6 czerwca 1999 roku na stałe zapisał się w historii polskiej koszykówki. Nad Wisłą trwały mistrzostwa Europy kobiet w koszykówce. Tego dnia Polki rozegrały mecz finałowy przeciwko reprezentantkom Francji. Sensacyjnie, nasze zawodniczki zdobyły tytuł Mistrzyń Europy.
Wszystko na oczach polskich kibiców w katowickim Spodku… w zasadzie tylko tam, gdyż w Polsce impreza nie została szczególnie rozpromowana. Nawet telewizja nie interesowała się tym wydarzeniem. A oprócz wspomnianych Katowic, grano również w poznańskiej i pruszkowskiej hali. Jako gospodynie turnieju, nasze reprezentantki nie musiały przechodzić przez kwalifikacje. Dla kadry celem było miejsce w najlepszej czwórce turnieju, które dawało awans na igrzyska olimpijskie.
Złe dobrego początki
Grupa B, do której trafiła Polska, wyglądała bardzo równo. Najtrudniejszym przeciwnikiem była niewątpliwie Litwa. Obok niej w grupie znalazły się reprezentantki Czech, Włoch, Jugosławii oraz Bośni i Hercegowiny. Udało się uniknąć silnych reprezentantek z Francji i Rosji.
28 maja rozpoczął się pierwszy mecz Polek na EuroBaskecie 1999. Rywalkami były Litwinki. Nasze zawodniczki nie ustępowały faworytkom, jednak uległy im 72:79. Najlepszą zawodniczką w tym meczu została Małgorzata Dydek (20 punktów i 11 zbiórek). Ale fundamentem naszej reprezentacji była niewątpliwie równa i silna drużyna. Trener Tomasz Herkt pozwolił zagrać 11 zawodniczkom z 12 powołanych na ten turniej. Pierwszy mecz ostudził nieco zapał naszych reprezentantek, choć cel nadal był w zasięgu.
Następnego dnia Polki zmierzyły się z Jugosłowiankami. Po rozpadzie tego kraju, właściwie wszystkie drużyny „obniżyły loty” i nie odnosiły spektakularnych sukcesów. Przed Polkami pojawiła się więc szansa na pierwsze zwycięstwo w turnieju. Jugosławia po pierwszym meczu była liderem za sprawą efektownej wygranej z Bośnią i Hercegowiną (93:48). W pierwszej części mecz był bardzo wyrównany. Wynik? 41:40. W drugiej połowie Polki objęły prowadzenie, którego nie oddały do końca spotkania. 81:74 dało wlało wśród kibiców sporo optymizmu. Kolejny raz zabłysnęła Małgorzata Dydek, która zdobyła 22 punkty i zaliczyła 12 asyst.
Turniej toczył się w ekspresowym tempie. Kolejny dzień, kolejny mecz. Tym Polki grały z Czeszkami. Po pierwszych dwudziestu minutach prowadziły czterema punktami. Spotkanie stało na bardzo wyrównanym poziomie z niewielką przewagą Polek. Niestety, druga połowa meczu przyniosła wyrównanie i do wyłonienia triumfatorek potrzebna stała się pięciominutowa dogrywka. W niej Czeszki okazały się skuteczniejsze i zwyciężyły 78:75. Środkowa na parkietach reprezentacji – Elżbieta Trześniewska (z domu Nowak) – tak wspomniała początek turnieju tak:
„Na trzy pierwsze mecze przegrałyśmy dwa. Bardzo to przeżywałyśmy i dołowałyśmy się po tych pierwszych niepowodzeniach. Pamiętam, że w sztabie trenerskim nastroje też były minorowe. Jak można było myśleć o mistrzostwie, nawet o awansie do Sydney, jak przegrałyśmy 2 z 3 spotkań?”.
Czytaj też: „Dream Team” – najlepsza drużyna w historii sportu
„Jest mecz, spróbujmy go wygrać”
Po trudnych bojach przyszedł czas na dzień przerwy. Koszykarki zregenerowały się i 1 czerwca, bez większych problemów, pokonały zawodniczki Bośni i Hercegowiny 75:53. Trener dał szansę gry wszystkim zawodniczkom. Aż 9 z nich zdobyło punkty, a każda pomogła w wygranej (czy to celnym trafieniem, czy asystą). Najwięcej celnych rzutów, po raz kolejny zaliczyła Małgorzata Dydek.
Ostatnie spotkanie, rozegrane 2 czerwca z Włochami, stwarzało szansę na wyjście z grupy z wysokiej pozycji, dzięki czemu można było uniknąć najsilniejszych rywalek z grupy A. Polki rozpoczęły z wysokiego „C”. Pierwszą połowę zakończyły z przewagą 6 punktów. W drugiej połowie udało się poprawić dorobek i ostatecznie wygrać 80:71. Najskuteczniejszą zawodniczką, z 20 punktami, została Elżbieta Trześniewska.
Po fazie grupowej Polki miały powody do radości. Zajęcie drugiego miejsca w grupie, tuż za Litwą, pozwoliło na uniknięcie potęg z Francji i Rosji. Na wielkie marki trafiły za to zespoły Jugosławii i Czech.
„Naszym celem i marzeniem był awans na igrzyska olimpijskie” – mówiły kadrowiczki.
Po dniu przerwy, 4 czerwca koszykarki stanęły do walki o marzenia. Mecz z Chorwatkami był niejako pierwszym finałem tego turnieju. Zwycięstwo pozwalało rezerwować bilety do Sydney, na zmagania olimpijskie. O godzinie 18:00 rozpoczął się mecz, który decydował o przyszłości. Pierwsza część spotkanie przebiegała równo, jednak pod kontrolą Polek (32:24). Druga połowa była koncertem w wykonaniu naszych reprezentantek. Chorwatki zdobyły w ciągu tej połowy 27 punktów, Polki… 40. Efektowne zwycięstwo 72:51 dało Polsce igrzyska olimpijskie, czyli zrealizowanie celu i marzenia. Po latach Krystyna Szymańska-Lara (rzucająca) mówiła dla Interii:
„Kiedy weszłyśmy do czwórki presja zniknęła. Swój cel zrealizowałyśmy, dalej mogłyśmy grać spokojniej, bez dodatkowych obciążeń. Nie osiadłyśmy na laurach, myślę, że żaden zawodowy sportowiec, a tym bardziej reprezentant Polski, nie może tego robić.”
„Z Francją i Rosją czasem przegrywałyśmy sromotnie”
5 czerwca, półfinał EuroBasketu Kobiet, Katowice, Spodek. Drabinka turniejowa postawiła poprzeczkę bardzo wysoko. Biało-Czerwone musiały zmierzyć się z Rosjankami. Spotkania w każdej dyscyplinie z naszym wschodnim sąsiadem (czy to jako Rosja, czy jako ZSRR) zawsze elektryzują. Niestety, media nie były zainteresowane tym wydarzeniem. Jedyne emocje to te, których doświadczyli kibice w katowickiej hali.
Mecz od samego początku był bardzo wyrównany i obfitował w wiele emocjonujących momentów. Żadna z drużyn nie była w stanie odskoczyć rywalkom na więcej niż kilka punktów. Do przerwy 29:29. Z każdą minutą emocje rosły. W końcówce Rosjanki popełniły więcej strat. Nasze zawodniczki zachowały zimną krew. Na 25 sekund przed końcem Polki prowadziły 62:58. Na 19,5 sekundy przed końcem Elżbieta Trześniewska dorzuciła dwa rzuty osobiste. Po 6 sekundach Irina Routkovskaia rzuciła fenomenalną „trójkę”. Na 13 sekund przed końcem wynik brzmiał 64:61. W dalszym ciągu obie reprezentacje miały szansę na zwycięstwo. W hali panowała wielka euforia. Pewność, że wynik nie ulegnie zmianie to sprawka Sylwii Wlaźlak i jej dwóch celnych rzutów wolnych. Rezultat nie uległ już potem zmianie. 66:61! Spodek mógł po raz kolejny odlecieć. Reprezentantki Polski znalazły się w wielkim finale Mistrzostw Europy. Na polskiej ziemi.
Czytaj też: Dawid kontra Goliat. Žalgiris kontra CSKA
„Wypełniony Spodek i hymn Polski”
Dla naszych koszykarek 6 czerwca 1999 roku to pewnie do dzisiaj sentymentalny powrót do wielkiego meczu. Głośny doping towarzyszył koszykarkom przez całe spotkanie. Naprzeciw stanęły reprezentantki Francji, które jedyną porażkę odniosły w meczu z Rosjankami. Zadanie wydawało się trudne, wręcz nierealne. Początek spotkania wlał wielki optymizm w serca kibiców obecnych w Spodku. Pierwsze wznowienie wygrała jedna z najwyższych w historii koszykarek, Małgorzata Dydek. Pierwsze punkty zdobyła Krystyna Szymańska-Lara. Po 4 minutach Polki prowadziły 10:2. W 9. minucie Beata Predehl, po efektownej akcji, została sfaulowana. Dorzuciła 2 punkty z rzutów wolnych, wynik brzmiał 15:5. Z czasem Francuzki rozpoczęły jednak odrabianie strat. Na 3 minuty przed końcem połowy Polki prowadziły już tylko 28:25. Na przerwę Polki schodziły z czteropunktowym prowadzeniem, 35:31.
Po przerwie lepszą grę prezentowały Francuzki, jednak skromna przewaga Biało-Czerwonych utrzymywała się. Na 8 minut 40 sekund przed końcem meczu, na tablicy wyników było 46:42. Polki jednak nie poddały się, walczyły dalej, poprawiły skuteczność. Na cztery i pół minuty przed końcem prowadziły już 54:46. Z każdą sekundą rosły emocje. Kibice coraz głośniej dopingowali. Jednak koszykarki z Francji nie poddawały się. 90 sekund przed końcem tablica pokazywała 58:54. Piąty faul Yannick Souvré dał niebywałą radość polskim kibicom, gdyż wspominana już Krystyna Szymańska-Lara stanęła „sam na sam” z obręczą. Przy pierwszym rzucie piłka „wykręciła się” i nie wpadła do kosza. Drugi rzut dał Polsce punkt.
Na 20 sekund przed końcem… 59:56. Chwilę później Spodek na ułamek sekundy zamarł. Catherine Melain rzuciła „za trzy”… ale piłka nie wpadła do kosza, odbiła się tylko od tablicy. Po zamieszaniu, na 9 sekund przed końcem, sędzia postanowił o tzw. rzucie spornym pod polskim koszem. Naprzeciw siebie stanęły Dorota Szwichtenberg i Nathalie Lesdema. Sędzia podrzucił piłkę. Polka wygrała starcie, jednak piłka opuściła pole gry. Do końca pozostało 7 sekund. Edwige Lawson-Wade rzucała aut do Audrey Sauret Gillespie, a ta miała szansę na zdobycie wyrównania. 2 sekundy przed końcem Spodek ponownie zamarł, piłka zza linii trzypunktowej leci w kierunku kosza. Wydaje się, jakby ta chwila trwała w nieskończoność…
Czytaj też: Dražen Petrović. Mozart koszykówki
Mistrzostwa Europy kobiet w koszykówce 1999. Cud w Spodku
Decydująca o losach meczu piłka odbija się od tablicy, Francja nie osiąga remisu. Na pół sekundy przed końcem piłka znalazła się w polskich rękach. Wynik 59:56. Spodek „odleciał” po raz kolejny. Polki zrobiły coś, co przed turniejem wydawało się niemożliwe. Zostały mistrzyniami Europy. Euforia ogarnęła całą halę. Mecz nie był jednak transmitowany w telewizji. Niewiele osób dowiedziało się „na żywo”, że mamy najlepsze koszykarki w Europie.
Sukces nie został w pełni wykorzystany. Szkolenie nie uległo zmianie, liczyły się tylko wyniki. Po latach wiemy, że jest to największy sukces polskiej koszykówki w kobiecym wydaniu. 6 czerwca 1999 roku przeszedł w ten sposób do historii basketu nad Wisłą.
Mistrzostwa Europy kobiet w koszykówce 1999. Polki zagrały wówczas w składzie:
Joanna Cupryś, Krystyna Szymańska-Lara, Elżbieta Trześniewska, Beata Predehl, Ilona Mądra (kapitan), Agnieszka Jaroszewicz, Dorota Szwichtenberg, Sylwia Wlaźlak, Małgorzata Dydek (zmarła w 2011 roku), Patrycja Czepiec, Katarzyna Dydek, Katarzyna Dulnik, trener: Tomasz Herkt