Matthäus zawsze schodzi. Powinniście to zauważyć do tej pory” – tak zmianę skomentował Scholl. Słowa te wywołały burzę, a ich autor musiał za nie zapłacić, bo klub ukarał go grzywną.
|Czytaj też: Nie salutował w Berlinie. Piłkarzy prowadził twardą ręką
103 sekundy, które wstrząsnęły Monachium
Ale były jeszcze dwa inne momenty. Również związane ze zmianami. W United na boisku pojawili się: Teddy Sheringham (w 67. minucie w miejsce Jespera Blomqvista) oraz Ole Gunnar Solskjær (w 81. minucie za Andy’ego Cola). Norweg już kilka sekund po wejściu na murawę uderzył po raz pierwszy. Ale Khan złapał piłkę.
„Wierzę w siebie i swoje umiejętności. Oczywiście nie myślałem, że to już koniec. Wchodząc na boisko wiedziałem, że są zmęczeni i że tym samym mam większe szanse na zdobycie gola” – relacjonował potem Solskjær.

Do końca spotkania trwała wymiana ciosów. Jancker złożył się do przewrotki i trafił w poprzeczkę. Potem Sheringham próbuje z dziesiątego metra. I nic. Legendarny włoski arbiter dolicza jeszcze trzy minuty. Zapewne wtedy niemiecka delegacja wsiadała do windy, by wręczyć „Die Roten” upragniony puchar.
38. sekunda dodatkowego czasu. Po rzucie rożnym Beckhama, w zamieszaniu w szestnastce, Teddy Sheringham trafia do siatki. Remis.
Nie upłynęło 90 sekund, a „Becks” znów podchodzi do kornera. Wrzutka pole karne jest niezła. Futbolówkę przedłużył Sheringham, a Solskjær, z bliskiej odległości wpakował ją do siatki. To było coś niesamowitego!
W tamtej chwili Peter Schmeichel nieco spanikował. Przyznał po latach:
„Modliłem się wtedy, by na moją bramkę nie został oddany żaden strzał. Wiedziałem, że nie jestem w stanie niczego obronić”.
Collina gwizdnął ostatni raz. Piłkarze Bayernu padli na murawę. Widać było żal i ogromny smutek. Z drugiej strony zawodnicy w czerwonych koszulkach nie mogli powstrzymać radości. Coś, co jeszcze kilka minut wcześniej wydawało się być odjeżdżającym marzeniem, urzeczywistniło się. Drugi w historii klubu triumf w najważniejszych kontynentalnych rozgrywkach stał się faktem. I to w 90. rocznicę urodzin sir Matta Bussby’ego, człowieka, który zdobył ten pierwszy…
„Futbol, cholera jasna” – pewnie rzucił Alex Ferguson po tamtym meczu…