To był swego rodzaju pięściarski serial, na którego odcinki widzowie czekali z niecierpliwością. Starcia potomków imigrantów: z Polski i Włoch, którzy dali amerykańskiej publice niezapomniane show. Tony Zale i Rocky Graziano – czyli jedna z największych bokserskich trylogii w historii.
Tony Zale i Rocky Graziano: boks receptą
Obu sportowców więcej łączyło niż dzieliło. Antek Załęski – bo tak w rzeczywistości nazywał się Zale – urodził się w 1913 roku w Polsce. Rodzice, mający na utrzymaniu gromadkę dzieciaków, zdecydowali się poszukać lepszego jutra za oceanem. Czy faktycznie było lepsze? Początkowo nie. Trzy lata po wyjeździe ojciec – Józef Załęski – zginął w wypadku samochodowym. Bieda przez lata stała się życiową towarzyszką Antoniego, a boks, który pokazali mu starsi bracia – odskocznią od rzeczywistości.
Podobny status miała rodzina Thomasa Rocco Barbarella, znanego później jako Rocky Graziano. Był dziewięć lat młodszy od Załęskiego. Podobnie jak on wychowywał się w skromnych warunkach. Jego ojciec pracował w porcie, a w wolnych chwilach lubił zaglądnąć do nadbrzeżnych knajp. Tam, po kilku głębszych, uruchamiał swój „włoski temperament”. Syn, przynajmniej pod tym względem, był jego kopią. Młody Thomas często bił się na ulicach, zyskując opinię chuligana. Nie wiadomo kto i gdzie namówił go, by swoją energię rozładował na bokserskiej sali. Z tej mądrej rady młodzieniec skorzystał. Gdyby tego nie zrobił, pewnie skończyłby w więzieniu. Dla niego treningi również stały się odskocznią i ratunkiem.
Kariery obu zawodników to w większości pasmo sukcesów. Tyle, że Tony Zale był zdecydowanie bliżej ostatecznego rozbratu z ringiem. Wtedy – mówimy o latach 40-tych ubiegłego stulecia – 33-letni pięściarz traktowany był jak weteran. Cztery lata służył też w marynarce wojennej, przez co nie mógł bronić tytułu. Nie zmienia to faktu, że był legendą i jego nazwisko przyciągało tłumy. Graziano – już przed walką – faworyzowany i komplementowany, mógł ewentualnym zwycięstwem nie tylko odebrać polskiemu imigrantowi tytuł, ale i zapisać się w świadomości wielu kibiców jako ten najlepszy. Jedyny.
Tony Zale i Rocky Graziano. Odcinek pierwszy: szczęśliwy cios?
Pierwsze starcie obu panów miało miejsce na Yankee Stadium w Nowym Jorku, 27 września 1946 roku. 40 000 tysięcy kibiców zobaczyło coś niezwykłego. Już kilka sekund po pierwszym gongu Tony powalił Rockiego na deski. Ten jednak pozbierał się… i kilka chwil później zrewanżował się tym samym. To była wspaniała zapowiedź. Kibice szaleli. Kolejne rundy przebiegało pod dyktando Włocha. W piątej odsłonie Graziano kilkoma seriami – o mały włos – nie zakończył pojedynku. Załęskiego uratował gong. Mało kto w tym momencie dawał mu szansę na przetrwanie. O zwycięstwie nie myślał chyba nikt. Wtedy w szóstej rundzie stało się coś niespodziewanego. Tony Zale, który był bombardowany ciosami pretendenta – skontrował. Huknął najpierw w korpus, a następnie prawym sierpowym trafił w szczękę. Rocky Graziano runął na ziemię. Nie zdołał się już podnieść. Mistrz obronił tytuł mistrza świata kategorii średniej. Ale jego przeciwnik już kilka godzin po walce – chciał rewanżu.
Tony Zale i Rocky Graziano: . Odcinek drugi: włoska odpowiedź
Widząc co stało się w Nowym Jorku, promotorzy nie mieli żadnych obiekcji, by obaj sportowcy znów się spotkali. Tym razem w Chicago. 16 lipca 1947 roku. Obóz Graziano chciał tym pojedynkiem udowodnić, że o wyniku pierwszego starcia zadecydowało szczęście. Jeden cios.
Początkowo w parnej hali Chicago Stadium, lepiej prezentował się mistrz. Mniej więcej do trzeciej rundy przeważał. Podrażnione ambicje pretendenta musiały jednak dać o sobie znać. Od czwartej odsłony Rocky szalał w ringu. Zadawał niezliczone ilości kombinacji, które siały spustoszenie w defensywie Załęskiego. Gdy w szóstej rundzie trafił Polaka, było po walce. Zalany krwią Tony, niemal wypadł poza liny. Graziano został mistrzem. A Tony? Czuł się skrzywdzony i tym razem to on zażądał rewanżu.
Tony Zale i Rocky Graziano. Odcinek trzeci: decydujące starcie
10 czerwca 1948 roku giganci boksu starli się ze sobą trzeci raz. Ten decydujący. Tym razem Antoni Załęski przygotował się bardzo starannie do pojedynku. I trzeba przyznać, że od pierwszej wymiany było widać jego przewagę, którą przypieczętował efektownym nokautem w trzeciej rundzie. Rocky Graziano trafił z ringu prosto do szpitala.
Mimo sportowej wojny, krwi i brutalności, której nie szczędzili sobie między linami, obaj zawodnicy bardzo się szanowali. Być może podobna droga, którą musieli przejść, walka z biedą i ucieczka w boks sprawiła, że obaj pięściarze zaprzyjaźnili się.
źródło:
A. Reksza Słynne Pojedynki
A. Kostyra Walki Stulecia