historiasportu.info

Nie każdy bohater nosi pelerynę. Niektórzy rękawice. Rusza przedsprzedaż autobiografii Gianluigiego Buffona

Podziel się:

Od debiutanckiego meczu w barwach Parmy przez triumf na niemieckim mundialu z reprezentacją Włoch, aż po złote lata w Juventusie. Gianluigi Buffon był często tam, gdzie pisała się historia calcio. Zajrzyj za kulisy kariery „Gigiego”. Odwiedź szatnie Parmy, Juventusu, PSG i reprezentacji Włoch, poznaj anegdoty dotyczące Gianluki Viallego, Giovanniego Trapattoniego, Paolo Maldiniego, Alessandro Del Piero, Francesco Tottiego czy rozegranych meczów w Kamerunie dla uczczenia osiągnięć Thomasa N’Kono. „Sztuka upadania” to nie tylko opowieść o karierze Buffona. To zapis zwycięskiej walki legendarnego bramkarza o samego siebie. Jego autobiografia, która ukaże się nakładem Wydawnictwa SQN 11 czerwca, porusza, motywuje i zostaje w głowie na długo po przeczytaniu ostatniej strony.

Zamów książkę w przedsprzedaży „Gianluigi Buffon. Sztuka upadania” na LaBotiga.pl:

https://bit.ly/historia-buffon

Blog historiasportu.info jest patronatem medialnym książki "Sztuka upadania".
Blog historiasportu.info jest patronatem medialnym książki „Sztuka upadania”.

– rabat od ceny okładkowej

– wysyłka jeszcze przed premierą – czytasz jako pierwszy!

– edycja kolekcjonerska z niebieską okładką i barwionymi brzegami

– atrakcyjne pakiety z innymi książkami piłkarskimi i gadżetami dla kibiców calcio.

Fragment książki „Sztuka upadania”

Pewnego lata rozegrałem kilka meczów w Kamerunie, w Duali i Jaunde, by uczcić karierę Thomasa N’Kono. Jeśli stałem się bramkarzem, to również dzięki niemu, jego para dom i łamiącemu wszelkie schematy sposobowi zachowania między słupkami. W bramce był prawdziwym kotem, charyzmatycznym i odważnym.

N’Kono zaczął karierę jako pomocnik, ale skończył jako bramkarz. Dwa razy zdobył Złotą Piłkę dla najlepszego gracza z Afryki, był też bohaterem dwóch mundiali. Poznałem go we Francji, na mistrzostwach świata w 1998 roku. Byłem wówczas trzecim bramkarzem reprezentacji Włoch, podczas gdy on trenował golkiperów kadry narodowej swojego kraju. Po meczu Włochy – Kamerun przedstawiłem mu się i po wiedziałem po angielsku, że jeśli trafiłem na ten turniej i jestem pośród najlepszych na świecie w tym sporcie, to również jego zasługa. Niestety, nie jestem pewien, czy w 1998 roku mój angielski był na tyle dobry, żeby mógł zrozumieć, co wówczas chciałem mu przekazać.

Thomas to człowiek z ogromną inteligencją emocjonalną. Myślę, że w lot pojął, iż go uwielbiam. Dlatego też kiedy rok później organizował serię wydarzeń mających na celu upamiętnienie jego kariery, zaprosił mnie do Kamerunu. Zgodziłem się z ogromnym entuzjazmem i zabrałem tam ze sobą moje siostry i szwagra. Była to niezapomniana przygoda.

Spóźniłem się na samolot, który odlatywał z Paryża, gdzie zebrali się przyjaciele i kameruńscy koledzy z drużyny N’Kono, grający wówczas w różnych ligach europejskich. Ta wpadka okazała się ostatecznie miłym zrządzeniem losu, ponieważ N’Kono w mgnieniu oka zorganizował mi alternatywną podróż, a do tego osobiście odebrał mnie z lotniska własnym autem.

Thomas N’Kono fot. Elemaki/CC BY 3.0
Thomas N’Kono fot. Elemaki/CC BY 3.0

W drodze do hotelu rozmawialiśmy o wielu rzeczach, trochę po angielsku, trochę po francusku. W tamtym czasie nie mówiłem jeszcze w tym języku, ale dzięki moim siostrom potrafiliśmy się dogadać. Z pewnym rozczarowaniem w głosie powiedział mi wtedy, że byłem jedynym piłkarzem z Europy, który przyjął zaproszenie na mecze w Duali i Jaunde.

„Świętujmy”, powiedział, a ja pomyślałem: nieważne, kogo tu zabraknie, ważne, że my tu jesteśmy.

Zabrałem ze sobą trochę ubrań na zmianę, ale komplet nie zapomniałem o butach i rękawicach. Kiedy trafiłem do szatni, zorientowałem się, że nigdzie nie ma butów w moim rozmiarze – a noszę 46. Zagrałbym nawet w kozakach, ale na szczęście Thomas przekonał jednego ze swoich kolegów z drużyny, żeby oddał mi swoje buty i sam nie wystąpił w meczu, bylebym tylko mógł wybiec na murawę. Zagrałem na maksa. Wiedziałem, że to tylko mecze towarzyskie, ale chciałem pokazać, że Thomas zrobił dobrze, zapraszając mnie na to wydarzenie.

Gra na tamtym wypełnionym po brzegi stadionie dała mi ogrom emocji. Byłem jedynym Europejczykiem i jedynym białym; czułem się jednak częścią rodziny i to dało mi dużo szczęścia. Naprawdę cieszyłem się, że tam jestem. Ich maskotka, ubrana w barwy Kamerunu, łaziła za mną do słownie wszędzie. Była to ogromna kukła, którą zapamiętałem z jej radosnych ruchów i tego, że mówiła do mnie bez przerwy coś po francusku, a ja nie rozumiałem ani słowa. Kiedy jechaliśmy autokarem ze stadionu do hotelu, eskortowały nas dziesiątki kibiców, towarzyszące nam zresztą przez większość trasy. Zapamiętałem twarz jednego z tych młodych fanów, przyklejoną do szyby, i ten uśmiech, który odpadł od autokaru na pierwszym wyboju. Z okna pojazdu zdołałem tylko zauważyć, że po chwili podniósł się z ziemi i wpadł w ramiona swoich przyjaciół, którzy tak jak on od padli od autokaru i tak jak on zaliczyli ten test na odwagę.

Entuzjazm był tak zaraźliwy, że nasz autobus musiał przejechać wśród tłumu świętującego na każdym rogu miasta. To właśnie tam nauczyłem się, ile radości może dać sport narodowy, ile piękna i nadziei, ile szczęścia i światła. Piłka nożna to prawdziwe święto, nie zaś korupcja, władza, nędza i żółć wylewana, gdzie popadnie. Piłka to braterstwo, szczęście, uśmiech od ucha do ucha chłopaka, który przykleił twarz do szyby autokaru pełnego piłkarzy.

Wieczorem w Duali, tętniącym życiem mieście przy brzegu oceanu, poszliśmy do restauracji z dawnymi przyjaciółmi Thomasa. Na naszym stole wylądowała duża taca pełna świeżo złowionych ryb gotowanych w aromatycznych ziołach i apetycznych sosach. Wszyscy jedliśmy rękami z jednego talerza, ciesząc się, że jesteśmy częścią tego pełnego marzeń i nadziei świata.

Po raz pierwszy w życiu poczułem wtedy wzruszającą więź z kolegami, ludźmi, których widziałem wtedy po raz ostatni, świadomy wspaniałości czasu i przestrzeni, w których się znalazłem. Być może właśnie ta inspiracja napędza ludzi, od wielkich artystów pokroju Chagalla po prostego bramkarza, który musi grać w cudzych butach. Czujemy się ludźmi, czujemy się związani z całym światem. Wiemy, że naszym przeznaczeniem i zadaniem jest robić to, co sprawia, iż czujemy się dobrze i tak samo czują się wszyscy inni.

O książce „Sztuka upadania. I mistrzowskiego powstawania”

Gianluigi Buffon. Sztuka upadania to poruszająca i autentyczna historia człowieka, który za życia stał się legendą. Znakomity bramkarz w autobiografii nie napawa się sukcesami i osiągnięciami, tylko opowiada o tym, co działo się w cieniu stadionowych reflektorów, mówi o samotności, depresji, popełnionych przez siebie błędach i wewnętrznej sile, która pozwalała mu za każdym razem się podnieść. 

To książka o dojrzewaniu zarówno w wymiarze sportowym, jak i ludzkim. Poznajemy w niej kulisy kariery długowiecznego bramkarza i anegdoty z boisk: debiut w Serie A, przed którym w stadionowym tunelu po plecach poklepał go sam Paolo Maldini, pojedynki z Francesco Tottim w młodzieżówkach, T-shirt Supermana otrzymany od jednej z kibicek, pierwszy mecz w bluzie Squadra Azzurra rozegrany w ekstremalnych warunkach w Moskwie czy inspirujące spotkania z Gianlucą Viallim i Giovannim Trapattonim.

Buffon zdradza przed kibicami tajemnice szatni Parmy, Juve, PSG i reprezentacji Włoch. Ale Sztuka upadania to nie tylko opowieść o piłce nożnej, ale też refleksja nad własnym życiem bramkarza, który w nietolerującym słabości świecie calcio nie bał się pokazać swojej ludzkiej strony.

Losy „Gigiego” uczą, że każda porażka to lekcja, a nie kres drogi.

Książkę polecają:

Kiedy lata temu pisał autobiografię Numer 1, był głodnym sukcesu chłopakiem, wciąż nieświadomym tego, że przeżyje dziewięciolecie ligowych sukcesów z Juventusem, ale też przegra dwa finały Ligi Mistrzów i nigdy nie sięgnie po wymarzony puchar. Nie wiedział też, że jego życie prywatne przejdzie prawdziwą rewolucję. Jego Sztuka upadania to instrukcja podnoszenia się po porażkach, tym razem napisana przez dojrzałego faceta.

Marcin Nowomiejski, Eleven Sports / Amici Sportivi

Na boisku, jak sam twierdzi, upadał miliard razy. W życiu również zdarzyło mu się kilka upadków, ale za każdym razem wstawał. Wracał silniejszy. Najlepszy bramkarz w historii pokazuje, że też jest człowiekiem, prezentuje intymne kulisy swojego życia, nie unika trudnych tematów.

Piotr Dumanowski, Eleven Sports

Jak nigdy odsłonił całą bramkę. W jej sieć zaplątały się duża piłka, współczesna historia calcio i własne losy Buffona, z uwzględnieniem jego życiowych kiksów. Nie brakuje tu ani anegdot, ani całej galerii niezwykłych postaci. Jeśli chcecie dowiedzieć się, kto uczył go komunizmu, jak trafił do więzienia, dlaczego nie zagrał w Barcelonie, co zrobił po przegranej w ping-ponga, o czym rozmawiał z rękawicami, to Gianluigi Buffon zaprasza do strzelania na jego bramkę.

Tomasz Lipiński, Canal+Sport

0 0 Głosy
Ocena artykułu
Podziel się:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 Komentarze
Najstarsze
Najnowsze Najczęściej oceniane
Informacje zwrotne w linii
Zobacz wszystkie komentarze

Facebook:

Ostatnie wpisy:

Starsze teksty:

Archiwa

Warto zobaczyć

Przewijanie do góry
0
Chciałbym poznać Twoje zdanie, proszę o komentarz.x