historiasportu.info

Czeska legenda. Dominik Hašek

Dominik Hašek uznawany jest za jednego z najlepszych bramkarzy w historii hokeja na lodzie
Podziel się:

Można być sławnym i zostać najlepszym w swoim fachu. Można zarabiać dobre pieniądze w dziedzinie, którą kocha się od dziecka i… ciągle pozostać „normalnym gościem”. Tak, jak Dominik Hašek, legenda czeskiego hokeja.

Rok 1998. XVIII Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Nagano produkowały przepiękne historie. Choćby tę z turnieju hokeja na lodzie mężczyzn. Pierwszy raz włodarze MKOL zezwolili na udział w turnieju olimpijskim hokeistom z NHL. Podniosło to rangę tego turnieju do nieosiągalnej wcześniej miary. Rozpisywano się o „superturnieju”, w którym niemal każda silniejsza reprezentacja wystawi jakiegoś asa z NHL.

Swoją drogą władze najlepszej zawodowej ligi świata, chyba zachwycone sportowo-marketingowym sukcesem koszykarskiego „Drem Teamu”, na czas igrzysk zawiesiły rozgrywki za Atlantykiem. A to zdarza się przecież niezwykle rzadko.

Tuż przed startem olimpijskiej rywalizacji włodarze klubów z NHL mierzyli się też ze sporym problemem. Otóż przepisy antydopingowe tej ligi różniły się od tych, które obowiązywały w MKOl. Ściślej mówiąc, na kontynencie północnoamerykańskim obowiązywała inna lista substancji zakazanych, wobec czego zawodnicy zgłaszający chęć startu w Nagano zostali najpierw przebadani. Z tafli NHL do Japonii mogli pojechać tylko ci hokeiści, którzy spełniali kryteria MKOl. Jeśli wobec któregokolwiek z graczy rodziły się wątpliwości, to automatycznie nie otrzymywał zgody na wyjazd. W ten sposób dbano o wizerunek, najlepszej przecież, hokejowej ligi świata.

Czytaj też: Hokejowa zemsta po czechosłowacku

Zázračný tým

Faworytami do złota byli Kanadyjczycy, Rosjanie, Amerykanie. Tytułu bronili Szwedzi. Wszystkich pogodzili Czesi. Nasi południowi sąsiedzi zdobyli tym samym pierwszy złoty medal na zimowych igrzyskach olimpijskich, startując jako samodzielne państwo. W niewielkim środkowoeuropejskim kraju zapanowało istne szaleństwo, wszak zmagania na lodowiskach śledzi tam ogromna liczba kibiców. I oni — tak jak Węgrzy i ich piłkarska „Złota Jedenastka”, Amerykanie i ich koszykarski „Dream Team”, albo Polacy i ich lekkoatletyczny „Wunderteam” — doczekali się swojego „Zázračný’ego týmu”.

Finał Igrzysk Olimpijskich 1998 Czechy-Rosja
Finał Igrzysk Olimpijskich 1998 Czechy-Rosja fot. Kanadaolimpiada989/CC BY-SA 3.0

Czechy miały wówczas wielu świetnych zawodników, w tym legendarnego Jaromíra Jágra, Martina Ručinskiego i obrońcę Petra Svobodę — pierwszego Czecha, który rozegrał 1000 meczów w NHL. Największym bohaterem turnieju został jednak Dominik Hašek, do dziś uważany za najlepszego bramkarza w historii dyscypliny.

Dominik Hašek – pan i władca w bramce

Dominik miał 6 lat, gdy tata zaprowadził go na pierwszy trening. Niespełna trzydzieści lat później powrócił do swojego macierzystego klubu, będąc legendą tej dyscypliny.

Przez wielu fachowców uznawany jest za najlepszego bramkarza w historii dyscypliny. Potrafił w niekonwencjonalny sposób obronić strzał rywala, nawet ten z gatunku „nie do zatrzymania”. Wszystko przez niespotykaną zwinność i szybkość, którymi dysponował. Do tego miał niebywałą zdolność utrzymania koncentracji i studzenia emocji.

Gdy w 1998 roku, poprowadził reprezentację Czech do mistrzostwa olimpijskiego, był na ustach wszystkich. W półfinałowym starciu z Kanadyjczykami, w decydującej o awansie serii rzutów karnych, obronił pięć strzałów. W finale sposobu na jego kocie ruchy nie potrafili znaleźć Rosjanie. Dominik i kompani zwyciężyli 1:0, dając czeskiemu hokejowi rozwojowego kopa. Osiem lat później sięgnęli jeszcze po brąz w Turynie.

Dominik Hašek wielką karierę zrobił też w NHL, gdzie zagrał w sumie 694 spotkania. Dwukrotnie zdobył też Puchar Stanleya. W 1997 i 1998 roku zgarnął też tytuł najbardziej wartościowego gracza sezonu zasadniczego – tzw. Trofeum Harta.

O jego niespotykanym talencie i profesjonalizmie może świadczyć fakt, że kiedy w wieku 44 lat wrócił do domu, do swojego pierwszego klubu, HC Eaton Pardubice, zdobył z nim dwa tytuły mistrza kraju.

Czytaj też: Tadeusz Pietrzykowski – bokser, który dawał nadzieję

Normalny facet. Z zasadami

Po skromnym, jednobramkowym zwycięstwie w finale nad Rosją w całym kraju zapanowała ekstaza. Sport wyprowadził ludzi na ulice. Splótł losy bogaczy i biedaków. Udowodnił, że wykracza poza sfery logiki, w której to Goliat musi pokonać Dawida. Czesi byli na szczycie. Chcieli wynieść swoich bohaterów na piedestał. Budować pomniki, jak choćby w Teplicach, gdzie burmistrz zapowiadał:

— W minionym półwieczu w naszym mieście stawiano już i przewracano niejedne pomniki. Ale 33-letni bramkarz naszej złotej drużyny, w przeciwieństwie do Hitlera i Gottwalda, którzy mieli tu też swoje pomniki, rzeczywiście zasłużył sobie na to, by mieć własną statuę.

Dominik Hašek
Dominik Hašek fot. Mikołaj Dan4/CCBY 2.0

Zasłużył, owszem. Ale czy monument faktycznie stanął? Czy był tylko chwilowym, emocjonalnym gadaniem lokalnego polityka. Zapewne i on, i większość tych Czechów, którzy Nagano pamiętają, zapytani po latach o to, co robili w trakcie finałowego meczu, niemal zawsze dokładnie opisuje tamte chwile. Wiedzą gdzie, z kim oglądali ten mecz. Bo emocje się pamięta.

Dominik Hašek swój pomnik zbudował samodzielnie. Błyszczał, broniąc bramek na najważniejszych lodowiskach świata. Ale pozasportowo też okazał się facetem, któremu warto było poświęcać nazwy placów lub stawiać monumenty. Kiedy w 2004 roku doznał kontuzji i oznajmił, że nie może grać do końca sezonu, kibice Detroit Red Wings byli niepocieszeni. Czeski bramkarz zaskoczył ich jednak rozmową z Kenem Hollandem, generalnym menadżerem zespołu, w której poprosił, by w okresie absencji spowodowanej kontuzją klub nie wypłacał mu wynagrodzenia i to pomimo tego, że miał ważną umowę oraz pełne prawo do pobierania pensji. Zrezygnował, bo czułby się nieswojo. Ponoć stracił przez to blisko trzy miliony dolarów. Co zyskał? Dozgonny szacunek. Już nie tylko Czechów, ale i fanów hokeja na całym świecie.

Podziel się:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Informacje zwrotne w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Facebook
Archiwa

Warto zobaczyć

Young Griffo

Young Griffo – uzależniony fenomen

Podziel się:

W ringu był nieuchwytny. Szybki, przewidujący ruchy przeciwnika Young Griffo zyskał miano specjalisty od defensywy. W życiu prywatnym nie potrafił sobie poradzić z najsilniejszym przeciwnikiem. Z alkoholem…

Podziel się:
Czytaj więcej

Jan Banaś i Krok, który zmienił karierę

Podziel się:

Idolów miał kilku. Był wśród nich genialny brazylijski drybler Garrincha. Był też Gerard Cieślik. I George Best, do którego często go porównywano. Choć, jak sam przyznawał, że nie pił w przeciwieństwie do Irlandczyka

Podziel się:
Czytaj więcej
0
Chciałbym poznać Twoje zdanie, proszę o komentarz.x
Scroll to Top