historiasportu.info

Abebe Bikila – bosy mistrz z Etiopii

Podziel się:

Wskazując dziś  faworytów w biegach długodystansowych, na jakiejkolwiek imprezie, od razu na myśl przychodzą zawodnicy z Afryki. Jednak 50 lat temu nie było to takie oczywiste. Wszystko zmienił etiopski supermaratończyk – Abebe Bikila – który światu dał się poznać z kilku powodów. Na pewno był wybitnym sportowcem. Facetem, który swój największy życiowy sukces wybiegał bez butów… ale nie tylko.


 

Koronny, maratoński dystans 42 kilometrów i 195 metrów, dla wielu ludzi czynnie uprawiających sport, jest nie lada wyzwaniem. Zwycięstwo na takim dystansie świadczy nie tylko o ponadprzeciętnej wydolności i sprawności fizycznej. Maraton to również ogromna walka, która rozgrywa się w głowie biegacza. W czasie rzymskich igrzysk, w 1960 roku, taką wewnętrzną wojnę na swoją korzyść rozstrzygnął Abebe Bikila.

 

Urodzony w 1932 roku, w etiopskiej wiosce Jato, sportowiec nie uchodził za faworyta wspomnianej imprezy. Bez wątpienia był nim wtedy Marokańczyk Rhadi Ben Abdesselem. Nasz bohater do swojej konkurencji wystawiony został w ostatniej chwili. Tak naprawdę w zastępstwie. Czas, w którym musiał się przygotować do startu, był tak krótki, że nie zdążył nawet dobrać odpowiedniego obuwia! Co prawda firma wyposażająca zawodników w sprzęt wywiązała się z umowy i jakieś tam buty dostarczyła, ale Abebe stwierdził, że są one nieodpowiednie. Postanowił wystartować tak, jak biegał na co dzień – boso. Chyba nikt wtedy nie przypuszczał, że tak zrodzi się ogromna legenda…

 

Pierwsze kilometry olimpijskiego biegu maratońskiego przebiegały dość spokojnie. Marokański faworyt i nasz bohater urwali się reszcie stawki dopiero na 18 kilometrze. Gdy do mety pozostało mniej, więcej 2 km, Etiopczyk gwałtownie przyśpieszył. Ku uciesze i jednoczesnemu zdumieniu ogromnych rzesz kibiców, wbiegł na metę jako pierwszy, w czasie 2:15,16! Ludzie klaskali, wiwatowali, a on sam uśmiechał się, nie wykazując najmniejszych oznak zmęczenia.

 

 

Tamten moment, kiedy pierwszy czarnoskóry sportowiec z Afryki, staje na najwyższym stopniu podium w Igrzyskach Olimpijskich przeszedł do historii. Być może dla Bikili było to spełnienie marzeń. Tyle, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Cztery lata później, w Tokio znów stanął na starcie. Cel? Oczywiście obronić, jako pierwszy maratończyk w dziejach, złoto olimpijskie. Tym razem biegł już w pełnym uposażeniu. Zakochani w nim Japończycy wspierali go w każdym kroku. A on? Po 2 godzinach i 12 minutach zameldował się na finiszu. Pierwszy! Znów wyglądał, jakby właśnie wrócił z kilkuminutowego spaceru. Porozciągał się i oczekiwał na resztę stawki. Wszystko to wydarzyło się po operacji usunięcia wyrostka robaczkowego, którą Abebe musiał przejść kilka tygodni przed startem.

 

 

Abebe Bikila po wypadku samochodowym.
Abebe Bikila po wypadku samochodowym.

Żywot Abebe Bikili to nie tylko blask złota. Kiedy wrócił do Etiopii po IO w Rzymie, jego ojczyznę ogarnęła wojna domowa. Dekolonizująca się Afryka głośno domagała się swoich praw. Jego rodacy zbuntowali się reżimowi Hajle Sellasje. Wojska rządowe skutecznie stłumiły tamto powstanie. Jego uczestnikom seryjnie wymierzano karę śmierci. Olimpijczyk był wśród zbuntowanych. Cesarz jednak okazał mu łaskę. Być może jego międzynarodowa sława uchroniła go przed straceniem.

 

Największa tragedia w jego życiu wydarzyła się rok po nieudanych igrzyskach w Meksyku (1968). Jechał swoim Volkswagenem Garbusem. Po drodze chciał minąć grupę protestujących studentów. Wykonując manewr stracił panowanie nad pojazdem i rozbił go. W wyniku poniesionych obrażeń został przykuty do wózka inwalidzkiego. On, ikona afrykańskiego biegania, sportowiec, który zapoczątkował nową erę w biegach długodystansowych, do końca życia nie mógł zrobić nawet  jednego kroku. Ogromna tragedia. Chociaż próbował jeszcze swoich sił w sporcie dla niepełnosprawnych, to gdzieś w środku odczuwał ogromny ból. Nie wierzę, że taki obrót spraw nie miał wpływu na jego przedwczesną śmierć. Zmarł mając zaledwie 41 lat, 25 października 1973 roku.

 


 

Podziel się:
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Informacje zwrotne w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Facebook
Archiwa

Warto zobaczyć

Young Griffo

Young Griffo – uzależniony fenomen

Podziel się:

W ringu był nieuchwytny. Szybki, przewidujący ruchy przeciwnika Young Griffo zyskał miano specjalisty od defensywy. W życiu prywatnym nie potrafił sobie poradzić z najsilniejszym przeciwnikiem. Z alkoholem…

Podziel się:
Czytaj więcej

Jan Banaś i Krok, który zmienił karierę

Podziel się:

Idolów miał kilku. Był wśród nich genialny brazylijski drybler Garrincha. Był też Gerard Cieślik. I George Best, do którego często go porównywano. Choć, jak sam przyznawał, że nie pił w przeciwieństwie do Irlandczyka

Podziel się:
Czytaj więcej
0
Chciałbym poznać Twoje zdanie, proszę o komentarz.x
Scroll to Top