historiasportu.info

Legendy boksu: Antoni Kolczyński – pięściarz, który przegrał z chorobą alkoholową

Antoni_Kolczyński w 1939 roku
Podziel się:

Miał tyle samo pięściarskiego talentu, co powodów do kolejnej, alkoholowej eskapady – bez liku. Sam László Papp twierdził, że Antoni Kolczyński, to najlepszy polski bokser, z którym przyszło mu skrzyżować rękawice. W ringu potrafił pokonać prawie każdego. W życiu różnie z tym bywało…


– Kolka zrób coś!!! Obudź się Warszawa patrzy!!!

– Tolek, do cholery wytrzeźwiej w końcu. On Cię zabije jak będziesz tak dalej walczył.

– Spoko, kaszka z mleczkiem Panie Felku. Która to runda?

– Ostatnia, spójrz na nich! Ci ludzie przyszli tutaj zobaczyć, jak dźwigasz się z kolan po zeszłorocznej klęsce. Potrzebują tego, żeby uwierzyć, że to miasto też się dźwignie po powstaniu. Pijaków oglądają na co dzień na ulicach. Ty masz im dać wiarę i nadzieję. Wypalona Warszawa zasługuje na to, co pozostało tym ludziom jak nie wiara i nadzieja? Tymczasem schlałeś się jak ruski żołnierz idący do ataku. No i boisz się tego Pappa, jak Bierut Stalina!

– Ja się boje? Zaraz zobaczysz Pan jak się boję!!!

Antoni Kolczyński chłopak z charakterem

Kim był Kolka i co to była za walka? Było to drugie starcie dwóch wyjątkowych bokserów. Jeden nazwał się László Papp do dziś jest on legendą boksu amatorskiego. Ten Węgier zdobył 3 złote medale igrzysk olimpijskich w 1948, 1952 i 1956. Nas bardziej ten interesuje drugi. Był nim Antoni Kolczyński, nazywany „Cudownym Dzieckiem warszawskiej ulicy”. Urodził się 15.08.1917. Od wczesnej młodości, którą spędził na Warszawskiej Starówce, wyróżniał się instynktem walki. W tracie bójek między ulicami posiadanie go w swojej drużynie gwarantowało, że przynajmniej kilku przeciwników zostanie wyeliminowanych. Podczas takich bójek większość chłopaków „wspomagała” się trzonkami od siekiery, kamieniami czy kastetami. Kolce (tak go nazywano) wystarczały własne pięści.

Ten warszawski majdaniarz miał naprawdę wyjątkowy talent. Potężną siłę ciosu, uzupełniał wyjątkowym refleksem, dynamiką i nade wszystko pewnością siebie. Nigdy nie pękał, nawet jeśli spotkał starszych i większych od siebie chłopaków. Początkowo wydawało się, że bliżej mu będzie do Kusocińskiego lub Stankiewicza. Wykazywał bowiem talent zarówno do biegów długich oraz kolarstwa. Ostatecznie jednak wybrał boks. Mimo, że na ulicy nigdy nie miał pietra, bał się wejść między liny na swój pierwszy turniej. Trzeba go było wpychać siłą do ringu. Jego wyjątkowe predyspozycje naturalnie szybko zauważył Feliks Stamm. To on wychwycił poza jego ogromnymi zaletami również jego braki. Kolka był bardzo słaby w obronie i kontrze. Po kilkumiesięcznych treningach pod okiem Stamma, stał się maszyną do nokautowania. W okresie międzywojennym w Polsce nie było lepszego boksera. Dosłownie zmiatał rywali z ringu. Nie znajdował godnych siebie rywali również na ringach europejskich i za oceanem.

Antoni Kolczyński (z prawej) i bokser włoski Pittori stoją na ringu.
Antoni Kolczyński (z prawej) i bokser włoski Pittori stoją na ringu.
źródło: https://audiovis.nac.gov.pl

Uzależniony talent

W 1939 roku Antoni Kolczyński zdobył mistrzostwo Europy, rok wcześniej uznany został za najlepszego boksera meczu Europa -Stany Zjednoczone. Proponowano mu przejście na zawodowstwo. Jednak Stamm pomny doświadczeń Edwarda Rana zdecydowanie mu to odradził. Realizacja amerykańskiego snu nie była wcale taka prosta. Menadżerowie słynęli z tego, że wyzyskiwali bezgranicznie swoich podopiecznych. Najczęściej mówili oni swoim bokserom – zwyciężaj lub giń i ci często ginęli. Kolczyński podobno bardzo chciał spróbować swoich sił, zaufał jednak Stammowi, który go przekonał, że jeszcze ma czas. Niestety tego czasu za dużo nie było. Jak wszyscy wiemy w 1939 roku, zaledwie 4 miesiące po mistrzostwach Europy w Dublinie, na których polscy bokserzy wypadli wspaniale, wybucha wojna. Kolczyński już wcześniej lubił zatańczyć z gołdą. Wojna tylko pogłębiła te skłonności. Zabrakło sportu, byli za to koledzy, stres i konspiracja.

Nie ma pewności czy brał udział w Powstaniu Warszawskim, pewne jest natomiast, że strasznie się rozpił podczas tego mrocznego czasu. Początkowo po wojnie nie zamierzał wracać między liny, jednak presja otoczenia była zbyt duża. Oczywiście 6 lat poza ringiem nie mogło pozostać bez śladu. Wciąż miał ogromną siłę ciosu, stracił kondycję i dynamikę. Stał się pewnym siebie cwaniakiem ringowym. To wszystko, plus wytrzymałość na ciosy, pozwalały mu wciąż, mimo postępującej choroby alkoholowej, odnosić sukcesy na ringu.

Wiele walk wygrał dzięki swojej reputacji niezwyciężonego. Przeciwnikom często nogi uginały się ze strachu na samą wieść o tym, że będą z nim walczyć. On sam często stosował różne sztuczki psychologiczne. Ustawiał się przed walką w taki sposób, żeby przyszły przeciwnik widział go i słyszał. Kolka sam na niego nie patrzył, stwierdzał, że ma dziś wyjątkowy dzień i jest pewny rozwalenia rywala. Często po  takiej przemowie do której dodawał kilka efektownych uderzeń w powietrze, przeciwnik wchodził do ringu na miękkich nogach.


Wojny z László Pappem

Bardzo często tuż przed walką wyciągano go z lokalów, a jeszcze częściej z melin. Bywało, że na mecze mające miejsce poza Warszawą dowoził go specjalnie wysłany samochód. Nigdy nie można było mieć pewności czy dotrze na ring. Ile razy walczył pijany? Tego nie wie nikt. Wiadomo, że był pijany podczas swojej drugiej walki z László Pappem. Ich pierwsze spotkanie miało miejsce w 1947 roku. Węgier wygrał pewnie na punkty czterokrotnie posyłając Kolczyńskiego na deski (według niektórych relacji noc poprzedzającą walkę Kolka kończył leżąc pijany na stole bilardowym). Teraz, po roku zanosiło się na nokaut.

W pierwszych dwóch rundach wyglądało to strasznie, siedem razy padał i tyle samo razy się podnosił w przerwach pojono go mlekiem. Kibice początkowo pełni entuzjazmu przekonani, że ich pupil u siebie ich nie zawiedzie, zaczynali powoli milknąć. Tylko najbardziej wytrwali krzyczeli jeszcze:

Kolka, Warszawa patrzy, Tolek oddaj mu w końcu.

Nie wiadomo co się stało w narożniku między 2 a 3 rundą. W każdym razie wyglądało to tak jakby Kolka zdążył w ciągu tej minuty, wyspać się najeść, wziąć prysznic i rześki niczym źrebaczek o poranku ruszył do dzieła. Walka przybrała zupełnie inny obrót teraz to Węgier, był na granicy nokautu. Dwa razy László zapoznał się z deskami. Cudem, siłą woli wytrzymał do ostatniego gongu. Publiczność szalała, oczywiście ostatnia runda wygrana na punkty nie mogła odmienić losu pojedynku. Kolka przegrał, lecz parafrazując klasyka, odniósł moralne zwycięstwo, udowodnił, że wciąż trzeba się z nim liczyć.

Stare porzekadło mówi: do trzech raz sztuka. Trzeci raz Kolka i  László spotkali się w Budapeszcie. Niestety znowu zwyciężył Węgier. Choć tym razem powinno być inaczej. Od początku to Polak nadawał ton walce. Według Stamma Węgier wygrał tylko drugą rundę. W trzeciej nokaut wisiał w powietrzu, jednak zawodnikowi gospodarzy pomógł sędzia, przerywając walkę na kilka sekund z nieznanego powodu. To pozwoliło Pappie na dojście do siebie. Po walce sam uważał, że zwycięstwo należało się Polakowi, sędziowie byli jednak innego zdania. W swoich pamiętnikach podkreślał, że Kolczyński był zdecydowanie najlepszym Polakiem, z którym skrzyżował rękawice. Był on zawodnikiem nie do zdarcia, nawet Pietrzykowski który znokautował Węgra nie zrobił na nim takiego wrażenia.

Antoni Kolczyński grób
Grób Antoniego Kolczyńskiego źródło: domena publiczna

Kolczyński zapił się na śmierć mając 47 lat. Umierał w samotności, lecz nie dlatego, że o nim zapomniano. Nie chciał litości ani towarzystwa innych. Jego pogrzeb przyciągnął tłumy warszawiaków. Feliks Stamm, który miał do czynienia z tyloma mistrzami olimpijskimi, jasno wskazał na niego jako najlepszego boksera z którym przyszło mu pracować. Kto jak kto, ale Stamm wiedział, co mówi.


Podziel się:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Informacje zwrotne w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Facebook
Archiwa

Warto zobaczyć

Bernard Hinault do dziś uważany jest za jednego z najlepszych kolarzy szosowych w historii

Bernard Hinault, co charakter miał borsuka

Podziel się:

Zwano go „Le Blaireau”, czyli „Borsuk”, bo tak jak to zwierzę, gdy czuł realne zagrożenie – walczył. Potrafił też być okrutny; ciągle warczał; jechał z zaciśniętą szczęką, tak, jakby ściskał coś

Podziel się:
Czytaj więcej
Firpo wyrzuca mistrza poza ring

Luis Ángel Firpo – oszukany mistrz?

Podziel się:

Luis Ángel Firpo stoczył jedną z najbardziej kontrowersyjnych walk w dziejach boksu. 14 września 1923 r. zmierzył się z Jackiem Dempsey’em. Stawką pojedynku było mistrzostwo świata wagi ciężkiej. Ale w jego

Podziel się:
Czytaj więcej
0
Chciałbym poznać Twoje zdanie, proszę o komentarz.x
Scroll to Top