Nieduży człowiek, z małego kraju. Charly Gaul w Luksemburgu uznawany jest za najwybitniejszego sportowca ostatniego wieku. Na to wyróżnienie niewysoki kolarz w pełni zasłużył.
Ten, który dał spełnienie
Luksemburg. Niewielkie, europejskie państwo incydentalnie świętowało znaczące sportowe sukcesy. Kiedy w 1952 roku Joseph Henri „Josy” Barthel zdobył złoty medal olimpijski w biegu na 1500 metrów, jego rządni zwycięstwa rodacy oszaleli. Z zachwytu oczywiście. Wcześniej, podobnego kalibru wyczyn miał miejsce w 1920 roku, w Antwerpii. Sztangista Jos Alzin wystartował w kategorii +82,5 kg i podniósł ciężar, który dał mu tytuł wicemistrza olimpijskiego. Smak tego medalu nie był, aż tak słodki, bowiem Alzin urodził się, mieszkał i zmarł… we Francji. Dziś niejeden nazwałby go „farbowanym lisem”. Prawdziwe sportowe spełnienie dał Luksemburczykom pewien kolarz – Charly Gaul. Najważniejsze, że owo spełnienie nie było jednorazowym występkiem, ale pasmem kilku, naprawdę znaczących tryumfów.
Zakochany w błocie
Charly urodził się 8 grudnia 1932 roku. Nim został zawodowym kolarzem kształtował swoją osobowość w dość oryginalnym miejscu: pracował w rzeźni. Wolny czas poświęcał na treningi, co zaowocowało w 1952 roku: Gaul podpisał swoją pierwszą profesjonalną umowę. Od tego momentu młody Luksemburczyk mógł w pełni poświęcić się swojej pasji. W 1954 roku wystartował w mistrzostwach świata w Solingen. W wyścigu ze startu wspólnego zajął trzecie miejsce. Gorzej wiodło mu się w prestiżowych wyścigach. Dwa lata z rzędu (1953 i 1954) nie ukończył Tour de France. Przełom nastąpił w 1956 roku, w czasie Giro d’Italia.
Charly zwyciężył w klasyfikacji generalnej, a jego znakiem rozpoznawczym stają się etapy górskie i jazda na czas. Do końca sportowej kariery z nazwiskiem Gaul wiązać się będą mordercze podjazdy, deszcz, błoto, śnieg, w których czuł się jak dziecko obdarowane najlepszymi zabawkami. Te umiejętności, połączone z niezłomnym charakterem przyniosły mu w 1958 roku największy sukces w karierze – zwycięstwo w Tour de France.
Przed ostatnimi etapami wspomnianego wyścigu, nieduży (175 cm wzrostu, 64 kg wagi) sportowiec, z równie niedużego kraju, nie uchodził za faworyta. Tę etykietkę przyczepiono już wcześniej Louisonowi Bobetowi i Jacquesowi Anquetilowi. Obaj jednak z różnych powodów wycofali się z zawodów. Charly atak na pozycję lidera rozpoczął w ukochanych górach, w Alpach. Regularnie też dokładał rywalom w „czasówkach”. Kiedy mijał linię mety, nie krył radości. Cieszył się, podskakiwał. To samo robili jego rodacy. Gaul sprawił, że czuli się wielcy. Zresztą, nie pierwszy i nie ostatni raz.
Życie po kolarstwie
Rok później ich bohater znów wygrał. Tym razem na włoskiej ziemi. Do 1963 roku należał do światowej czołówki, ciągle walcząc jak równy z równym z wielkimi kolarskiego świata. Odchodził w chwale, z dożywotnim szacunkiem rywali.
Po zakończeniu sportowej kariery, dość niespodziewanie, Charly Gaul przeniósł się do małej chaty w lesie. Nosił te same ubrania – wzorzyste zielone spodnie, nabijane ćwiekami buty i sweter lub kurtkę. Spacerował ze swoim psem Pockim. Miał telefon, ale nigdy go nie odbierał. Usunął także swoje nazwisko z książki telefonicznej. Nie chciał rozmawiać o kolarstwie. Odizolował się na wiele lat. Dopiero w 1983 roku wyszedł z ukrycia. Wszystko za sprawą kobiety – Josee, którą poznał w czasie obchodów 25-lecia jego zwycięstwa w Tour de France. Wyciągnięcie go na tę imprezę okazało się przełomowe…
Później próbował swoich sił w biznesie. Promował też kolarstwo w Luksemburgu i całej Europie.Na przełomie 1999 i 2000 roku dziennikarze z jego kraju przyznali mu, wspomniany wcześniej tytuł Sportowca Stulecia. Cieszył się nim przez pięć następnych lat. Zmarł w wieku 73 lat, w grudniu 2005 roku.