Odbierani są różnie. Dla jednych są niebezpiecznymi ludźmi mającymi związek ze światem przestępczym, dla innych ostatnimi obrońcami wartości. Tobias Jones postanowił na własnej skórze przekonać się, kim naprawdę są włoscy ultras. Przenikając w ich szeregi, próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie o prawdziwą tożsamość fanatyków. Rusza przedsprzedaż jego reportażu „Ultra. Podziemny świat włoskiego futbolu”, która ukaże się 5 czerwca nakładem Wydawnictwa SQN.
Książka „Ultra” w przedsprzedaży na:
https://bit.ly/historias-ultra
– rabat od ceny okładkowej
– atrakcyjne pakiety z innymi książkami i gadżetami
– wysyłka jeszcze przed premierą – czytasz jako pierwszy!
Książka „Ultra” – fragment
Catanesi od zawsze czuli się trochę jakby słabsi od innych. Uważają, że to ich miasto powinno być stolicą Sycylii (zresztą za panowania dynastii Aragońskiej tak właśnie było). Ogólnie jednak wiecznie mają pecha. Katania legła w gruzach dziewięć razy, albo na skutek trzęsienia ziemi, albo zalana lawą w potężnej Etny, której zaśnieżony szczyt widać tutaj z każdego zakątka miasta. Po każdej z tych katastrof Catanesi odbudowywali miasto, starając się zrobić to w tym samym miejscu, z zachowaniem tych samych placów. W niewielkim forcie znajdującym się na końcu długiego wzgórza za głównym placem miasta stoi feniks z inskrypcją: „Melior de Cinere Surgo” („Z popiołów odrodzę się lepszy”).
Być może to dlatego Catania może liczyć na tak obsesyjny doping. To jeden ze sposobów identyfikowania się z tym pięknym i pełnym blizn miastem. Starsi fani opowiadają, że współzałożycielem klubu był baron Gaetano Ventimiglia, który pracował później z Alfredem Hitchcockiem, albo że Catania – podobnie jak wielkie Torino z lat 40. – też miała węgierskiego trenera, Gézę Kertésza. Węgier zmarł w czasie drugiej wojny światowej i został zapamiętany jako „Schindler z Katanii”, ponieważ podejmował próby ratowania wielu rodzin żydowskich. W Katanii poziom dopingowania zespołu jest tak duży, że przechodzi w przesądy: w zadaszeniu tunelu, którym wychodzą piłkarze, celowo zrobiono dziurę, żeby można było posypywać ich solą – na szczęście.
Michele Spampinato wściekał się, gdy widział ludzi wspierających inne zespoły. Zmienić mógł to tylko w jeden sposób. „Represjami – mówi bez mrugnięcia okiem. – Trzeba było pomóc ludziom zapamiętać, że tutaj nie kibicuje się ani Milanowi, ani Juventusowi. Tutaj jest tylko Catania. Takie rzecz robi się zbiorowo, wzywasz ludzi i mówisz im: »tutaj nie będzie żadnej imprezy [z powodu scudetto dla Milanu czy Juventusu], a jak taką urządzicie, to damy wam popalić«”. Spampinato chętnie powtarzał: „Kto nie jest z nami, ten z automatu jest naszym wrogiem”. Jeżeli ktoś chciał zostać głównym twardzielem na trybunie – czyli dyrygować śpiewami i stać na środku – musiał walczyć o to z innymi lokalnymi grupami. Trzeba było w jakiś sposób udowodnić, że jest się bardziej ultra niż one: twardszym, bardziej skrajnym, bardziej radykalnym. Spampinato uwielbia adrenalinę towarzyszącą walce wręcz oraz wpływ, jakie miały one na przegranego: „Wymagaliśmy szacunku, a gdy go nie dostawaliśmy, to go wymuszaliśmy”.
Na skutek tego wielkiego przywiązania do koszulki ultrasi Catanesi stali się jednymi z pierwszych, którzy odmówili skandowania nazwisk poszczególnych piłkarzy zespołu. Po wyroku w sprawie Bosmana z 1995 roku piłkarze zyskali prawo odejścia z klubu po wygaśnięciu kontraktu. Od tego momentu wielu graczy zmieniało klubowe barwy znacznie częściej niż kiedyś, albo – jak widzieli to fani – stali się znacznie bardziej nielojalni. Spampinato uznał, że koniec z oklaskiwaniem lub wychwalaniem pojedynczych graczy. „U nas, na wysokości trybuny, postawa sportowa się nie liczy – mówi. Pewnego razu Zola zdobył bramkę i ludzie zaczęli klaskać, a wtedy my wstaliśmy jak jeden mąż i niewiele brakowało, żebyśmy zrzucili tych ludzi na dół”.
Czytaj też: W poszukiwaniu zaginionej chwały – 150 lat historii reprezentacji Anglii w jednej wielkiej księdze!
„Ultra. Podziemny świat włoskiego futbolu” – O książce
Chuligani czy ostatni obrońcy wartości? Reportaż prosto z serca włoskiego ruchu ultras.
Włoscy ultrasi należą do najlepiej zorganizowanych i agresywnych fanów w europejskiej piłce nożnej. Wiele grup kibicowskich przekształciło się w grupy przestępcze, które zajmują się sprzedażą biletów, handlem narkotykami i morderstwami. Są skrzyżowaniem członków Hell’s Angels z chuliganami. Bywają żołnierzami mafii, odegrali także kluczową rolę w powstaniu skrajnej prawicy.
Ale prawdziwi ultrasi twierdzą, że są buntownikami walczącymi z państwem policyjnym i współczesną piłką nożną. Mówią, że tylko wśród ultrasów można znaleźć poczucie przynależności, wspólnoty i koncepcję czystego sportu. Uważają, że bronią nie tylko swoich klubów, ale także zapomnianych przedmieść i osób, które zostały wykluczone przez społeczeństwo.
Przez pryzmat ultrasów Tobias Jones kreśli fascynujący portret włoskiego społeczeństwa i futbolu z Półwyspu Apenińskiego. Pisze nie tylko o fanach największych włoskich klubów: Juventusu, Milanu, Interu, Torino, Lazio, Romy czy Genui, ale także o mniej znanych grupach kibicowskich, z Cosenzy czy Katanii. Przenikając w ich struktury, bada złowrogą stronę piłkarskiego fandomu, z całą jego przemocą i ekstremizmem politycznym, ale podziwia też pasję, dowcip, solidarność i styl bycia członków tej fascynującej i pełnej sprzeczności subkultury.