historiasportu.info

Rozejm bożonarodzeniowy – list żołnierza do siostry

Rozejm bożonarodzeniowy
Podziel się:

Ta historia jest powszechnie znana. Pewnie już gdzieś o niej czytaliście. Rozejm bożonarodzeniowy i mecz piłki nożnej w czasie walk w okolicach Ieper. 25 grudnia 1914 roku.


W sieci natrafiłem na stary list żołnierza do swojej siostry. Przetłumaczyłem go. Przeczytajcie, bo warto.

Święta Bożego Narodzenia, 1914

Moja kochana siostro!

Jest 2:00 nad ranem, a większość naszych żołnierzy śpi kwaterach. Ja nie śpię. Nie mogę zasnąć. Muszę Ci opisać wspaniałe wydarzenia, które miały miejsce w Wigilię. Tak naprawdę to, co się stało, wydaje się prawie jak z bajki, a gdybym sam tego nie doświadczył – to nigdy bym w to nie uwierzył. Wyobraź sobie: podczas gdy Ty i rodzina śpiewacie i śpiewaliście kolędy tam w Londynie, ja zrobiłem to samo z żołnierzami wroga. Tutaj na polu bitwy we Francji!

Tak jak pisałem wcześniej, ostatnio nie doszło do poważnych walk. Pierwsze bitwy wojny zabrały tak wiele ludzkich istnień, że obie strony pozwalały od czasu do czasu wracać swoim żołnierzom do domów. Na zasadzie wymiany. Spora grupa wróciła na święta do siebie. Ale ja i większość chłopaków zostaliśmy w okopach. Pozostało nam czekać. Ależ to było straszne oczekiwanie! Nocą, w każdej chwili artyleryjskie pociski mogły wylądować obok nas, w okopach, zabijając lub okaleczając wielu. W ciągu dnia nie jest lepiej. Boimy się podnieść głowy ponad wykop w ziemi, ze strachu przed kulką snajpera.

Jest jeszcze deszcz, który pada prawie codziennie. Woda zbiera się dokładnie w naszych okopach, skąd musimy ją wybierać za pomocą garnków i patelni. Wraz z deszczem przyszło błoto. Topimy w nim nogi. Ta brudna, ciastowa masa dostaje się do naszych butów. Jeden nowy rekrut utknął w błocie stopami, a potem, próbując się wydostać, wsadził do niego ręce. Ugrzązł i wydostanie go było sporym trudem. Przez to wszystko, nie mogliśmy powstrzymać niemieckich żołnierzy po drugiej stronie. Ale w końcu i oni stanęli przed tym samym zagrożeniami. Przed tym samym błotem. Co więcej, ich pierwszy wykop był zaledwie kilka metrów od naszego. Między nami była ziemia niczyja, ograniczona po obu stronach drutem kolczastym. Byli jednak na tyle blisko, że czasami słyszeliśmy ich głosy. Słyszeliśmy ich, gdy walczyli, gdy zabijali naszych przyjaciół. Ale innym razem czuliśmy, że mamy ze sobą coś wspólnego. Po wigilijnych wydarzeniach wygląda na to, że czuli to samo co my.

Rozejm bożonarodzeniowy sprawił, że żołnierze zagrali wspólnie w piłkę nożną / źródło: autor nieznany/CC BY-SA 4.0
Rozejm bożonarodzeniowy sprawił, że żołnierze zagrali wspólnie w piłkę nożną / źródło: autor nieznany/CC BY-SA 4.0

Wczoraj, w wigilijny poranek złapał pierwszy, dobry mróz. Zimno jak diabli, ale przynajmniej błoto zamarzło solidnie. Wszystko wkoło pokryła na biel. Słońce rozświetlało wszystko. Idealna świąteczna pogoda. W ciągu dnia był niewielki ostrzał z obu stron. W końcu zapadła ciemność. Strzały ucichły. Nasza pierwsza kompletna cisza od miesięcy! Mieliśmy nadzieję, trochę odpoczniemy. Choć realnie nikt na to nie liczył. Bardziej zdawało się, że Niemcy mogą nas zaatakować. Poszedłem odpocząć w moim łóżku. Próbowałem zasnąć. Na raz, mój przyjaciel John biegł w moją stronę, krzycząc:


– Chodź i zobacz! Zobacz, co robią Niemcy!


Wziąłem swój karabin. Stanąłem w okopie i ostrożnie podniosłem głowę. Nie przypuszczałem, że ujrzę coś uroczego. Klastry malutkich świateł były na całej niemieckiej linii, na lewo i prawo.


– Co to jest? – zapytałem oszołomiony
– Choinki! – odpowiedział Jan


I tak było. Niemcy umieścili choinki przed okopami. Zapalili świeczki lub latarnie, jak latarnie dobrej woli. A potem usłyszeliśmy ich głosy. Śpiewali „Cichą noc”. Ta kolęda nie była bardzo znana w Wielkiej Brytanii, ale Jan o niej słyszał i zaczął recytować jej wersy:


– Cicha noc, święta noc. Pokój niesie ludziom wszem


Nigdy nie słyszałem ani piękniejszego, ani bardziej sensownego tekstu. Kiedy piosenka się skończyła, mężczyźni w naszych okopach zaczęli klaskać. Tak! My, brytyjscy żołnierze biliśmy brawo Niemcom! Więcej! Jeden z naszych ludzi zaczął śpiewać i wszyscy do niego dołączyliśmy. Szczerze mówiąc nie robiliśmy tego tak i harmonijnie jak Niemcy, ale i tak usłyszeliśmy entuzjastyczne brawa. A potem oni zaczęli kolejną kolędę. Po łacinie. Śpiewaliśmy razem z nimi. To była brytyjska i niemiecka współpraca. Myślałem, że nic bardziej niesamowitego mnie nie spotka, ale to, co było dalej, było jeszcze lepsze.


– Anglicy podejdźcie – słyszeliśmy, jak jeden z nich krzyczy.
– Nie strzelajcie, my też nie będziemy strzelać.


Stanęliśmy oszołomieni. Wtedy jeden z nas krzyknął żartobliwie:


– Chodźcie tu!


Ku naszemu zdumieniem, zobaczyliśmy dwie postacie, powstające z okopu. Przeszli nad ich drutem kolczastym i przez ziemię niczyją. Jeden z nich zawołał:


– Wyślijcie policjanta do rozmowy.


Widziałem, jak jeden z naszych ludzi podnosi swój karabin. Chciał być gotowy. Inni zrobili to samo, a nasz kapitan powiedział do nich:


– W razie czego trzymajcie ogień.


Potem wyszedł i ruszył na spotkanie z Niemcami. Miało do niego dojść w połowie drogi. Słyszeliśmy, jak rozmawiają, a kilka minut później kapitan wrócił z niemieckim cygaro w ustach!


– Zgodziliśmy się nie strzelać w swoją stronę. Do jutra, do północy – ogłosił.
– Ale wartownicy mają pozostać na służbie, a reszta musi być czujna.


Po drugiej stronie potworzyły się grupki dwóch lub trzech mężczyzn, którzy powychodzili z okopów i zbliżyli się do nas. Wtedy niektórzy z nas zrobili to samo, a w ciągu kilku minut stanęliśmy na ziemi niczyjej. Ponad stu żołnierzy i oficerów z każdej strony. Uścisnęliśmy dłonie z ludźmi, których staraliśmy się zabić zaledwie kilka godzin wcześniej! Rozpalono ognisko, a wokół niego brytyjski mundur w odcieniu khaki mieszał się z niemieckim szarym. Muszę przyznać, że Niemcy byli lepiej ubrani. Dostali w świeże mundury. Tylko kilku naszych ludzi znało niemiecki. Tyle że wielu Niemców mówiło po angielsku. Zapytaliśmy jednego z nich dlaczego tak jest.


Wielu z nas pracowało w Anglii – odpowiedział. – Przed tym wszystkim byłem kelnerem w Hotelu Cecil. Kto wie, czy nie obsługiwałem twojego stolika


Mogło tak być – powiedziałem, uśmiechając się pod nosem. Powiedział mi, że ma dziewczynę w Londynie, i że wojna przerwała ich wspólne, małżeńskie plany.

Czytaj też: Bierz mój rower! – czyli fair play w sporcie


– Nie martw się. Będziemy tu pewnie do Wielkanocy, a potem będziesz mógł wrócić i poślubisz tę dziewczynę. – powiedziałem, a on zaczął się śmiać.

Potem zapytał, czy wyślę jej pocztówkę, którą da mi później, a ja obiecałem, że to zrobię. Kolejny Niemiec był bagażowym na Victoria Station. On pokazał mi zdjęcie swojej rodziny z Monachium. Jego najstarsza siostra była tak urocza, że od razu powiedziałem mu, że chciałbym ją kiedyś poznać. Zasugerował mi, że być może jej się spodobam i podał mi swój adres. Nawet ci, którzy nie rozmawiali wymienili się prezentami: nasze papierosy zastępowaliśmy ich cygarami, herbatę – kawą, a za naszą peklowaną wołowinę dostawaliśmy ich kiełbasę. Odznaki i guziki od strojów też zmieniły właścicieli, a jeden z naszych chłopaków dostał nawet hełm! Sam oddał skórzany pasek. Niezła pamiątka, którą można pochwalić się po powrocie do domu. Gazety też zmieniły właścicieli. Jeden Niemiec zaczął się głośno śmiać. Jego koledzy mówili nam, że Francja jest skończona, a Rosja prawie pokonana. Odpowiedzieliśmy, że to nonsens.


– Cóż, wy wierzycie w swoje gazety, a my w swoje – wtrącił jeden z obserwujących. Widziałem, że ich prasa kłamała. Jednak po tamtym spotkaniu zacząłem się zastanawiać, ile prawdy jest w brytyjskich gazetach. Przecież ci ludzie nie byli dzikimi barbarzyńcami, o których tyle się pisało. To mężczyźni z domami i rodzinami, nadziejami i strachem, zasadami i tak jak my – z miłością do własnej ojczyzny. Mężczyźni tacy jak my. Dlaczego mamy wierzyć inaczej?
Zrobiło się późno. Przy ognisku przerobiliśmy jeszcze kilka piosenek. Na koniec wszyscy razem zaśpiewaliśmy ”Auld Lang Syne”. Rozstaliśmy się z obietnicą, że spotkamy się jutro. Ktoś nawet wspomniał o meczu piłki nożnej.
Wracałem do okopu, gdy nagle jakiś starszy Niemiec złapał mnie za rękę.


– Mój Boże – powiedział – dlaczego nie możemy spokojnie wrócić wszyscy do domu?
Odpowiedziałem mu, żeby zapytał swojego cesarza. Wtedy on na mnie spojrzał.


– Być może, mój przyjacielu. Ale też musimy też zapytać swoich serc.


Droga siostro, powiedz mi, czy kiedykolwiek słyszałaś o takiej Wigilii? Czy to wszystko oznacza, że to przyjaźń między zwaśnionymi jest niemożliwa? Jest. Ale na polu bitwy oni przestrzegają rozkazów, a my robimy to samo. Poza tym, jesteśmy tu, by zatrzymać ich armię. Odesłać ją do domu. Oczywiście, spory muszą powstawać. Ale gdyby nasi przywódcy złożyli dobre życzenia zamiast ostrzeżenia? Piosenki zamiast obelgi? Prezenty zamiast zemsty? Czy cała wojna nie zakończyłaby się od razu? Wszystkie narody mówią, że chcą pokoju. A jednak w ten świąteczny poranek, zastanawiam się, czy chcemy dostatecznie mocno.

Twój kochający brat,
Tom

Oby podobnych chwil, jak rozejm bożonarodzeniowy było w naszym życiu więcej. Wesołych Świąt!

Podziel się:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Informacje zwrotne w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Facebook
Archiwa

Warto zobaczyć

Jan Banaś i Krok, który zmienił karierę

Podziel się:

Idolów miał kilku. Był wśród nich genialny brazylijski drybler Garrincha. Był też Gerard Cieślik. I George Best, do którego często go porównywano. Choć, jak sam przyznawał, że nie pił w przeciwieństwie do Irlandczyka

Podziel się:
Czytaj więcej

Podcast „Historia Sportu” wystartował!

Podziel się:

Stało się! Po kilku tygodniach od zapowiedzi, wystartował podcast poświęcony historii sportu. W kolejnych odcinkach będziemy starali się przybliżyć słuchaczom legendy, imprezy, wydarzenia, a także stworzyć sportowo-historyczne reportaże.

Podziel się:
Czytaj więcej
Planica

Skakać? Tak! Latać? Nie…

Podziel się:

W ten weekend Planica organizuje finał sezonu. Wśród wielu zawodników Pucharu Świata byli i tacy, którzy… latać nie umieli. Lotnicy to zawodnicy predysponowani do dalekich skoków na obiektach mamucich. Jednak są również

Podziel się:
Czytaj więcej
Bernard Hinault do dziś uważany jest za jednego z najlepszych kolarzy szosowych w historii

Bernard Hinault, co charakter miał borsuka

Podziel się:

Zwano go „Le Blaireau”, czyli „Borsuk”, bo tak jak to zwierzę, gdy czuł realne zagrożenie – walczył. Potrafił też być okrutny; ciągle warczał; jechał z zaciśniętą szczęką, tak, jakby ściskał coś

Podziel się:
Czytaj więcej
0
Chciałbym poznać Twoje zdanie, proszę o komentarz.x
Scroll to Top