historiasportu.info

Kuse historie: hokej na lodzie – katastrofa, przepychanka i bramkarskie BHP

Podziel się:

W kolejnym odcinku „Kusych historii” przeczytacie o wielkiej tragedii rosyjskiego klubu. Będzie też o olimpijskiej przepychance w amerykańskim wydaniu, bramkarzu, który jako pierwszy założył maskę ochronną na twarz i o polskim trenerze, który pomógł zatrzymać ZSRR.

Łokomotiw Jarosław – katastrofa

7 września 2011 roku. Tereny nieopodal Portu Lotniczego Tunoszna w Jarosławiu. Kilka minut po katastrofie samolotu Yak Service 9633 służby ratunkowe rozpoczynają akcję ratunkową. Jej bilans okaże się tragiczny: zginęły 44 z 45 osób będących wówczas na pokładzie maszyny. Wśród pasażerów znajdowało się 26 hokeistów i 11 członków sztabu szkoleniowego rosyjskiego klubu hokejowego – Łokomotiw Jarosław. Drużyna grająca wówczas w KHL – najwyższej rosyjskiej klasie rozgrywkowej – miała zainaugurować rozgrywki ligowe. W pierwszej kolejce los przydzielił im rywali z Mińska. Tamtejsze Dynamo było gospodarzem spotkania. Do meczu nigdy jednak nie doszło. Około godziny 16:00 czasu lokalnego, jeden z pilotów samolotu popełnił błąd, w wyniku którego maszyna nie nabrała właściwej wysokości i zahaczyła o antenę radiolatarni. Kilka sekund później runęła na ziemię, rozpadając się na kawałki.

Jedna z największych katastrof lotniczych, której ofiarami byli sportowcy, wywołała w Rosji ogromny smutek. Kibice, działacze i nieliczni zawodnicy Łokomotiwu (trzech niepowołanych na inauguracyjne spotkanie w Mińsku) z dnia na dzień musieli podnieść się po potężnym ciosie. Po czterech miesiącach od wydarzenia, drużyna z Jarosławia zainaugurowała rozgrywki. Tyle że w drugiej lidze. Zdziesiątkowanemu klubowi pomóc chciały pozostałe zespoły. Ich działacze zaproponowali, że oddadzą po kilku graczy z każdego zespołu reprezentującego KHL, a trenerzy Łokomotiwu wybiorą tych, którzy pomogą odbudować hokej w Jarosławiu. Propozycja ta nie spotkała się jednak z akceptacją. Łokomotiw, złożony z młodych hokeistów, wrócił do pierwszej ligi w sezonie 2012/2013. Na przekór tragedii. Ku chwale tych, którzy odeszli.

Zawodnicy, którzy zginęli w katastrofie:

Witalij Anikiejenko, Siarhiej Astapczuk, Michaił Bałandin, Giennadij Czuriłow, Pavol Demitra, Robert Dietrich, Aleksandr Galimow (zmarł 5 dni później), Artiom Jarczuk, Aleksandr Kalanin, Marat Kalimulin, Andriej Kiriuchin, Nikita Klukin, Stefan Liv, Jan Marek, Karel Rachůnek, Rusłan Salej, Kārlis Skrastiņš, Pawieł Snurnicyn, Daniił Sobczenko, Maksim Szuwałow, Iwan Tkaczenko, Pawieł Trachanow, Jurij Uryczew, Josef Vašíček, Aleksandr Wasiunow, Aleksandr Wjuchin

 

Członkowie sztabu szkoleniowego, którzy zginęli w katastrofie:

Brad McCrimmon – trener
Aleksandr Karpowcew – asystent trenera
Igor Korolow – asystent trenera
Jurij Bachwałow – operator kamery
Aleksandr Bielajew – menedżer sprzętu / masażysta
Mikałaj Krywanosau – trener fitness
Jewgienij Kunnow – masażysta
Wiaczesław Kuzniecow – masażysta
Władimir Piskunow – administrator
Jewgienij Sidorow – trener ds. analiz
Andriej Zimin – lekarz drużyny


 

Dwie reprezentacje

W 1948 roku, w szwajcarskim Sankt Moritz wisiał na przysłowiowym włosku. Wszystko przez Amerykanów, pieniądze i ogromne nieporozumienie. Nieporozumienie, na którym skorzystali m.in. Polacy.
W ostatecznym rozrachunku amerykańska drużyna zajęła czwarte miejsce. Jednak przez sytuację, która miała miejsce przed i w pierwszych dniach igrzysk usunięto ją z oficjalnej punktacji. O co właściwie poszło? Otóż USA wysłała do St. Moritz dwa zespoły. Pierwszy z nich miał poparcie międzynarodowej federacji. Sponsorem tego teamu był Amateur Hockey Association (AHA). Drugi, wspierany był przez komitet olimpijski i Amateur Athletic Union (AAU). Obie drużyny zgłosiły się do turnieju jako oficjalne reprezentacje Stanów Zjednoczonych. Choć miejsce było tylko jedno…

Kanada 1948
Reprezentacja Kanady – mistrz olimpijski z 1948 roku.

Rozpoczęła się istna wojna. Nikt nie chciał odpuścić, każdy przedstawiał swoje racje. Wykorzystywano wszystkie dostępne możliwości prawne. W końcu międzynarodowa federacja hokeja zagroziła bojkotem igrzysk. Szwajcarzy ulegli. Dopuścili drużynę AHA do tamtego turnieju, tyle że jej wyniki nie były brane pod uwagę w klasyfikacji końcowej. Na pocieszenie chłopcy z AAU mogli maszerować w trakcie ceremonii otwarcia.
Rozgrywki zakończyły się zwycięstwem Kanady. Zespół złożony z zawodników RCAF Flyers wyprzedził Czechosłowaków i Szwajcarów. Polacy zajęli siódme miejsce, jednak dzięki wycofaniu wyników Amerykanów, awansowali na punktowaną, szóstą pozycję. Biało-czerwoni strzelili w tamtym turnieju 29, a stracili 97 bramek. Zwyciężyli Austrią (7:5) i Włochami (13:7).


 

Historia bramkarskich masek

Jacques Plante – człowiek, który zrewolucjonizował bramkarskie BHP. To w hokejowym wydaniu.
1 listopada 1959 roku słynna nowojorska Madison Square Garden była świadkiem przełomu (dodać należy że bolesnego i krwawego). Montreal Canadiens graja z Rangersami. Właśnie rozpoczyna się 3 minuta pierwszej tercji, a do krążka dopada gracz gospodarzy. Oddaje soczysty strzał w stronę bramki. Plante dostaje w twarz. Na tafli pojawia się krew.

Jacques Plante - pierwszy bramkarz, który chronił swoją twarz. źródło zdjęcia: https://thehockeywriters.com
Jacques Plante – pierwszy bramkarz, który chronił swoją twarz. źródło zdjęcia: https://thehockeywriters.com

Arbiter przerywa mecz i pozwala bramkarzowi opuść arenę zmagań. W tym momencie oczom tysięcy kibiców ukazuje się potworne rozcięcie, które „zdobi” policzek Jacques’a. Interweniuje lekarz, który zmuszony jest założyć kilkanaście szwów. Akcja ratunkowa trwa parę minut. Tuż przed jej zakończeniem trener kanadyjskiej ekipy – Toe Blake – pyta swojego podopiecznego, czy jest w stanie nadal bronić. Ten stwierdza, że tak, ale pod warunkiem, że będzie mógł założyć używaną przez siebie na treningach maskę. Plante stosował ją do ćwiczeń od 1955 roku. Chciał chronić siebie, ale inni nie godzili się, aby stosował ją w oficjalnych grach. Bramkarz wiedział jednak swoje: do tamtej chwili miał na swoim koncie ponad 200, różnego kalibru kontuzji, z których większość dotyczyła twarzy. Nadszedł moment by powiedzieć basta! Trener nie miał wyboru – zgodził się. Z czasem Jacquesa kopiowali koledzy po fachu z innych drużyn. Dziś trudno wyobrazić sobie bramkarza, który nie chroni swojej twarzy. Choć hokej to gra dla twardzieli, to zdrowie jest priorytetem.


 

Józef Kurek – (nie)zapomniany trener

Rzadko kto umieszcza go wśród legendarnych polskich trenerów. Takich pokroju Górskiego, Stamma czy Wagnera. A szkoda bo ten człowiek był współtwórcą jednego z największych sukcesów w historii polskiego hokeja na lodzie – zwycięstwa 6:4 reprezentacji Polski z ZSRR. Trener Józef Kurek, bo o nim mowa, wśród wielu byłych podopiecznych uchodził za człowieka sprawiedliwego. Kiedy zawodnicy wjeżdżali na taflę, wiedzieli, że znajdują się na niej bo faktycznie są najlepsi. U trenera Kurka nikt nie grał za zasługi, przez znajomości czy odgórne naciski. W tamtym meczu, 8 kwietnia 1976 roku, zaszokował ich również odprawą… której praktycznie nie było. Wiedział, że katowicka publiczność, mecz w ramach mistrzostw świata i wielka, hokejowa maszyna zza wschodniej granicy to dla jego graczy samoistna motywacja. On nakazał im zagrać „tylko o honor”.

Józef Kurek źródło zdjęcia: http://kth.i24.pl
Józef Kurek źródło zdjęcia: http://kth.i24.pl

Józef Kurek był też człowiekiem szczerym i stanowczym. Pewnego dnia szybko sprowadził na ziemię porucznika, który szczycąc się swoim stopniem chciał wybrać się na mecz prowadzonej przez niego drużyny. Autobus był wypełniony do ostatniego miejsca, co oznaczało, że ewentualny wyjazd wojskowego pozbawia miejsca w pojeździe jednego zawodnika. Trener Kurek nie pozwolił na taki rozwój wypadków. Postawił się i na mecz wyjechał z kompletem graczy.

Charakter i wartości, które prezentował jako trener wyrobił sobie już wcześniej – grając w KTH Krynica (1948-1954), OWKS Bydgoszcz (1954) i Legia Warszawa (1954-1969). 103 razy reprezentował też biało-czerwone barwy. Przez wielu nazywany był „Bożyszczem Krynicy i stolicy”. W lidze polskiej w 303 meczach zdobył 200 bramek. Zdobył 8 tytułów mistrza kraju. Kibicom najbardziej zapadły w pamięci jego „strzały z klepy”, którymi częstował bramkarzy rywali. Zmarł w lutym 2015 roku. Został pochowany w Krynicy Zdrój.


 

Podziel się:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Informacje zwrotne w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Facebook
Archiwa

Warto zobaczyć

Young Griffo

Young Griffo – uzależniony fenomen

Podziel się:

W ringu był nieuchwytny. Szybki, przewidujący ruchy przeciwnika Young Griffo zyskał miano specjalisty od defensywy. W życiu prywatnym nie potrafił sobie poradzić z najsilniejszym przeciwnikiem. Z alkoholem…

Podziel się:
Czytaj więcej

Jan Banaś i Krok, który zmienił karierę

Podziel się:

Idolów miał kilku. Był wśród nich genialny brazylijski drybler Garrincha. Był też Gerard Cieślik. I George Best, do którego często go porównywano. Choć, jak sam przyznawał, że nie pił w przeciwieństwie do Irlandczyka

Podziel się:
Czytaj więcej
0
Chciałbym poznać Twoje zdanie, proszę o komentarz.x
Scroll to Top