historiasportu.info

Józef Zapędzki – strzelec „w dychę”

Podziel się:

Historia Józefa Zapędzkiego, wybitnego polskiego olimpijczyka, uczy, że w życiu nigdy nie jest za późno, by trafić w „dziesiątkę”. Dosłownie i w przenośni.


Józef Zapędzki: dzieciństwo i początek kariery

Józef Zapędzki urodził się 11 marca 1929 roku w niewielkim przysiółku Kazimierówka, nieopodal Zawiercia. Zanim świat opętała wojna wywołana przez niespełnionego, wąsatego artystę rodem z Austrii, mały Józek mógł cieszyć się względnym spokojem. Po pierwszych strzałach, które usłyszał we wrześniu 1939 roku nic już nie było takie samo. II wojna światowa zabrała mu ojca, który zginął w obozie koncentracyjnym w Dachau. On sam, mając 14 lat trafił do pracy w fabryce. Następnie został przydzielony do parowozowni w Łazach, gdzie jak sam przyznał po latach, robota była ciężka i brudna. Za wykonywaną pracę nie otrzymywał zapłaty. W takich warunkach Zapędzki doczekał końca wojny.

W drugiej połowie lat 40. dostał się do wojska. Jedno z jego dziecięcych marzeń spełniło się, trafił swoją pierwszą „dychę” i został żołnierzem. W czasie służby na Dolnym Śląsku został wysłany na obowiązkowe ćwiczenia strzeleckie. Ku zdziwieniu wszystkich obecnych wystrzeliwane przez niego pociski przecinały tarczę w jej centralnym punkcie. A przecież był laikiem! Armia miała w swoich szeregach prawdziwy diament, który szybko został poddany obróbce.

Na początku lat 50. Zapędzki  wziął udział w zawodach strzeleckich rozgrywanych w ramach Ligi Przyjaciół Żołnierza. Zaliczył pierwszy w życiu start i od razu zajął drugie miejsce. Do tego na podium rozdzielił fenomenalnych braci JózefaRyszarda Sadurskich – reprezentantów kraju. Trenerzy i działacze strzeleccy widzieli go w kadrze. Był jednak jeden mały problem: papierosy i alkohol. Ta druga używka znajdowała się w indeksie substancji zakazanych. Trzeba było przekonać utalentowanego zawodnika, że musi zerwać z dotychczasowym trybem życia. Rokowań podjął Jan Pietrzak. Sam Zapędzki w wywiadzie dla „Gazety Wrocławskiej” tak wspomina rozmowę:

„Paliłem wtedy trzy paczki dziennie, ale powiedziałem, że rzucę. „A co z wódką? ” – pytał Pietrzak . Powiedziałem, że też rzucę. Postawiłem pół litra na stół i rzekłem, że to ostatnia. Że nie będzie już wódzi do buzi. I tak zrobiłem. Oczywiście, okazyjnie gdzieś się tam jeszcze dziób moczyło, ale tylko symbolicznie.”[1]

Rozpoczął treningi. Samotne. Uważał, że ze strzelaniem jest jak z grą na instrumencie: samemu wypracuje się najwięcej. Więc ćwiczył. Czasami nawet do 1 w nocy. Cierpliwość przyniosła w końcu efekty – w 1960 roku został mistrzem Polski w strzelectwie sportowym. Rozpoczął tym samym swoją długoletnią podróż przez różnej rangi imprezy. Z pistoletem w dłoni oczywiście.

Czytaj też: Strzelanie do gołębi – rysa na igrzyskach?


 

Wielka wyczyny nieco starszego sportowca

W 1964 roku wziął udział w igrzyskach w Tokio. Zajął 15. miejsce w swojej konkurencji. Być może liczył na więcej, ale przecież co się odwlecze, to nie uciecze. Rok po igrzyskach został mistrzem Europy w strzelaniu z pistoletu z centralnym zapłonem. Miał wtedy 36 lat i dopiero w tym wieku rozpoczął swoją prawdziwą międzynarodową karierę. W 1966 roku został indywidualnym wicemistrzem świata (pistolet szybkostrzelny) i brązowym medalistą w drużynie. Trafiał tym samym kolejne „życiowe dychy”, ale te najgłośniejsze ustrzelił w 1968 i 1972 roku.

W czasie igrzysk w Meksyku i Monachium zdobył dwa olimpijskie złota. Pierwsze w historii polskiego strzelectwa. W obu imprezach bił też rekordy olimpijskie. Najpierw w Meksyku wystrzelał 591 punktów, by cztery lata później swój rezultat poprawić (595 punktów). Z Monachium wiąże się też pewna anegdota. Ponoć Zapędzki zabrał na zawody złotą obrączkę, jedyną pamiątkę po ojcu. Być może to ona przyniosła mu szczęście. Przecież po pierwszym dniu przegrywał z reprezentantem Czechosłowacji – Ladislavem Faltą. Rywal w drugim dniu mógł popełnić dwa błędy. Pomylił się czterokrotnie. Medal zadedykował tacie, na niemieckiej ziemi, tym samym kolejne dwie „dychy” stały się faktem.

Józef Zapędzki obecnie.
Józef Zapędzki obecnie.

Był 14-krotnym mistrzem Polski w strzelectwie, siedem razy odbierał medal mistrzostw Europy, dwa razy stawał na podium mistrzostw świata. No i wspomniane dwa złota olimpijskie – osiągnięcia wybitne! Ale kto wie, czy największym sukcesem Józefa Zapędzkiego nie był start w igrzyskach w Moskwie. Mimo niechęci ze stron działaczy pojechał do ZSRR. Miał wtedy 51 lat!

Równolegle z karierą sportową studiował na AWF-ie. Jeździł również taksówką i uczył w szkole. Jego jedyną nietrafioną „dychą” była reprezentacja. Zawsze marzył, żeby zostać jej trenerem, ale nigdy mu się to nie udało. Choć to nie do końca jego wina. Zapędzki w bardzo dobitny sposób opisał również podejście komunistycznych władz do trenowanego przez siebie sportu:

„Moja dyscyplina to nie był sport. Zbyt szybko poznałem prawidła nim rządzące. Pamiętam, jak któregoś roku wyznaczono w moim Śląsku finansowe nagrody za tytuły mistrza kraju. 400 zł za każdy. Ja przywiozłem z MP w Bydgoszczy trzy złota i brąz, co razem dawało 1400 zł. Gdy szedłem do płatnika, mówili mi: „niech pan idzie do pana Zdzisia”. A ten jąkał się i podnosił głos: „ty mi dupy nie zawracaj, ja dla piłkarzy nie mam”. A piłkarze byli to II-ligowi. Nigdy jednak nie wypinałem piersi po medale. Najważniejszy był wynik sportowy. A to wymagało skromności i pracy”.[2]

Zmarł w lutym 2022 roku

źródła:

[1] http://www.gazetawroclawska.pl/artykul/73109,pokazal-ludziom-ze-warto-marzyc,2,id,t,sa.html

[2] tamże


 

Podziel się:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Informacje zwrotne w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Facebook
Archiwa

Warto zobaczyć

Young Griffo

Young Griffo – uzależniony fenomen

Podziel się:

W ringu był nieuchwytny. Szybki, przewidujący ruchy przeciwnika Young Griffo zyskał miano specjalisty od defensywy. W życiu prywatnym nie potrafił sobie poradzić z najsilniejszym przeciwnikiem. Z alkoholem…

Podziel się:
Czytaj więcej

Jan Banaś i Krok, który zmienił karierę

Podziel się:

Idolów miał kilku. Był wśród nich genialny brazylijski drybler Garrincha. Był też Gerard Cieślik. I George Best, do którego często go porównywano. Choć, jak sam przyznawał, że nie pił w przeciwieństwie do Irlandczyka

Podziel się:
Czytaj więcej
0
Chciałbym poznać Twoje zdanie, proszę o komentarz.x
Scroll to Top