Kiedy świat staje na krawędzi wojny, wszystko inne odchodzi na dalszy plan. W słownikach więźniów obozów jenieckich, którym skradziono możliwość profesjonalnej rywalizacji w Helsinkach w 1940 roku i w Londynie, cztery lata później, nie było słowa „niemożliwe”.
Pierwsza kradzież
Kiedy w 1914 roku wybuchła I wojna światowa mało kto spodziewał się, że potrwa aż 4 lata. Pierwszy, tak ogromny, światowy konflikt zebrał wielkie żniwa: miliony ludzkich istnień, dobytków, dobra kulturalne. Sportowcom i ich oddanym kibicom wojna ukradła igrzyska. Trzeba przyznać, że wielu spodziewało się, iż zmagania na froncie dość szybko się skończą i impreza zaplanowana na 1916 rok dojdzie do skutku. Niestety stało się inaczej. Największym paradoksem całej sytuacji był fakt, że od 1912 roku Niemcy intensywnie pracowali przy budowie Deutsches Stadion, by później równie intensywnie biegać po bitewnych polach. Nie pomyślcie, że robili to z własnej woli. Część może tak, ale większość wcielano do wojska przymusowo.
Włodarze Cesarstwa Niemieckiego tak mocno zaangażowali się w globalne starcie, tak bardzo chcieli wyjść z niego zwycięsko, że jakaś tam sportowa rywalizacja mogła poczekać. W 1936 roku, atleci z całego globu zjechali się przecież do Berlina, gdzie Adolf Hitler poprzez rywalizację sportową chciał unaocznić wszystkim, jak monstrualna i krzepka jest jego ideologia. Trzy lata później, ten sam człowiek doprowadził do wybuchu II wojny światowej.