Miał niebywały pięściarski talent. Lecz kto wie, czy jeszcze większa nie była jego zdolność do wychodzenia z życiowych zakrętów. A te pokonywał bardzo często. Barney Ross, facet niezniszczalny.
Właściwie to nazywał się Beryl David Rosofski. Urodził się 23 grudnia 1909 roku w Chicago. Jego ojciec był żydowskim rabinem, który przybył do USA z Podkarpacia. W wielodzietnej rodzinie Rosofskich nigdy się nie przelewało, co w czasach wielkiego kryzysu było pewnego rodzaju standardem. Młody Beryl, chcąc zyskać uznanie w oczach rówieśników i szemranych typów z ulicy, kradł. Wstąpił nawet do gangu, w którym jego kompanem został słynny Jack Ruby, ten sam, który kilkanaście lat później zabije Lee Harveya Oswalda, domniemanego zabójcę prezydenta Kennedy’ego.
Chłopcy dorastali w dzielnicy Maxwell Street Ghetto, żydowskiej enklawie z początku XX wieku. Sporo ich łączyło. Pochodzili z Polski, byli Żydami. Niemal przez całe życie zastanawiali się, dlaczego los tak srogo ich doświadcza. Wiecznie brakowało im pieniędzy, lubili bójki. Rosofski zaczął nawet trenować boks. Po krótkim stażu amatorskim znalazł zatrudnienie w charakterze sparingpartnera w chicagowskiej stajni profesjonalistów. A że bić się potrafił, to szybko został jej czołowym zawodnikiem. Być może dzięki temu splotowi wydarzeń uratował swoje życie. Sport pokazał mu nowe, lepsze możliwości.
Czytaj też: Jack Dempsey – wędrowiec, który zawojował świat boksu
Strata i Al Capone
Przyjął pseudonim Barney Ross, pod którym później poznał go cały świat. Rozwijał się bardzo dobrze. Efektownie zwyciężał w wielu pojedynkach. Ludzie z branży byli pod wrażeniem jego umiejętności obronnych i często oferowali mu dobre pieniądze za udział w turniejach.
Pierwszy poważny, życiowy zakręt spotkał Rossa po śmierci taty. Miał 14 lat, kiedy ojciec, właściciel sklepu spożywczego, został zastrzelony w swoim sklepie przez dwóch rabusiów. Pięściarzowi, potrzebującemu funduszy na dalsze szkolenie, pomógł legendarny mafioso, Al Capone razem ze swoimi współpracownikami. Mężczyźni sfinansowali galopującą karierę. Traktowali ją, jak inwestycję. Dzięki temu Barney nie załamał się. Miał świadomość, że został jedynym żywicielem rodziny. Ale walczył też dużo uważniej…
Starannie dobierał też znajomych. Nie od dziś wiadomo, że ilość „towarzyszów” często rośnie wprost proporcjonalnie do ilości posiadanej gotówki. Od takich osób Ross szybko się odcinał. Całkowicie poświęcił się pięściarstwu. Opłaciło się. Podczas swojej dziewięcioletniej kariery zawodowej nigdy nie został znokautowany, mimo że walczył z najlepszymi zawodnikami tamtych czasów. 23 czerwca 1933 roku w Chicago odebrał Tony’emu Canzoneriemu tytuły zawodowego mistrza świata kategorii lekkiej i junior półśredniej. Do 1938 roku stoczył 81 pojedynków, z których wygrał aż 72, 3 razy zremisował i poniósł tylko 4 porażki. 13 maja 1938 zawiesił rękawice na kołku.
Czytaj też: Tadeusz Pietrzykowski – bokser, który dawał nadzieję
Uzależniony bohater
Podczas II wojny światowej były czempion wstąpił w szeregi armii. W sierpniu 1942 roku przeżył zatonięcie kutra torpedowego PT-109, którego dowódcą był porucznik John F. Kennedy. Tą samą drogą ruszył kompan z dzieciństwa, Jack Ruby, który służył w Siłach Powietrznych Armii, zdobywając nawet ocenę strzelca wyborowego.
Towarzysze, choć nierozłączni, byli jednak inni. Różnica między Barneyem Rossem a Jacobem Rubensteinem polegała na tym, że dziedzictwem Rossa na zawsze zostały boks i status wojennego bohatera, zaś jego przyjaciel z dzieciństwa miał wkrótce zostać uznany za jednego z najbardziej niesławnych ludzi w historii Stanów Zjednoczonych.
Wojna odcisnęła jeszcze jedno piętno na Barney’u. Podczas walk o Guadalcanal, gdzie uratował życie innemu żołnierzowi, został ranny. Trafił do szpitala wojskowego, gdzie strumieniami serwowano mu morfinę. Uzależnił się od tego środka. Na horyzoncie pojawił się następny, trudny zakręt: narkotyki, na które trwonił majątek. Do tego odeszła żona. Ross otrząsnął się. Znów postanowił walczyć. W 1947 roku udał się na terapię, która przyniosła pozytywne rezultaty: były pięściarz wygrał z nałogiem. Stał się nawet twarzą różnego rodzaju kampanii antynarkotykowych.
Czytaj też: Ziemniakiem w sędziego? Kibice boksu przed wojną nie mieli litości
Barney Ross. Lojalny do końca
Później widywano go Jacobem, przy stole bilardowym, w klubie, którego właścicielem był Davey „Yiddles” Miller. Ich życie toczyło się równolegle, nawet gdy się od siebie oddalili. Ross przeprowadził się do Nowego Jorku i pracował w agencji reklamowej. Jacob Rubenstein wyjechał do Dallas i zmienił nazwisko na Jack Ruby. Chcąc udowodnić, że można wyciągnąć chłopca z ulicy, a nie na odwrót, został później właścicielem klubu ze striptizem.
Ross w późniejszych latach wykorzystał swoją sławę do reklamowania kasyn i firm. Żył z drugą żoną, Cathy Howlett. Bezdzietnie. Był szczęśliwy, bo osiągnął cele, które postawił sobie w trudnym okresie dzieciństwa, w tym ten najważniejszy – mistrzostwo świata w boksie. Napisał też autobiografię zatytułowaną „No Man Stands Alone”.
Pod koniec życia pozostał lojalny wobec Jacka Ruby’ego. Zeznawał w jego imieniu w procesie po zabójstwie Lee Harveya Oswalda, domniemanego mordercy prezydenta Johna F. Kennedy’ego. Zmarł w swoim rodzinnym Chicago w wieku 57 lat, na raka, dokładnie 14 dni po śmierci Jacka. Na zawsze pozostał symbolem walki. Nie tylko tej w ringu. Co ciekawe, w filmach „Niezniszczalni”, „Niezniszczalni 2” oraz „Niezniszczalni 3” główny bohater, grany przez Sylvestra Stallone’a, nosi imię Barney Ross…