„Dalej, zdobędziesz złoto!” – miał krzyknąć książę Berthol do pędzącego szwedzkiego panczenisty, Åke Seyffartha. Był 3 lutego 1948 roku. W Sankt Moritz trwały zmagania panczenistów na 10 000 metrów – zawody, w których to pogoda rozdawała karty…
Seyffarth zdobył wcześniej srebrny medal olimpijski na dystansie 1500 metrów. Liczył co prawda na triumf, ale w starciu z Sverrem Farstadem nie miał większych szans. Norwegowie zdominowali wówczas łyżwiarstwo szybkie. Drugie miejsce traktował więc jak spory sukces. Wystartował również w rywalizacji na pięć kilometrów, gdzie był siódmy. Jechał nieźle. Może nawet po medal, ale… zderzył się ze swoim rodakiem, fotoreporterem, który wszedł na lód, by zrobić mu zdjęcie. Zdruzgotany, po minięciu linii mety postanowił, że kończy olimpijskie ściganie. Chciał odpocząć, bo starty kosztowały go sporo sił.
Czytaj też: Tomasz Listkiewicz: nigdy nie ukrywałem, że nazwisko mi pomogło
Dobra wola
Szwedzi do Szwajcarii przyjechali bez masażystów. Po zawodach Ake skarżył się na bóle nóg i ogólne przemęczenie. Dodatkowo nie trenował pod okiem szkoleniowca obytego w międzynarodowej rywalizacji, więc zamiast fachowych porad, słyszał tylko, żeby wziął się w garść i stanął na starcie raz jeszcze. Na dziesięć kilometrów. Dał się przekonać, chociaż nie dawał sobie większych szans na sukces…
„Wystartowałem tylko po to, by pokazać dobrą wolę. Przez dłuższą chwilę na początku wyścigu myślałem, że podają mi nieprawdziwe międzyczasy, żeby mnie zachęcić. Wiedziałem, że później pojawi się wielu dobrych łyżwiarzy, więc jechałem bez większych ambicji” – opowiadał po latach.

fot. domena publiczna
Ale członkowie szwedzkiego zespołu nie żartowali. Ake jechał fantastycznie, uzyskując najlepszy czas -17:26.3. Został mistrzem olimpijskim! Pierwszym szwedzkim panczenistą, który zdobył tytuł. Tamten wyścig był szczególny z jeszcze jednego powodu. Otóż wysoka temperatura topiła lodowy tor w bardzo szybkim tempie. Tylko zawodnicy startujący w pierwszych parach mogli tak naprawdę walczyć o podium. Do historii przeszedł ostatni na mecie Richard Solem z USA, który do przedostatniego Seamana stracił prawie pięć minut! Dziennikarz Ted Smits relacjonował później:
„Wczesnym popołudniem lód stał się tak grząski, że Richard Solem z Chicago, ścigający się pod koniec programu po tym, jak ośmiu mężczyzn odpadło z powodu złego stanu toru, przedzierał się przez błoto pośniegowe, które sięgało aż podeszwy jego łyżew. Ale dzielnie ukończył wyścig, a jego czas 26 minut i 22,4 sekundy świadczył o tej gehennie. Oklaskiwano go za 19. miejsce niemal tak głośno, jak zwycięzcę.
Czytaj też: Dan Jansen: braterska obietnica
Ake Seyffarth, szwedzka gwiazda
Ake Seyffarth stał się osobą niezwykle popularną w Szwecji. Otworzył sklep sportowy. Grał w filmach. Urodzony 15 grudnia 1919 roku w Sztokholmie był symbolem wszechstronności. Przyznawał, że na sukces w Sankt Moritz wpływ mogły mieć… treningi kolarskie, w których regularnie brał udział. W latach 1939, 1940 i 1943 zdobył tytuły mistrza Szwecji w jeździe indywidualnej na czas, a w 1941 roku zajął drugie miejsce.
Åke dorastał w Sztokholmie. Od najmłodszych lat wykazywał zainteresowanie sportem. Po ukończeniu szkoły podstawowej podjął pracę w firmie Velociped AB Lindblad, gdzie zaraził się pasją do jazdy na rowerze. Jednocześnie zaczął trenować łyżwiarstwo szybkie, szybko stając się jednym z czołowych zawodników w kraju.
Specjalizował się w długich dystansach, co przyniosło mu liczne sukcesy na arenie międzynarodowej. W 1941 roku ustanowił rekord świata na dystansie 5000 m z czasem 8:13,7, a rok później poprawił rekord na 3000 m, osiągając 4:45,7. Te osiągnięcia uczyniły go liderem Adelskalender – listy najlepszych łyżwiarzy na świecie, na której pozostał przez dekadę.
Po zakończeniu II wojny światowej, o której zwykł mawiać, że zabrała mu najlepsze sportowo lata, w 1947 roku, triumfował na mistrzostwach Europy w Sztokholmie, zdobywając złoty medal w wieloboju. Tydzień później wywalczył brąz na mistrzostwach świata.
Åke Seyffarth zmarł 1 stycznia 1998 roku w Morze.