Nodar Kumaritaszwili miał 21 lat, kiedy wyjeżdżał do Vancouver. Igrzyska olimpijskie miały być dla niego spełnieniem marzeń. Nagrodą za lata poświęceń. Niestety, jego olimpijski występ zakończył się tragedią.
Jeszcze nie zapłonął olimpijski znicz w Vancouver, jeszcze pierwsi zwycięzcy nie wskoczyli na najwyższy stopień podium, a olimpijska rodzina… zdążyła zapłakać. 12 lutego 2010 roku serwisy informacyjne donosiły:
„Saneczkarz z Gruzji zginął w piątek w wypadku podczas treningu przed Zimowymi Igrzyskami Olimpijskimi. Międzynarodowy Komitet Olimpijski poinformował, że lekarzom nie udało się przywrócić czynności życiowych Nodara Kumaritashviliego. 21-latek zmarł w szpitalu, na kilka godzin przed rozpoczęciem ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Vancouver”.
Pochodzący z Borjomi Gruzin, w czasie ostatniego treningu przed rozpoczęciem igrzysk, przy prędkości 144,3 km/h, stracił panowanie nad sankami. W zasadzie kończył przejazd, mknął na ostatnim zakręcie toru. Niestety wypadł z trasy i uderzył w nieosłoniętą stalową podporę zadaszenia. W telewizyjnej relacji można było usłyszeć dwa głuche dźwięki…
Ratownicy pojawili się u boku Kumaritashviliego w ciągu kilku sekund. Prowadzono reanimację, którą na zdjęciach uwiecznili fotoreporterzy. Te tragiczne obrazy śledził świat, a stojący przy trasie trenerzy i rywale kiwali z niedowierzaniem głowami. Na ich twarzach rysował się smutek, troska i współczucie. Saneczkarza szybko przetransportowano go do szpitala, ale jego życia nie udało się uratować.
Po wydaniu oficjalnego komunikatu dalszą część treningu w jedynkach odwołano. Pod znakiem zapytania stał też występ reprezentacji Gruzji w Vancouver. Koniec końców zdecydowali, że na igrzyskach wystąpią, czcząc w ten sposób pamięć zmarłego kolegi.
Prezydent MKOl Jacques Rogge powiedział na konferencji prasowej, że ta śmierć „rzuca wyraźny cień na igrzyska”.
„MKOl pogrążony jest w głębokiej żałobie, stracił życie, realizując swoją pasję. Nie mam słów, by wyrazić, co czujemy” – dodał Rogge, przecierając przy tym oczy chusteczką.
|Czytaj też: Edward Fender – powstać raz jeszcze
Nie pierwszy…
Nodar Kumaritaszwili został czwartym sportowcem, który zmarł na w trakcie zimowych igrzysk olimpijskich od czasu ich rozpoczęcia w 1924 i pierwszym od 1992 roku. Co ciekawe, nie był pierwszym saneczkarzem. W 1964 w Innsbrucku zginął Kazimierz Kay-Skrzypecki. Urodzony w Polsce, były pilot RAF i uczestnik II wojny światowej był najstarszym uczestnikiem tamtych igrzysk. W chwili śmierci miał 55 lat. „Przegląd Sportowy” z 23 stycznia donosił (pisownia oryginalna):
„Olimpijski tor saneczkowy w Igls pochłonął pierwszą śmiertelną ofiarę. Donosimy o tym z tym większym smutkiem. że jest nią Polak Kazimierz Skrzypecki, wuj naszego reprezentanta Jerzego Wojnara. Inż. Skrzypecki, który na Olimpiadzie miał, reprezentować Anglię, w czasie ślizgu treningowego wypadł z toru i doznał złamania podstawy czaszki oraz ogólnych ciężkich obrażeń. Pomimo natychmiastowego przewiezienia do szpitala zmarł nie odzyskawszy przytomności. Inż. Skrzypecki, który w grudniu ub. roku przebywał w Krynicy, miał w Polsce wielu przyjaciół. Na znak żałoby w wiosce olimpijskiej flagi brytyjska i olimpijska zostały opuszczone do połowy masztu”.
|Czytaj też: Grenoble 1968: saneczkarki NRD, dyskwalifikacja i kontrowersje
„Interakcja czynników”
Saneczkarstwo to sport widowiskowy i niebezpieczny. W przypadku śmierci Polaka nigdy i nikomu nie udowodniono winy – ani zawodnikowi, ani organizatorom. Ba, nawet nie próbowano. Sprawę zamieciono pod dywan. Gruzin miał popełnić błąd i nie posiadać odpowiedniego doświadczenia do tego typu, bardzo szybkich torów. Takie pojawiły się głosy…

W raporcie z dnia 16 września 2010 roku śledczy orzekł, że śmierć Nodara była wypadkiem spowodowanym „interakcją czynników”, w tym dużą prędkością, trudną technicznie trasą i względną nieznajomością toru przez sportowca. Do tego urzędnik napisał, że podczas treningów można było założyć, że „Kumaritashvili ślizgał się szybciej niż kiedykolwiek w życiu, a i tak próbował jechać jeszcze szybciej, jednocześnie mierząc się z nauką toru i dynamiki, którą ten generował w trakcie ślizgu”.
Ojciec saneczkarza odpowiedział, że ten był doświadczonym zawodnikiem. Gdyby tak nie było, nie uczestniczyłby w zawodach Pucharu Świata i nie otrzymał olimpijskiej nominacji. Tragedia ta wywołała szeroką debatę na temat bezpieczeństwa w sportach zimowych, zwłaszcza w dyscyplinach, gdzie osiągane prędkości są ekstremalnie wysokie. Wielu fachowców i zawodników zaczęło domagać się bardziej rygorystycznych standardów bezpieczeństwa oraz lepszego przygotowania sportowców do rywalizacji na najtrudniejszych torach świata.
Życia Nodarowi nie zwróci żadna dyskusja. Jego pogrzeb, nazwany „najbardziej medialnym w historii Gruzji”, przyciągnął tłumy. A śmierć pozostawiła trwałą rysę w historii igrzysk…