historiasportu.info

Pat Tillman: sportowiec, żołnierz, patriota, bohater

Podziel się:

Patriota oddający życie za kraj, a do tego futbolista. Amerykanie do tego konkretnego opisu znaleźli ucieleśnienie. Bohatera. Był, jest i pewnie będzie nim Pat Tillman. Jego śmierć do dziś budzi też ogromne kontrowersje.


Polityka niejednokrotnie mieszała się w sprawy sportu. I odwrotnie. By opisać większość tego typu „zależności” musiałbym wydać grubą książkę. Albo dwie. Na pewno jeden rozdział poświęciłbym Patowi Tillmanowi.
Dlaczego? – zapytacie. Otóż w Stanach Zjednoczonych, gdzie politycy tak mocno mówią o przywiązaniu do narodowych barw, poświęceniu dla kraju, o amerykańskich żołnierzach, którzy strzegą światowego pokoju on – futbolista z zawodu, a żołnierz z wyboru – jest czczony. Sprawie państwowej oddał najcenniejsze co miał. Ale nie tylko dlatego zasługuje na wspomnienie. Cechowały go też cechy obce większości współczesnych sportowców: lojalność i szczerość.


Pat Tillman – sportowiec

Pat Tillman - sportowiec
Pat Tillman – sportowiec

Jego historia zaczyna się w San Jose, w stanie Kalifornia. To tam 6 listopada 1976 roku Pat Thillman przyszedł na świat. Tam też dorastał, uczył się i grywał z kumplami w futbol. Poza sportowym talentem całkiem nieźle szła mu nauka. Rozpoczął więc studia. Wybrał uczelnię w Arizonie. Szybko załapał się do tamtejszej drużyny futbolu gdzie grał na pozycji linebackera (wspomagającego). Robił to na tyle dobrze, że ludzie z Arizona Cardinals zaproponowali mu grę u siebie. Podpisał kontrakt i rozpoczął profesjonalną karierę. Chociaż trenerzy zmienili jego dotychczasową boiskową pozycję, w NFL radził sobie nieźle. Nie umknęło to oczom działaczy innych zespołów.

Gdy pierwszy kontrakt Tillmana wygasał, otrzymał ofertę z  St. Louis Rams, w której gwarantowano mu roczne zarobki rzędu 9 milionów dolarów. Trzykrotnie wyższe niż w Arizonie. Co zrobił futbolista? Pozostał w Cardinals’ach, tak bardzo bowiem doceniał szansę jaką dostał od swojego pierwszego klubu. Kibice pokochali go jeszcze bardziej. Na boiskach NFL biegał do 2001 roku kiedy to odrzucił propozycję przedłużenia kolejnego kontraktu. Stało się bowiem coś, co na zawsze zmieniło jego życie.


Pat Tillman – żołnierz

Pat Tillman - żołnierz
Pat Tillman – żołnierz

11 września 2001 roku Pat śledził relacje telewizyjne z Nowego Jorku. Widział jak dwie bliźniacze wieże World Trade Center padają. Miał świadomość, że giną tam ludzie. Tysiące ludzi. Wewnętrzny głos nie pozwalał mu siedzieć bezczynnie. Chciał się przydać. Ktoś powie, że mógł przecież oddać część swoich sporych pieniędzy rodzinom ofiar. Ale nie o to chodziło. Po zamachach George W. Bush ogłosił światu, że rozpoczyna się wojna z terroryzmem. Osama Bin Laden i jego ludzie z Al-Ka’idy już nigdy nie spali spokojnie. Kolejny raz w historii Amerykanie wysyłali swoich najlepszych synów na wojnę, która (przynajmniej w ich mniemaniu) miała pomóc światu. Wśród tych rzesz młodych mężczyzn znalazł się też nasz bohater.

11 września 2001 roku postanowił wstąpić do armii. Wszystko kosztem kariery sportowej i życia rodzinnego. Dla polityków i ich specjalistów od public relations stał się propagandową maszynką. Sam nie lubił tej otoczki. Wolał walczyć. Dowództwo wysłało go do Afganistanu gdzie w towarzystwie brata Kevina (baseballisty) na własne oczy zobaczył jak wygląda wojna. I wiecie co? Z dnia na dzień Pat uświadamiał sobie, że słowa Bush’a o irackim dyktatorze Husajnie i afgańskich woskach pełnych terrorystów są, delikatnie mówiąc, naciągane. Nie wiem, czy Tillman czuł się oszukany i wykorzystany, ale coraz głośniej mówił o tym, że to co zastał na miejscu jest mocno rozbieżne z faktami, którymi amerykańskie media bombardowały społeczeństwo. Były futbolista widział jak manipuluje się ludźmi. Mówił o tym, a to połączone z jego ogromną sławą, mogło komuś przeszkadzać. Zaznaczam, że daleki jestem od teorii spisowych, ale to co stało się kilka tygodni po „odkryciu” przez Pata prawdy budzi pewne kontrowersje i tajemniczość.


Śmierć pełna niejasności

22 kwietnia 2004 roku pluton Pata Tillmana ruszył na patrol. Górzysty teren przy granicy pakistańsko-afgańskiej był domem terrorystów.  Samochód Humvee, którym jechali żołnierze zepsuł się, toteż dowódcy nakazali podwładnym podzielenie się na dwie grupy. Obie ruszyły w drogę powrotną, zachowując przy tym pewną odległość. Grupa, w której znajdował się były futbolista osłaniała tyły. Nagle zaczęły padać strzały. Żołnierze będący z przodu wpadli w zasadzkę. Pat i pozostali ruszyli im z pomocą. Kule świszczały w powietrzu…  i nagle Tillman padł. Dostał w głowę. Trzykrotnie. Zginął na miejscu.

Przełożeni poinformowali rodzinę, że ich syn, mąż, brat nie żyje. Jak wspomina matka Pata, telefony, które otrzymała po jego śmierci, jasno dawały jej do zrozumienia, że jego syna zastrzelili afgańscy bojownicy. Jedenaście dni po tragedii w San Jose odbyło się nabożeństwo pogrzebowe. Były kondolencje, odznaczenia. Kibice i rodzina zalali się łzami. Politycy wyrażali się o sportowcu-patriocie w samych superlatywach. Pat stał się bohaterem, symbolem walki z terroryzmem. Zginął za kraj, w wojnie, której sens z czasem coraz częściej kwestionował…

Miesiąc po jego śmierci światem wstrząsnęła informacja, że Tillman zginął inaczej. Został zastrzelony przez żołnierza amerykańskiego. W czasie tamtej wymiany doszło do tzw. „frendly fire”. Rodzina futbolisty do dziś jest przekonana, że już na miejscu walki wszyscy wiedzieli, kto tak naprawdę zabił ich bliskiego. Miesiąc, według matki Pata, był tak naprawdę czasem dla armii na zatarcie śladów i ewidentnych nadużyć. Bliscy, z bratem Kevinem na czele, rozpoczęli własne śledztwo. Odnaleźli kilku żołnierzy, którzy byli na miejscu tamtych wydarzeń. Ich relacje były mocno rozbieżne, co jeszcze dodało tajemniczości całej sprawie. I tak powstały dwie wersje śmierci Pata Tillmana. Pierwsza, oficjalna: zginął od kul afgańskich, zmieniona później na: zginął w wyniku pomyłki jednego z Amerykanów. Druga wersja, ta rodzinna mówi, że futbolista został celowo zabity, bo głośno mówił, o manipulacjach na linii: wojna w Afganistanie – media –społeczeństwo, a swego czasu na temat tamtej wojny miał nieco odmienne zdanie. Jak było naprawdę? Pewnie nigdy się tego nie dowiemy.

W całej tej historii najlepiej zachowali się kibice Arizony Cardinals. Oficjalnie nikogo nie oskarżali. Dla nich Pat Tillman, oprócz żołnierza był wspaniałym, wartościowym sportowcem, którego nie można było kupić. Od 2006 pod dachem domowego stadionu wisi numer 40 z którym grał. Być może lojalny futbolista strzeże za ten gest swój ukochany klub. Gdzieś tam z góry.


Podziel się:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Informacje zwrotne w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Facebook
Archiwa

Warto zobaczyć

Young Griffo

Young Griffo – uzależniony fenomen

Podziel się:

W ringu był nieuchwytny. Szybki, przewidujący ruchy przeciwnika Young Griffo zyskał miano specjalisty od defensywy. W życiu prywatnym nie potrafił sobie poradzić z najsilniejszym przeciwnikiem. Z alkoholem…

Podziel się:
Czytaj więcej

Jan Banaś i Krok, który zmienił karierę

Podziel się:

Idolów miał kilku. Był wśród nich genialny brazylijski drybler Garrincha. Był też Gerard Cieślik. I George Best, do którego często go porównywano. Choć, jak sam przyznawał, że nie pił w przeciwieństwie do Irlandczyka

Podziel się:
Czytaj więcej
0
Chciałbym poznać Twoje zdanie, proszę o komentarz.x
Scroll to Top