Z perspektywy czasu Thomas Hicks, amerykański lekkoatleta, może uchodzić za sportowego oszusta. Jego maratoński triumf podczas igrzysk w Saint Louis w 1904 był z jednej strony dramatyczny, z drugiej zaś – mocno ryzykowny i nieuczciwy…
Urodzony 11 stycznia 1876 w Birmingham Hicks, wyemigrował do Stanów Zjednoczonych jako młody chłopiec. Sportem zainteresował się stosunkowo późno. Za to, gdy już do tego doszło, to szybko zaciekawiły go biegi długodystansowe. W epoce, w której sportowy profesjonalizm dopiero raczkował Thomas łączył codzienną pracę gisera z treningami. A te przynosiły rezultaty. W 1901 i 1902 roku zajął szóste miejsce w maratonie bostońskim. Jesienią 1902 zamieszkał w Minneapolis w stanie Minnesota, gdzie pracował i przy okazji został kapitanem drużyny biegów przełajowych tamtejszego YMCA, mistrza stanu.
Hicks był znany z pracowitości, świetnej kondycji i zdolności przystosowania się do trudnych warunków. I choć jego forma fizyczna i technika były dalekie od obecnych standardów, to niedoskonałości te nadrabiał wielką ambicją. Trzeba bowiem wiedzieć, że maratony z początku XX wieku, przeprowadzano na nierównych nawierzchniach. Uczestnicy, bez odpowiedniego obuwia i specjalistycznych przygotowań, bardziej niż w konkurencji czysto sportowej, brali udział w czymś, co dziś moglibyśmy nazwać „walką o przetrwanie”. A Hicks miał twardy charakter. Szybko znalazł się w gronie najlepszych maratończyków w Stanach Zjednoczonych, co zapewniło mu miejsce w reprezentacji na igrzyska olimpijskie w St. Louis.
Czytaj też: „Maraton Nadziei”. Biec jak Terry Fox
Pył, bezpańskie psy i jabłka
Maraton olimpijski w 1904 roku uchodzi za jeden z najbardziej dramatycznych biegów w historii igrzysk. Dlaczego? Bo był fatalnie zorganizowany. Trasa prowadziła przez nieutwardzone, pokryte pyłem drogi i strome wzniesienia. Gdy tylko po nawierzchni przejechał samochód, chmura kurzu wzbijała się w powietrze. William Garcia, jeden z uczestników biegu, padł nieprzytomny, a w szpitalu okazało się, że ma krwotok żołądka z powodu połknięcia pyłu. Ledwo uszedł z życiem. Problemem były też bezpańskie psy, które atakowały maratończyków. Przykładowo, Lena Taunyane został przez bezdomne zwierzęta zaatakowany. Musiał zboczyć z trasy przez co nadrobił ponad kilometr! A i pogoda nie oszczędzała uczestników. 30 sierpnia 1904 roku temperatura w Saint Louis oscylowała w okolicach 30 stopni Celsjusza, a wilgotność była ekstremalnie wysoka.
Organizatorzy, bez znajomości zasad odpowiedniego nawodnienia ustawili na trasie jeden punkt nawodnienia. Uczestnicy padali z wyczerpania, a wielu z nich musiało wycofać się jeszcze przed ukończeniem pierwszej połowy trasy. Kubańczyk Carvajal, który na igrzyska dotarł bez centa w kieszeni, biegł dobrze, ale w pewnym momencie poczuł głód. Zerwał więc jabłka i zjadł… a potem walczył nie tylko ze zmęczeniem, ale i biegunką.
Na tle rywali Thomas Hicks początkowo wyglądał nieźle. Razem z kolegą z kadry, Fredem Lorzem, przez jakiś czas biegli w czołówce. Tyle że na 15. kilometrze Lorz zniknął. Pojawił się dopiero później, wyraźnie świeży, bez oznak zmęczenia. To on minął linię mety jako pierwszy. Po finiszu triumfalnie unosił ręce, a z gratulacjami pośpieszyła doń córka Roosevelta, Alice. Ale jego zwycięstwo szybko zostało zakwestionowane. Okazało się, że przejechał większość dystansu samochodem po tym, jak z powodu wyczerpania „zrezygnował” z dalszej rywalizacji.
Na trasę wrócił około 9 kilometrów przed metą, z łatwością minął wyczerpanego Hicksa i jakiś czas później wbiegł na stadion Francis Field. Czujni sędziowie powiązali fakty, zobaczyli czas, stan biegacza i… zdyskwalifikowali go. Początkowo dożywotnio. Fred starał obrócić całą sytuację w żart. Ale śmiał się tylko on. Publiczność, gdy tylko usłyszała o oszustwie, chciała samosądu…
Czytaj też: Barwne życie pierwszego argentyńskiego mistrza olimpijskiego
Jak walczył Thomas Hicks?
W obliczu wyrzucenia Lorza, oczy wszystkich zwróciły się na Thomasa, który na trasie zmagał się z niewyobrażalnymi trudami. Towarzyszący mu trener podawał mu napoje i środki wspierające, co w myśl ówczesnych amerykańskich reguł było dozwolone.
![Thomas Hicks (20), Fred Longm (31), S. H. Holt (39), Felix Caravajal (3), Christos D. Zehouritis (6), Albert L. Cory (7), Frank Pierce (9), S. A. Mellor (10), Edward P. Car (11)](https://historiasportu.info/wp-content/uploads/2025/01/1904_olympics-_runners_lined_up_at_start_of_marathon_race_receiving_instructions_immediately_prior_to_start-1024x584.jpg)
Na 20. kilometrze Hicks zaczął zdradzać oznaki skrajnego wyczerpania i odwodnienia. Trener, szukając sposobu, by utrzymać go na trasie, podał mu miksturę składającą się z niewielkiej ilości strychniny zmieszanej z brandy. W tamtych czasach uważano, że jej niskie dawki mogą działać jak stymulant mięśniowy. Dziś wiemy, że strychnina jest silnie toksyczna i jej użycie może prowadzić do poważnych konsekwencji zdrowotnych. Thomas ponoć przyjął na trasie dawkę, która była śmiertelna…
Sztab Hicksa opowiadał później, że gdy zawodnik zaczął przejawiać objawy zapaści, odmówiono mu podania wody, ograniczając się do zwilżania jego ust wilgotną gąbką. W końcowej fazie biegu Hicksowi podano kolejną dawkę strychniny, białka jaj oraz odrobinę koniaku. Z każdym kolejnym kilometrem stan zawodnika pogarszał się, jednak kontynuował bieg. Niemal automatycznie.
Wsparcie farmakologiczne
Na ostatniej prostej Hicks wyglądał jak cień samego siebie. Złapany przez kolegów z drużyny został zaniesiony na finisz. Tam zemdlał. Długo dochodził do siebie. Lekarze twierdzili, że gdyby bieg potrwał jeszcze kilka minut dłużej, wszystko mogło zakończyć się jego śmiercią. O tym, że jest mistrzem olimpijskim dowiedział się później.
„Maraton pokazuje, jak bardzo farmakologia może wspierać zawodnika na trasie. Bez takiej pomocy Hicks nie ukończyłby biegu” – mówił jego trener, Charles P. Lucas. Zaznaczył przy tym, że zawodnik wcale nie był najlepiej przygotowany do startu, a na trasie było co najmniej trzech lepszych od niego, lecz nie mieli oni takiego wsparcia, jak Amerykanin.
![Wyczerpany Thomas Hicks po biegu olimpijskim fot. domena publiczna](https://historiasportu.info/wp-content/uploads/2025/01/1904_olympics-_thomas_j._hicks_boston_winner_of_the_marathon_race_resting_in_a_car_after_the_finish-815x1024.jpg)
Jego czas – 3 godziny, 28 minut i 53 sekundy – zapisano jako oficjalny wynik. Jednak fakt, że Hicks skorzystał z niedozwolonej dzisiaj strychniny, rzuca cień na tamto zwycięstwo. W 2016 roku kirgiskiemu sztangiście Izzatowi Artykovi za używanie tego środka, zabrano brąz. Na początku XX sutlecia przepisy antydopingowe nie istniały, co sprawiło, że mistrzostwo nie zostało Hicksowi odebrane.
Thomas kontynuował przygodę z bieganiem jeszcze kilka lat. Później wyemigrował do Winnipeg. W Kanadzie pracował w sektorze górniczym. Zmarł w 1952 roku. Fred Lorz wrócił do biegania, gdyż dożywotni zakaz startów został mu cofnięty. Zmarł dziesięć lat po igrzyskach w wyniku powikłań po operacyjnych, mając ledwie 29 lat.