Mistrz parkietów, skandalista, który całował Madonnę i flirtował z polityką, a zarazem zagubiony chłopiec z Teksasu, który niegdyś zasnął z bronią na kolanach. Dziś Dennis Rodman kończy 64 lata. To wciąż niepokorny, wciąż barwny, wciąż jeden z najbardziej nieoczywistych bohaterów NBA.
– Czy zagra pan w Pekaesie Pruszków? – ktoś nieśmiało rzucił z sali.
Dennis Rodman tylko się uśmiechnął. Zerknął w kierunku pytającego i stwierdził, że w Polsce jest zbyt zimno. Był koniec września 1998 r., kiedy koszykarz pierwszy raz w życiu przyjechał nad Wisłę.
Celem wizyty nie był mecz. Chodziło o promocję firmy produkującej obuwie, z którą „Robak” podpisał umowę. Zaproszenie na spotkanie z polskimi fanami, a przy okazji klientami, wysłał mu dystrybutor tej marki na rodzimy rynek. Krótkie spotkanie z fanami w warszawskim sklepie przerosło oczekiwania organizatorów.
„Już na 4 godziny przed planowanym przybyciem, pod sklepem ustawiła się kolejka. O 16.30 był to już kilkusetosobowy tłum, nad którym nikt nie panował. Dopiero o 17 pojawiły się radiowozy, ale policjanci czuwali jedynie nad usprawnieniem ruchu drogowego na placu. Panował niesamowity ścisk, tłum bez przerwy falował. Gdy napór na drzwi był tak mocny, iż ochroniarze ze sklepu przestali sobie z nim radzić, kilku z nich obiegło budynek i od tyłu zaczęło na siłę wyciągać nastolatków” – relacjonował „Dziennik Polski”.
|Czytaj też: Najlepszy koszykarz w historii NBA – kto zasługuje na miano legendy?
Przełomowa noc
Rodman odpowiadał na pytania. Nie wszystkie dotyczyły sportu. Znany z licznych romansów ze znanymi postaciami show-biznesu, musiał mówić o Madonnie, o swoich aktorskich próbach, komentował obyczajowy skandal Clinton- Lewinsky. Jego osobowość była równie kolorowa, jak włosy czy ubiór. Budził kontrowersje, a przez to popularnością wymykał się poza koszykarski parkiet. Ale nie zawsze tak było. Bo w Warszawie zjawił się Dennis po przemianie…
W lutym 1993 r. Rodman miał już na swoim koncie dwa tytuły mistrza NBA z Detroit Pistons. Do tego doszły indywidualne wyróżnienia w postaci tytułów Obrońcy r.. Uchodził za specjalistę od zbiórek. Ale poza parkietem wiodło mu się gorzej. Opuściła go żona, Anicka, zabierając ze sobą ich córkę – Alexis. Pewnej nocy, zdruzgotany, podjechał pod The Palace of Auburn Hills. W samochodzie wiózł nabitą broń. Myślał o samobójstwie. W końcu jednak zasnął. Obudzili go policjanci. Ponoć to wtedy postanowił zmienić swoje dotychczasowe życie. W jednym z późniejszych wywiadów powiedział:
„Właśnie od tego zdarzenia zacząłem prawdziwie żyć. Nadrabiam to, co straciłem w dzieciństwie”.
Bo młodość miał trudną.
|Czytaj też: Jordan trochę mniej znany. „Była chłodna niedziela, 17 lutego 1963…”
Trzydzieści centymetrów
Może niełatwo w to uwierzyć, ale uchodził za introwertyka. Chłopaka zamkniętego w sobie. Na świat przyszedł 13 maja 1961 r. w rodzinie Shirley i Philandera Rodmana Jr. – członka Air Force i uczestnika wojny wietnamskiej. Ojciec opuścił rodzinę, gdy Dennis miał trzy lata. Wychowaniem dzieci – Rodman dorastał z dwiema siostrami, Debrą i Kim – zajęła się matka. Wiedli bardzo skromne, żeby nie powiedzieć biedne życie.
Shirley miała faworyzować siostry, które podobnie jak Dennis, próbowały swoich sił w koszykówce. Na parkiecie miały prezentować się większy talent niż brat. Matka prosiła go, by wyprowadził się z domu i sam zadbał o swoje utrzymanie, sugerując jednocześnie, by praca nie wiązała się z koszykówką. Pewnie dlatego zatrudnił się jako sprzątacz na lotnisku w Dallas. Rodzicielce zawdzięcza też pseudonim „Robak”, który miał opisywać jego sposób poruszania w trakcie… grania na automatach.

Nie wiadomo, jak potoczyłyby się jego losy, gdyby nie przełomowy rok, w którym urósł około 30 centymetrów. Zaczął mądrze wykorzystywać wzrost na parkiecie. Stał się lepszym zawodnikiem. Najpierw grał w barwach Cooke County College w Gainesville, w stanie Teksas, a potem w Southern Oklahoma State University. To z tej drużyny trafił do NBA. Był rok 1986 kiedy został wybrany z 27 numerem draftu przez „Tłoki” z Detroit.
W „Bad Boys” poznał smak wielkich wygranych. Idealnie wkomponował się w drużynę, która na mecze, szczególnie te z Chicago Bulls, wchodziła jak na wojnę. Z roku na rok rósł. Poprawiał statystyki. Ale przyszedł ciężki sezon 1992/1993 i ta nocna podróż z naładowaną strzelbą i demonami w głowie…
Dennis Rodman, jeden z „Byków”
Po przemianie trafił do San Antonio Spurs. Na boisku prezentował się dobrze. Ale co raz więcej uwagi poświęcano mu poza nim. Wdał się w krótki, ale głośno komentowany związek z Madonną. Na parkiecie wyglądał ekstrawagancko. Spurs mieli go dość. Decyzję władz „Ostróg” o rozstaniu z Rodmanem przesądziło nieprzybycie „Robaka” z resztą drużyny na decydujący piąty mecz Finałów Konferencji Zachodniej.
Trafił do „Byków”. Z Jordanem, Pippenem stworzył nieśmiertelny do dziś zespół, który wywalczył jeszcze trzy tytuły mistrza NBA. On sam znów królował pod tablicami. Odszedł w 1998, będąc jednym z symboli tamtych Bulls.
Później obniżył loty. Pewnie z racji upływających lat, ale i zachowania oraz podejścia do pracy. W Los Angeles notorycznie spóźniał się na treningi. Zdarzało się, że nie stosował się do obowiązujących reguł, przez co karano go finansowo. No i co raz częściej jego nazwisko pojawiało się w prasie, ale nie w rubrykach sportowych, a plotkarskich. Rozpisywano się o jego kolejnych związkach i romansach…
Po zakończeniu kariery pozostał Dennisem po przemianie. Kontrowersyjne spotkania, wypowiedzi i sposób bycia były i są jego znakiem rozpoznawczym. Przy tym wszystkim nie należy jednak zapominać, że „Robak” był świetnym koszykarzem, szczególnie w aspektach obronnych.
Dziś Dennis Rodman kończy 64 lata.