Otwarty konkurs skoków narciarskich był ostatnią konkurencją VII Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Cortina d’Ampezzo. Wielki triumf odnieśli w nim reprezentanci Finlandii, którzy zajęli pierwsze i drugie miejsce, kończąc tym samym historyczną hegemonię. Trzeci był Harry Glass z NRD…
Jest 5 lutego 1956 roku. Osiemdziesięciometrowy obiekt Italia w Cortina d’Ampezzo. Trwa batalia o mistrzostwo olimpijskie. Patrząc na karty historii, murowanymi faworytami wydają się być Norwegowie. Dotychczas na igrzyskach to oni zgarniają większość medali. Ot, choćby w 1948 roku w Sankt Moritz, gdzie zajmują całe podium, a wygrywa Petter Hugsted. Cztery lata później znów po mistrzostwo sięga Norweg, bo w Oslo zwyciężył Arnfinn Bergmann. A przed II wojną światową? W 1936 roku szans rywalom nie daje Birger Ruud. Norweska hegemonia trwa więc od pierwszych igrzysk.
Ale w Cortina d’Ampezzo następuje przełom. Nazajutrz dziennik sportowy „Gazetta dello Sport” relację z olimpijskiego konkursu zatytułuje: „Porażka Norwegów”. Dalej sprawozdawca napisze jeszcze, że „abdykacja Norwegów była oczekiwana. Już w Falun, gdzie Finowie również byli na pierwszym i drugim miejscu, nastąpił koniec ery supremacji norweskich skoczków. Finowie zebrali tym samy owoce wieloletniej skruputalnej pracy”.
Czytaj też: Helena Marusarzówna. Najpiękniejszy Kwiat Podhala
Dziejowy przewrót
Tamtą rywalizację olimpijską rozpoczyna polski akcent. Na szczycie skoczni staje się Stanisław Marusarz. „Przegląd Sportowy” napisze potem:
„Zanim przystąpiono do oficjalnego konkursu przeżyliśmy tu bardzo milą chwilę, oglądając naszego zasłużonego mistrza sportu Stanisława Marusarza, który skakał jako pierwszy wśród skoczków poprzedzających właściwy konkurs. Byliśmy w ten sposób świadkami ustanowienia niespotykanego rekordu, aby jeden zawodnik skakał już na piątej z kolei olimpijskiej skoczni”.
Już pierwsza seria konkursowa zapowiada dziejowy przewrót. Najdalej ląduje Harry Glass, reprezentujący NRD. Wychowanek SC Aufbau Klingenthal, który kilka lat wcześniej w szewskim zakładzie naprawiał buty, osiągnął 83,5 metra. Skokiem tym ustanowił nowy rekord olimpijski.

„Harry Glass skacze jeszcze ładniej, a na pewno jeszcze skuteczniej od poprzednika. Ramiona trzyma odchylone do tyłu jak skrzydła, twarz bardzo blisko szpiców nart i w tej pozycji, bez najmniejszego ruchu, Glass szybuje nad skocznią” – zrelacjonuje wysłannik „Przeglądu Sportowego”.
Po piętach depczą mu Finowie z Aulisem Kallakorpi i Antti Hyvärinenem na czele.
„Po skoczkach norweskich widać wyraźnie brak systematycznej pracy, tzn. tego, co doprowadziło do sukcesów Finów, a także Niemców. Nie ulega wątpliwości, że Finowie dysponują dziś najlepszą drużyną skoczków. Mają własną szkołę, poważnie poprawili styl aerodynamiczny, choć ustępują jeszcze Norwegom w czystości lądowania” – pisał Stanisław Zięba.
Czytaj też: 30 lat temu zmarł Stanisław Marusarz. Najważniejsze skoki w karierze „Dziadka”
Skok idealny
W kolejnej próbie Hyvärinen otarł się o ideał. Uzyskał 84 metry, w pięknym stylu. „Taki skok może zdarzyć się tylko raz w życiu” — oświadczyli fachowcy. Bo rzeczywiście Antti na włoskiej ziemi wspiął się na wyżyny swoich umiejętności. Sam mówił, że był to czas, gdy prezentował najwyższą dyspozycję w życiu. A i tak nie uchodził za olimpijskiego faworyta. Tych było stosunkowo wielu. Mirosław Kozdruń, trener polskiej kadry mówił:
„Przede wszystkim podkreślić należy bardzo wyrównaną stawkę kilkunastu zawodników. 12 skoczków mogło kandydować do pierwszego miejsca. Ale w skokach to już tak jest, że zwycięża ten, kto ma swój dzień i komu po prostu wyjdą dobrze oba skoki”.
Hyvärinen określany był jako „numer trzy” w zdolnej fińskiej kadrze. Pierwszy raz mocno dał o sobie znać na krajowych mistrzostwach juniorów w 1951 roku, gdzie zajął drugie miejsce. Rok później, mając dziewiętnaście lat, po raz pierwszy pojechał na igrzyska olimpijskie. I w Oslo był siódmy. Potem nie odnosił dużych sukcesów. Za to koledzy z reprezentacji zaczynali zrzucać norweskich hegemonów z piedestałów. W 1954 roku Matti Pietikäinen został mistrzem świata w Falun. Rok później Hemmo Silvennoinen zwyciężył w Turnieju Czterech Skoczni. A Anttiemu nawet trenerzy zarzucali, że w konkursach nie ryzykuje tak, jak powinien. On odpowiadał i zarzekał się, że będzie objawieniem igrzysk w 1956 roku.
Po drugim skoku w olimpijskim konkursie krytycy Hyvärinena zamilkli. To był wyjątkowy lot. Piękny stylowo. Zachwycający. Iście olimpijski! 84 metry dało mu zwycięstwo i tytuł mistrza. Jego rodak, Aulis Kallakorpi, również popisał się cudownym lotem. Niemiec Glass, pomimo starań, dynamicznego i dobrego drugiego skoku, nie utrzymał pierwszego miejsca. Ale co tam! Brąz też był sukcesem. Tym bardziej, że stał się pierwszym medalistą olimpijskim w skokach narciarskich z NRD. Przy jego postaci też warto się zatrzymać.
Skoczek i piłkarz – Harry Glass
Przed igrzyskami olimpijskimi w Turnieju Czterech Skoczni Glass zaskoczył świat. Trzecie miejsce na starcie w Oberstdorfie, a następnie dwa drugie miejsca w Garmisch i Innsbrucku wysunęły go na czoło klasyfikacji generalnej. Ponieważ chciał szlifować formę przed igrzyskami, nie wziął udziału w ostatnich zawodach w Bischofshofen. Tylko i wyłącznie przez tę decyzję tamten turniej nie padł łupem skoczka z Klingenthal. Czas jednak pokazał, że krok ten był właściwy.
Harry Glass był sportowcem nietuzinkowym i wszechstronnym. Gdy wiosną wszystko budziło się do życia, to on odkładał narty, ubierał piłkarskie korki i ruszał na trening do SC Dynamo Klingenthal. Futbol był przecież jego drugą pasją. Działacze kontrolowanego przez Volkspolizei klubu załatwili mu nawet etat w służbach mundurowych.

Brązowy medalista olimpijski zakończył karierę w 1960 roku. Uległ wtedy koszmarnemu wypadkowi i już nigdy nie wrócił do uprawiania tej dyscypliny. Postanowił za to przekazać swoją wiedzę młodszym.
Dwóch Finów i Niemiec ze Wschodu zatrzymali złoty norweski marsz, który trwał od 1924 roku. „Ojcowie skoków narciarskich” nie mieli więc powodów do radości. Najlepszy z nich, Sverre Stallvik, w 1956 roku był dziewiąty. W kraju odebrano ten wynik jak porażkę.
Tyle że każda seria ma swój kres…